REKLAMA
ZOOM NA SPÓŁKI

(Niezbyt) krótka historia chińskiej hossy

Krzysztof Kolany2015-08-25 12:05główny analityk Bankier.pl
publikacja
2015-08-25 12:05

Przez rok chińska giełda więcej niż podwoiła swoją wartość w całkowitym oderwaniu od fundamentów w postaci wzrostu gospodarczego i wyników spółek. Ale od czerwca trwa paniczna wyprzedaż chińskich akcji. Przypomnijmy, jak do tego doszło.

(Niezbyt) krótka historia chińskiej hossy
(Niezbyt) krótka historia chińskiej hossy
fot. Chinatopix / / EastNews

Chiński lot nad kukułczym gniazdem rozpoczął się rok temu, w czerwcu i lipcu 2014r. Po pięciu latach bessy indeks Shanghai Composite (SHC) mierzący ceny akcji dostępnych tylko dla chińskich rezydentów po 5 latach bessy zaczął okazywać oznaki życia opuszczając strefę 2.000 punktów.

Tak się pompuje w Chinach

Chińską bańkę charakteryzowały dwa czynniki. Po pierwsze, była w przeszło 90% domeną inwestorów indywidualnych, często pozbawionych jakiejkolwiek wiedzy o giełdzie. Po drugie, nikt nie patrzył na tzw. fundamenty. Co z tego, że gospodarka zwalnia, a wzrost PKB – nawet ten prognozowany przez rząd – ma być najwolniejszy od 25 lat?

Owly Image

Hossa była dziełem giełdowych naganiaczy i rozentuzjazmowanego tłumu drobnych inwestorów. Ich ikoną stał się uliczny sprzedawca bananów, sfotografowany podczas przeglądania notowań giełdowych na netbooku. Symbolika w pełni: bananowy rynek napędzany przez chińskich „Januszy giełdy”, nad Wisłą zwanych „leszczami”.

Był to kolejny etap pompowania baniek spekulacyjnych za przyzwoleniem władz ChRL, które wręcz stymulowały tego typu zachowania obniżając stopy procentowe i wprowadzając restrykcje na rynku nieruchomości. Pekin chcąc rozbroić jedną bańkę (w nieruchomościach) kreował kolejną (na giełdzie) przy okazji jak ognia unikając mechanizmów rynkowych- nie dopuszczając do bankructw i organizując bailouty niewypłacalnych przedsiębiorstw.

Giełdowe inwestycje były wręcz promowane przez państwową telewizję. Po nieruchomościach i złocie władze wymyśliły kolejny kanał ujścia dla fali 90 bilionów (!) juanów (to przy obecnym kursie równowartość 14 bilionów USD) wykreowanych przez ostatnie 7 lat. Bańka w Szanghaju była ogniwem łańcucha błędnych inwestycji będących efektem niepohamowanej ekspansji kredytu.

Niemrawe złego początki

Wzrosty w Chinach zaczęły się dość niemrawie. Wzrosty przyspieszyły dopiero w listopadzie 2014 roku, gdy Ludowy Bank Chin (LBC) zaczął ciąć stopy procentowe, wyganiając pieniądze z niskooprocentowanych lokat bankowych na giełdę i w stronę mrocznych zakamarków chińskiej bankowości cienia (ang. shadow banking).

„Obniżka stóp procentowych jest sygnałem zmiany polityki gospodarczej ChRL w stronę większego „wsparcia” dla wzrostu gospodarczego. Czyli przyzwolenia na dalsze pompowanie spekulacyjno-inwestycyjnej bańki kredytowej napędzającej wzrost PKB w ostatnich 6 latach” – pisaliśmy w listopadzie. LBC osiągnął cel: w grudniu wzrosty na parkiecie w Szanghaju przyspieszyły, choć zmienność była spora: wzrosty były przeplatane spadkami o przeszło 5%.  

Początek A.D. 2015 przyniósł wysyp doniesień o rosnącym znaczeniu Chin. Juan miał zostać włączony w skład koszyka SDR, a władze w Pekinie na scenie międzynarodowej rywalizowały ze Stanami Zjednoczonymi: zacieśniając współpracę z Rosją i przeciągając na swoją stronę większość Europy. Jak to zwykle bywa – o hossie w Szanghaju zaczęło być głośno dopiero na kilka miesięcy przed jej zakończeniem.

W marcu pisaliśmy: „indeks Shanghai Composite zyskał niemal 2% i znalazł się na najwyższym poziomie od 7 lat. Po 5 latach stagnacji chińska giełda przez ostatnie pół roku dała zarobić 60%”. Dzień później przypominaliśmy, że „fabryka świata” wciąż zwalnia, przypominając o słabych danych z chińskiej gospodarki. „Wielka bańka na azjatyckich giełdach” – to tytuł artykułu po sesji, na której japoński Nikkei225 osiągnął najwyższy poziom od 15 lat, a parkiet w Hong Kongu zmierzał do szczytu z roku 2007. Pozwolę sobie na autocytat:

Chiński rynek akcji – zarówno ten „wewnętrzny” w Szanghaju jak i „eksportowy” w Hongkongu – nosi pełne znamiona bańki spekulacyjnej. Na rynek trafiają „inwestorzy” legitymujący się ledwie podstawowym  wykształceniem (w sensie: zdążyli ukończyć tylko podstawówkę. (…) Akcje kupowane są coraz częściej na kredyt – chińscy inwestorzy pożyczyli już ponad 200 mld juanów (32,2 mld USD). Niedoświadczeni inwestorzy kupują przede wszystkim akcje spółek groszowych (bo są „tanie”), a chińskie spółki technologiczne wyceniane są na... 220-krotność raportowanych zysków, czyli wyżej niż Nasdaq w szczycie bańki internetowej. Chiński rynek akcji bardziej przypomina GPW z roku 1993. Krach wydaje się już nieunikniony. Tylko nikt nie wie, jakie poziomy chiński rynek może osiągnąć, zanim bańka pęknie” – to było na dwa miesiące przed szczytem.

Chiński "akcjonariat obywatelski"

Chiński rynek znalazł się jednak w takiej fazie, że wszyscy chcieli kupować. Co tydzień przybywało kilka milionów (!) nowych rachunków maklerskich, a pożyczek pod zakup akcji udzielano na wyspecjalizowanych portalach społecznościowych. W rezultacie liczba inwestorów indywidualnych w Chinach sięgnęła 90 milionów, przewyższając liczbę członków Partii Komunistycznej.

Od tego czasu o chińskiej giełdzie mówiło się coraz więcej. Rejestrowaliśmy każdy silniejszy ruch w Szanghaju: w górę jak i w dół. Bańka puchła, choć dane nadchodzące z gospodarki było coraz gorsze. Ale jeszcze w maju mało kto przejmował się faktem, że chiński eksport mocno spada. Ważne było, że Ludowy Bank Chin znów tnie stopy, wlewając jeszcze więcej gotówki na rozgrzany do czerwoności rynek akcji. „Bańka w Szanghaju znów puchnie” – ostrzegaliśmy na miesiąc przed jej pęknięciem.

Przedostatnim znakiem ostrzegawczym była silna spadkowa sesja pod koniec maja, gdy indeks Shanghai Composite (SHC) spadł o 6,5% po tym, jak w trakcie poprzednich 7 sesji zyskał 11%. Ewidentnym sygnałem do katapultowania się z giełdy była informacja, że co tydzień jeden Chińczyk stawał się miliarderem.  „Chińczycy dmuchają giełdową bańkę” – do znudzenia powtarzaliśmy jeszcze pod koniec maja. A giełda i tak rosła.

W czerwcu na giełdzie w Szanghaju zaczęło się robić nerwowo: SHC potrafił spadać nawet o 5%, by i tak zakończyć dzień na plusie. „Mimo wszystkich przeciwności straty zostały odrobione, a hossa podtrzymana” – coś takiego zawsze jest podejrzane. Sam szczyt hossy z 12 czerwca przeszedł praktycznie niezauważenie – taka już jest natura szczytów, że widać je dopiero z daleka.

O chińskiej giełdzie ponownie zrobiło się głośno dopiero tydzień później, gdy SHC w ciągu jednego dnia stracił 6,4%. „Z chińskiej bańki szybko uchodzi powietrze” –brzmiał tytuł artykułu określającego wydarzenia w Szanghaju mianem „klasycznej manii, porównywalnej do końcówki lat 20. XX wieku w Stanach Zjednoczonych”.

„Bezpośrednim katalizatorem „korekty” były decyzje chińskich władz, które zaostrzyły regulacje dotyczące lewarowanych zakupów akcji. Szacuje się, że nominalna wartość kredytów na zakup akcji sięga już 3-4 bilionów juanów (483-664 mld USD), co stanowi  5-7% PKB Chin!”  Kilka tygodni później te same władze usiłowały w rozpaczliwy sposób zatrzymać spadki wywołane przez spanikowanych i zlewarowanych inwestorów.

Nieudolne interwencje władz tylko zaszkodziły

Od czerwcowego szczytu do lipcowej interwencji władz SHC w zaledwie trzy tygodnie spadł o jedną trzecią. Do rzadkości nie należały sesje, gdy spadki przekraczały 7%, co świadczyło o panice inwestorów.   Nie pomogły  awaryjne obniżki stóp procentowych przez Ludowy Bank Chin, bo tracący pożyczone pieniądze inwestorzy sprzedawali akcje, aby uniknąć dalszych strat. Był to moment, gdy strach przeważył nad chciwością i przeceny akcji już nie dało się zatrzymać.

Górę wzięła jednak komunistyczna mentalność chińskich władz, które postanowiły administracyjnymi metodami zatrzymać spadki na giełdzie. Zabroniono giełdowych debiutów, China Securities Finance dostała prawie pół biliona dolarów na interwencyjny skup akcji, a państwowe firmy zostały zobowiązane do inwestowania na giełdzie, dopóki SHC utrzymuje się poniżej 4.500 punktów. Władze użyły też typowych metod autorytarnych: dużym inwestorom po prostu zabroniono sprzedaży akcji, a za „podejrzane” transakcje krótkiej sprzedaży akcji można było nawet trafić za kratki.

Interwencja rządu szybko okazała się nieskuteczna i na giełdę wróciły spadki. Władze próbowały ratować sytuację zawieszając notowania nawet połowy spółek, co tylko pogłębiło panikę wśród inwestorów. Dopiero kolejne zakazy na chwilę załagodziły sytuację: SHC przestał spadać i nawet lekko odbił. Wśród ekspertów pojawiły się stwierdzenia, że „autorytaryzm bywa skuteczniejszy niż demokratyczne procedury”.

Jak skuteczne okazały się autorytarne sposoby zarządzania giełdą, przekonaliśmy się 27 lipca, gdy SHC spadł o 8,48% - była to najmocniejsza przecena chińskich akcji od lutego 2007 roku. Reakcja władz potwierdziła, że chiński reżim ma problemy z poprawnym wnioskowaniem. Aby uniknąć dalszych spadków, zawieszono notowania ponad tysiąca spółek notowanych na giełdzie w Shenzhen. Po kolejnej spadkowej sesji władze ChRL zagroziły śledztwem w sprawie „szkodliwej krótkiej sprzedaży” – jak zwykle winni całemu złu byli ci paskudni spekulanci.  Lipiec przyniósł spadek SHC o 14,2%.

Tak kończą bańki

Sierpień przyniósł nowe nadzieje. Niektórzy analitycy uwierzyli w skuteczność interwencji władz i prognozowali wzrosty w Szanghaju.  Ale chyba lepszą diagnozą było określenie szanghajskiej giełdy mianem państwowego kasyna, które nie ma nic wspólnego z jakąkolwiek formą rynku. Mimo wyłożenia ponad 900 mld juanów Pekinowi nie udało się zatrzymać przeceny skrajnie przewartościowanych akcji.

Nowa fala spadków ruszyła w połowie sierpnia po dewaluacji juana przez Ludowy Bank Chin. Kolejne „jednorazowe” podnoszenie referencyjnego kursu dolara przez LBC uświadomiło inwestorom, jak zła musi być sytuacja w Państwie Środka, skoro władze zdecydowały się na pierwsze od 20 lat osłabienie waluty. W konsekwencji na parkiet w Szanghaju powróciły spadki, które w zeszłym tygodniu tak bardzo przestraszyły zachodnich inwestorów, wywołując globalną wyprzedaż akcji.

Dziś na chińskich giełdach znów było gorąco – SHC stracił kolejne 7,6%, po tym, jak w poniedziałek spadł o 8,49% i osunął się do najniższego poziomu od grudnia 2014 roku, po raz pierwszy w tym roku schodząc poniżej psychologicznej bariery 3.000 punktów. Inwestorzy musieli być rozczarowani, ponieważ spekulowano, że ten poziom – podobnie jak wcześniejsze okrągłe wartości (4.500 i 3.500 pkt.)  - miał być broniony przez interwencje władz.

Najwyraźniej Pekin uznał, że obrona rynku akcji jest zbyt kosztowna lub z góry skazana na niepowodzenie i po prostu odpuścił. Jeszcze nie zdarzyło się, aby bańka spekulacyjna nie pękła. One zawsze pękają. I na ogół ceny wracają do punktu sprzed rozpoczęcia spekulacyjnej manii. W przypadku indeksu Shanghai Composite byłby to poziom ok. 2.000-2.200 punktów, a więc przynajmniej o 25% niższy od obecnego.

Źródło:
Krzysztof Kolany
Krzysztof Kolany
główny analityk Bankier.pl

Absolwent Akademii Ekonomicznej we Wrocławiu. Analityk rynków finansowych i gospodarki. Analizuje trendy makroekonomiczne i bada ich przełożenie na rynki finansowe. Specjalizuje się w rynkach metali szlachetnych oraz monitoruje politykę najważniejszych banków centralnych. Inwestor giełdowy z 20-letnim stażem. Jest trzykrotnym laureatem prestiżowego konkursu Narodowego Banku Polskiego dla dziennikarzy ekonomicznych. W 2016 roku otrzymał także tytuł Herosa Rynku Kapitałowego przyznawany przez Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych. Telefon: 697 660 684

Tematy
Orange Nieruchomości
Orange Nieruchomości
Advertisement

Komentarze (17)

dodaj komentarz
~tutti
kolany - najlepszy autor Bankier.pl

brawo!

~ggkgkgkgk
no jak już Pan Kolany pisze o bańce w Chinach to tylko siup jeden mały kroczek trzeba zrobić i napisać o tej najwiekszej z największych zrobionej przez socjalistyczny FED
~andrew
Szkoda ,że Pan Kolany dopiero teraz pisze to co pisze i się wymądrza. Szkoda ,że nie napisał Pan o tym miesiąc temu! Wtedy wyszło by ,że na rynkach Pan się zna. A teraz to nawet mój 12 letni syn wie to co Pan też niby wie! Wstyd za takich analityków z Bożej łaski.
~krasnal
Co tam Chiny !!! Warszawski gniot tonie, OFE , IKE ,IKZE i inne syfy padają , a ludziska jak zawsze dali się nabrać na łakcjonariat łobywatelski !!!
~plazowicz
Przyszedł odpływ i zaraz będziemy wiedzieć kto pływał nagi :) A w Chinach oszustwa są na porządku dziennym. Będzie istny wysyp piramid i innych wydmuszek, przy których lehmany i goldmany się chowają.
~Hej
A u nas za to Fundamenty że HEJ, tylko wzrostów nie ma -)))))
Bananowa giełda no i bawić chłopcy się u nas nie chcą.....
Nudy że HEJ HEJ
~jw
zdjecie robione w Pcimiu Dolnym - w tle widac goscia z robot interwencyjnych... Miesiac temu jakis portal pisal ze spadki spowodowali sprzedawcy saszlykow. Ktos pozniej napisal ze byl w Chinach i nie widzial tam zadnych sprzedawcow saszlykow.......
~retro
no i jeszcze ta flaga polska na dole....
~plazowicz odpowiada ~retro
...i wózek marki Romet.

Powiązane: Chiny

Polecane

Najnowsze

Popularne

Ważne linki