To był ciekawy rok w świecie finansów. Działo się dużo i szybko. Na niektóre wydarzenia czekano od lat, a innych jeszcze kilka lat temu nikt nie byłby w stanie tego przewidzieć.


11. Upadek SK Banku
W listopadzie upadł Banku Rzemiosła i Rolnictwa w Wołominie, znany pod marką SK Bank. Był to największy bank spółdzielczy w kraju, a jego plajta kosztowała sektor bankowy ponad dwa miliardy złotych. Posiadacze obligacji stracili 80 mln zł. Była to pierwsza od 15 lat upadłość banku w Polsce.
Wiele wskazuje na to, że SK Bank został celowo wydrenowany z pieniędzy i doprowadzony do upadku, czemu nie zdołał zapobiec ani KNF, ani organy ścigania, które znów okazały się bezradne w obliczu dobrze zorganizowanych oszustów (patrz: Amber Gold).
10. Indie zniosły zakaz importu złota
W lutym władze Indii zakończyły trwającą dwa lata wojnę złotem, znosząc większość restrykcji w imporcie żółtego metalu. Ta decyzja „porządkowała” statystyki, dzięki czemu oficjalny popyt na złoto w Indiach zbliżył się do faktycznie zakupionej ilości kruszcu. Indyjscy jubilerzy szacują, że w 2015 roku import złota do Indii przekroczył 1.000 ton, z czego przemyt stanowił ok. sto ton.
Legalizacja importu złota nie oznaczała, że indyjskie władze przeprosiły się z „barbarzyńskim reliktem”. Nic z tych rzeczy! Jednak tym razem posłużono się marchewką, a nie kijem. Ową „marchewką” był plan „monetyzacji złota”, w ramach którego Hindusi mogą ulokować złoto w banku, otrzymując w zamian odsetki. Program wystartował 5 listopada i póki co okazał się niewypałem: przez pierwsze dwa tygodnie zebrano ledwie 400 gram złota – donosił Reuters.
To kropla w morzu 22.000 ton złota, na jakie szacuje się prywatne indyjskie rezerwy kruszcu. Nieco większym powodzeniem cieszył się równoległy program złotych obligacji rządowych, na które nadeszło 63 tys. zgłoszeń opiewających łącznie na 917 kg złota. Rządowe plany mogą uratować hinduskie świątynie, w których posiadaniu jest kilka tysięcy ton królewskiego metalu. Bombajska świątynia Siddhivinayak już zdeponowała 10 kg ze 160 kg posiadanego złota.
9. Polityczna rzeź WIG20
Rok 2015 przejdzie do historii warszawskiej giełdy jako dwulicowy typ. Do maja wszystko było pięknie: akcje drożały, humory dopisywały, a WIG osiągnął najwyższą wartość od 2008 roku (57.460,44 pkt.). Później było już tylko gorzej: weszliśmy na „czarną ścieżkę” i odhaczyliśmy kolejną rocznicę bez rekordu na GPW. WIG kończył rok 2015 ze stratą 9,6%, choć w maju rósł nawet o 11,8%.
O ile wyniki całego rynku można jeszcze przeboleć, o tyle rezultat WIG20 był deprymujący. Utratę niemal 20% przez indeks blue chipów w znacznym stopniu „zawdzięczamy” politykom z obu stron barykady. Zarówno przedstawiciele PiS jak i PO robili, co tylko mogli, aby zdołować notowania spółek energetycznych („ratowanie” państwowych kopalń węgla kamiennego), sektora bankowego (podatek od aktywów, „preferencyjne” przewalutowanie kredytów walutowych), KGHM (niespełniona obietnica zniesienia „kagiemnego”), PZU (repolonizacja banków plus horrendalna stawka podatku finansowego) oraz sektora handlowego (podatek od handlu).
Polityczna masakra WIG20 kulminowała się na początku grudnia, gdy indeks blue chipów kontynuował drugą najgorszą serię w swojej historii, zniżkując przez siedem miesięcy z rzędu. W listopadzie WIG20 wyłamał się z 4-letniej konsolidacji i z poziomu 2.000 punktów runął do 1.746 pkt. (6-letnie minimum), do końca roku odrabiając część strat.
8. (Ostatni?) rok dezinflacji/deflacji
„Globalna dezinflacja i podmuchy deflacji” były według mnie najważniejszym finansowym wydarzeniem roku 2014. Rok temu zakładałem, że w odpowiedzi banki centralne zwiększą tempo kreacji pieniądza (co faktycznie nastąpiło – głównie w Europie), ale póki co skrajnie ekspansywna polityka monetarna nie przyniosła inflacyjnego bodźca.
Na koniec roku łagodną deflację (1,4% rdr) notowała Szwajcaria oraz Tajlandia, Izrael, Grecja, Polska czy Hiszpania. W największych gospodarkach globu tzw. inflacja CPI była bliska zeru: w strefie euro wynosiła 0,2% rdr, w USA, 0,5%, w Japonii 0,3%, w Niemczech 0,4%, we Francji 0,0%. Nawet w Chinach ceny rosły (oficjalnie) w średnim tempie 1,5% rocznie.
Wzrost cen szybszy od 3% notowano tylko w kilku liczących się krajach rozwijających się: w Indiach (5,4%), Turcji (8,1%), Nigerii (9,4%), Brazylii (10,5%), Argentynie (14,3%) i Rosji (15%). We wszystkich przypadkach głównym winowajcą była słaba waluta, mocno tracąca na wartości względem dolara.
Za najniższą od dekad inflacją w krajach rozwiniętych stały dwa czynniki: jeden oczywisty i drugi już trochę mniej. Tym pierwszym były najtańsze od 13 lat surowce (o czym poniżej), a drugim najniższe we współczesnej historii stopy procentowe (o czym później) umożliwiające byt nierentownym producentom.
7. Surowcowy armageddon
Od początku roku mierzący ceny głównych surowców rolnych i przemysłowych indeks CRB spadł o 23%, w grudniu osiągając najniższy poziom od 2002 roku. Surowcowy armageddon sprowadził ceny ropy naftowej do najniższego poziomu od 11 lat, co skutkowało najtańszymi paliwami od 2009 roku.
Deflacyjny powiew z rynków surowcowych to efekt kilku zjawisk. Po pierwsze, po dwóch dekadach szalonej ekspansji gospodarczej Chiny znacząco zwolniły tempo rozwoju, przestawiając gospodarkę z surowcochłonnego przemysłu na sektor usług i konsumpcji krajowej. Państwo Środka, które zużywa 60% światowej produkcji cementu, 54% aluminium, prawie połowę miedzi, stali, niklu i węgla, w 2015 roku rozwijało się najwolniej od ćwierć wieku. Dane o produkcji energii elektrycznej świadczą wręcz o recesji w chińskim przemyśle, co potwierdzają odczyty indeksu PMI.
Po drugie, „łupkowa rewolucja” w Stanach Zjednoczonych oraz polityka zwiększania wydobycia pomimo względnie niskich cen przez kluczowych producentów (Arabia Saudyjska, Rosja, Irak) doprowadziły do drastycznego spadku notowań ropy, która jeszcze w połowie 2014 roku kosztowała ok. sto dolarów za baryłkę. W grudniu ’15 było to już ok. 35 USD. Rosnąca produkcja przy zwalniającym wzroście gospodarczym na świecie (zwłaszcza w surowcochłonnych krajach rozwijających się) doprowadziły do nadprodukcji większości podstawowych surowców.
W mojej ocenie weszliśmy w okres średnioterminowego przesilenia na rynkach surowcowych. Producenci już od kilku miesięcy gwałtownie tną nakłady inwestycyjne i zamykają najdroższe kopalnie. To za jakiś czas przełoży się na mniejszą ilość oferowanych surowców, co przy założeniu nieobniżonego zapotrzebowania powinno się przełożyć na wyższe ceny. Indeks CRB spadał przez ostatnich 5 lat z rzędu, co jest najdłuższą taką serią od przynajmniej 20 lat. Uważam, jest mała szansa, aby szósty rok z rzędu zamknął pod kreską.
6. QE w strefie euro i ujemne stopy w Europie
Europejski Bank Centralny stracił cnotę i już oficjalnie dołączył do tzw. drukarzy, uruchamiając program skupu aktywów i kreując w ten sposób 60 mld euro miesięcznie. Ponieważ wbrew oficjalnym zapewnieniom Mario Draghiego europejskie QE nie zadziałało tak, jak tego oczekiwali jego autorzy, w grudniu EBC postanowił… wydłużyć program QE o „przynajmniej” sześć miesięcy, czyli do końca marca 2017 roku. Przy okazji EBC obniżył stopę depozytową z -0,20% do -0,30%.
Monetarni znachorzy nadal wierzą, że jeśli coś nie zadziałało, to tylko dlatego, że użyto zbyt małej dawki. „Robimy więcej, ponieważ to działa” – zaklinał rzeczywistość Mario Draghi. „Szaleństwem jest robić wciąż to samo i oczekiwać różnych rezultatów” –odpowiedziałby mu Albert Einstein. Pomimo rozcieńczania wartości waluty (poprzez QE), wspierającego eksporterów osłabienia euro, zerowych (lub niekiedy wręcz ujemnych!) stóp procentowych oraz najtańszych od lat paliw, europejska gospodarka nie potrafiła osiągnąć nawet 2-procentowego wzrostu PKB.
Efektem nierozważnych działań EBC była epidemia ujemnych stóp procentowych, która uderzyła w Europie. Broniąc się przed aprecjacją krajowej waluty (co uderzałaby w rodzimych eksporterów) ujemne stopy jako pierwsza wprowadziła Szwajcaria. W ślad za nią poszły Szwecja i Dania. Matrix ujemnych stóp procentowych dopadł przede wszystkim sektor obligacji skarbowych: wiosną papiery dłużne o wartości nominalnej ponad 3,5 biliona USD były notowane przy ujemnych rentownościach!
Zaordynowana przez banki centralne represja finansowa ma na celu zmuszenie oszczędzających do zwiększenia konsumpcji. Tego celu nie udało się zrealizować. Ale udało się osiągnąć faktyczną dewaluację euro: kurs EUR/USD pomiędzy styczniem a marcem 2015 roku spadł z niemal 1,20 do niespełna 1,05, osiągając najniższą wartość od 12 lat.
5. O włos od Grexitu
W lipcu euroland stanął na krawędzi Grexitu. Przyciśnięci przez Trojkę (KE, EBC, MFW) Grecy mieli w zanadrzu plan „B”: alternatywny system płatniczy i powrót do drachmy. Dlaczego się na niego nie zdecydowali? Prawdopodobnie z powodu negatywnej „decyzji kredytowej” Putina, którego do niepomagania Grecji przekonała kanclerz Angela Merkel. Co było ceną tego dealu, do dziś nie wiemy.
Wiemy za to, że premier Cipras podpisał haniebną kapitulację, zgadzając się na wszystkie żądania wierzycieli w zamian otrzymując obietnicę pożyczenia kolejnych 85 mld euro. Było to nie tylko sprzeniewierzenie się przedwyborczym obietnicom, ale też zignorowanie głosu suwerena, który w lipcowym referendum odrzucił warunki zagranicznych kredytodawców.
Grecy poddani presji Europejskiego Banku Centralnego, który zamroził limity ELA (awaryjnych linii kredytowych dla greckich banków), urządzili sobie rujnujące gospodarkę kilkutygodniowe wakacje bankowe i wzorem Cypru wprowadzili kontrolę przepływu kapitału. Grecja została też pierwszym krajem rozwiniętym, który nie uregulował w terminie należności wobec Międzynarodowego Funduszu Walutowego.
W wyniku lipcowego przesilenia Grecja (póki co) pozostała w strefie euro na koszt europejskich podatników. Niespłacalny grecki dług zrobi się jeszcze większy. Polityka utrzymania euro za wszelką cenę znów wzięła górę nad zdrowym rozsądkiem. Właściwe rozwiązania (tj. bankructwo Grecji i powrót do waluty narodowej) ponownie zostały odłożone w czasie. Jestem dziwnie spokojny, że do „greckiej telenoweli” wrócimy w 2016 roku.
4. Upadek Europy
Kryzys migracyjny i zamachy terrorystyczne w Paryżu były tylko najbardziej medialnymi oznakami zapaści, w jaką popadł Stary Kontynent. Upadek Europy objawia się na kilku płaszczyznach: gospodarczej (udział Europy w światowym PKB szybko i systematycznie maleje), demograficznej (szybkie starzenie się społeczeństwa, wymieranie rdzennej ludności i spadek liczby ludzi w wieku produkcyjnym), finansowej (rosnący dług publiczny) i ideologiczno-mentalnej.
I chyba ta ostatnia jest najgroźniejsza. „Rok 2015 ma szansę zapisać się w historii jako moment przełomowy, przyspieszający upadek Starego Kontynentu” – napisałem w lutym 2015 r. Abstrahując od kwestii ekonomicznych zaawansowanie rozkładu Europy najlepiej obrazują reakcje władz i zastraszonego społeczeństwa na listopadowe zamachy w Paryżu. Tak, jak się obawiałem, odpowiedzią europejskich władz były (lub będą) ograniczenia wolności: swobody podróżowania, dokonywania transakcji finansowych, dostępu do broni czy nawet anonimowego telefonowania.
Cywilizacja, która nie jest w stanie upilnować własnych granic ani obronić się przed garstką terrorystów z zamorskiego Państwa Islamskiego, najprawdopodobniej podzieli los Cesarstwa Rzymskiego. Podobnie jak Rzym, współczesna Europa upada za sprawą własnej słabości.
3. Chiny
Rok 2015 był rokiem Chin. O Państwie Środka mówiło się dużo i głośno. Po pierwsze, z powodu załamania się wzrostu gospodarczego, który nawet według oficjalnych statystyk spadł do najniższego poziomu od 25 lat. Po drugie, z powodu spektakularnej bańki i późniejszego krachu na rynku akcji, który napędził stracha nawet graczom z Wall Street.
Po trzecie, z powodu historycznej decyzji Międzynarodowego Funduszu Walutowego, który w listopadzie włączył juana do elitarnego koszyka tworzącego Specjalne Prawa Ciągnienia. O dodaniu renminbi w skład SDR-a pisaliśmy w styczniu i w mojej ocenie był to kolejny krok na drodze do nowego światowego ładu monetarnego już bez hegemonii dolara.
Po czwarte, w sierpniu Chiny dokonały pierwszej od ćwierć wieku dewaluacji juana, zaskakując rynki finansów, równocześnie urynkawiając proces ustalania urzędowego kursu USD/CNY. Po piąte, Ludowy Bank Chin wreszcie dokonał „złotego coming outu”, przyznając się do posiadania 604 ton złota więcej niż poprzednio. Od sierpnia LBCh już co miesiąc raportuje stan zasobów złota, równocześnie przyznając się do szybkiego odpływu oficjalnych rezerw walutowych.
Po piąte, mocno wzrosła aktywność Chin na Pacyfiku. Państwo Środka rości sobie prawa do kolejnych spornych akwenów, w tym przede wszystkim do całego Morza Południowochińskiego poprzez kolonizację Wysp Spratly i usypywanie sztucznych wysp. Rozpoczęło się tradycyjne prężenie muskułów w stylu zimnowojennej konfrontacji USA-ZSRR: Amerykanie wysłali okręty wojenne i bombowce, a Chińczycy zrewanżowali się wyprawą wojskowej flotylli w rejon Alaski. Chiny toczą też spory terytorialne z Japonią, Wietnamem, Filipinami i Malezją oraz mają wciąż nieuregulowaną granicę z Indiami.
2. Sensacyjna decyzja SNB, czyli Szwajcaria porzuciła euro
15. stycznia 2015 r. – tę datę na długo zapamiętają nie tylko zadłużeni we franku. Tego dnia Szwajcarski Bank Narodowy nagle zerwał z polityką obrony minimalnego kursu wymiany euro na franka – czyli utrzymywanego od sierpnia 2011 nierynkowego i zawyżonego kursu EUR/CHF na poziomie 1,20 franka za euro. Równocześnie SNB wprowadził ujemny Libor dla franka w przedziale od -0,25% do -1,25%, sprowadzając nie tylko krótkoterminowe stopy procentowe poniżej zera.
Decyzja SNB dla wielu była szokiem. Handel na parze euro-frank praktycznie zamarł na kilkanaście minut, a na platformach foreksowych i serwisach finansowych ukazywały się bardzo dziwne notowania. Na polskim rynku cena franka podskoczyła z 3,55 zł do nawet 4,69 zł, aby po kilku dniach ustabilizować się w okolicach czterech złotych. Przed szwajcarskimi kantorami ustawiły się długie kolejki chcących wymienić franki na okazyjnie przecenione euro. Do końca 2015 roku kurs franka wahał się od 3,80 do 4,062 zł.
Wbrew powszechnej opinii styczniowa decyzja SNB nie była całkowitym zaskoczeniem. Byli tacy, którzy jej oczekiwali lub nawet prognozowali. Z ręką w nocniku obudziła się jednak większość foreksowego świata, co doprowadziło nawet do bankructwa kilku brokerów. Analitycy i ekonomiści zostali oszukani przez przedstawicieli jednego z największych i najbardziej wiarygodnych banków centralnych świata – jeszcze na trzy dni przed decyzją wiceprezes SNB Jean-Pierre Danthine zapewniał, że „minimalny kurs wymiany musi pozostać fundamentem naszej polityki monetarnej”.
Wbrew lamentowi niektórych komentatorów szwajcarskiej gospodarki nie spotkało nieszczęście. Co prawda dynamika PKB wyhamowała niemal do zera, ale stopa bezrobocia pozostała na bardzo niskim poziomie 3,4%. Wzrosła za to siła nabywcza Szwajcarów: lekka deflacja na poziomie CPI (-1,4% rdr w listopadzie) okazała się najsilniejszym spadkiem cen od 56 lat!
1. Pierwsza od 2006 roku podwyżka stóp procentowych w USA
To wybór o tyle oczywisty, co znamienny. Znaczenie grudniowej decyzji Rezerwy Federalnej może się okazać trudne do przecenienia. Równo po 7 latach największa gospodarka świata zakończyła okres faktycznie zerowych stóp procentowych. Była to pierwsza podwyżka stóp w USA od czerwca 2006 roku, a więc od prawie dekady. Na rynkach finansowych to epoka.
Nawet zakładając, że czekająca nas ścieżka podwyżek w USA będzie bardzo łagodna (w 2016 roku to maksymalnie 3-4 podwyżki po 25 pb. każda) i wciąż niepewna (podwyżek może być mniej), to reakcje na rynkach długu już są istotne. Poczynając od skoku rentowności krótkoterminowych obligacji skarbowych po rzeź obligacji śmieciowych.
Sytuacja jest bezprecedensowa. Jeszcze nigdy wcześniej Fed nie trzymał stóp tak nisko przez tak długo, przy pomocy kolejnych fal QE pompując spekulacyjne balony niemal we wszystkich zakamarkach rynków finansowych: od nieruchomości, przez obligacje, po akcje i wydobycie ropy i gazu z łupków. Rezerwa Federalna zaczęła podnosić koszty kredytu, gdy amerykańska gospodarka zmierza w stronę recesji, a giełdowe indeksy ocierają się o historyczne szczyty.
Konsekwencje serii wieloletnich monetarnych błędów będą katastrofalne, a podwyżki stóp procentowych w USA mogą nas szybko przybliżyć do momentu ich materializacji. Kryzys z roku 2008 będzie wtedy miłym wspomnieniem.