Coraz więcej znaków na niebie i ziemi wskazuje, że juan może dołączyć do elitarnego koszyka walut składających się na Specjalne Prawa Ciągnienia (SDR). Ta polityczna decyzja może być początkiem procesu gruntownej reformy światowego systemu finansowego.


Specjalne Prawa Ciągnienia (Special Drawning Rights – SDR) to wynalazek Międzynarodowego Funduszu Walutowego z roku 1969, który miał za zadanie uzupełnić niedobór złota (a raczej zrównoważyć nadmiar dolarów) w systemie monetarnym. Pierwsza emisja SDR-ów miała miejsce w latach 1970-72 i opiewała na 9,5 mld jednostek, stanowiących równowartość jednego dolara amerykańskiego. Początkowo wartość jednego SDR-a zdefiniowano jako 0,888671 g czystego złota. Tak było do roku 1974, gdy prezydent USA Richard Nixon zakończył wymienialność dolara na złoto (z powodu braku tego ostatniego i nadmiaru pierwszego).
Drugą emisję SDR-ów przeprowadzono w latach 1979-81. MFW wyemitował 12 mld SDR i rozdzielił proporcjonalnie do udziałów w Funduszu. W latach 80. banki centralne zaczęły prowadzić bardziej restrykcyjną politykę monetarną i dzięki temu udało się okiełznać inflację. Ukształtował się w miarę stabilny reżym płynnych kursów walutowych, a dewaluacje głównych walut podlegały wspólnym uzgodnieniom ówczesnych mocarstw. Ta stabilizacja pozwoliła na blisko 30 lat zapomnieć o SDR-ach.
SDR niczym Pierścień Władzy

Świat przypomniał sobie o SDR-ach dopiero w apogeum pierwszej fazy kryzysu finansowego. Gdy widmo niewypłacalności zaglądnęło w oczy nawet największych krajów rozwiniętych, w sierpniu 2009 roku MFW wyemitował dodatkowe 182,6 mld (!) jednostek, rozdzielając je między kraje członkowskie proporcjonalnie do wniesionego kapitału (Polsce przypadło 1,3 mld, czyli 0,71%). W ten sposób ilość SDR-ów wzrosła do 204,1 mld.
Powrót SDR-ów nie był przypadkowy – według oficjalnych planów MFW ma się on stać nową walutą rezerwową świata, ograniczając rolę dolara amerykańskiego, który pełni tę funkcję już przez 95 lat. MFW pozostałby jedynym emitentem SDR-ów, rozdzielając je między banki centralne krajów członkowskich. Całość systemu nieco przypominałaby obecną strefę euro, gdzie krajowe banki centralne zostały pozbawione prawa emitowania pieniądza na spłatę długów państwa. W nowym systemie – przez zwolenników „teorii spiskowych” zwanym Nowym Porządkiem Świata (NWO- New World Order) - globalnym suwerenem stałby się MFW (w myśl zasady, że kto włada pieniądzem, ten ma realną władzę) kontrolowany przez nowy „koncert mocarstw”.
Gra o tron, czyli co wpada do koszyka SDR
W rozgrywce o wpływy w MFW interesy Stanów Zjednoczonych od wielu lat ścierają się z nowymi potęgami spod szyldu BRICS. Trzon antydolarowej koalicji tworzą Rosja i Chiny – każde na własną rękę stara się podważyć status dolara jako waluty rezerwowej, ale żadne z nich nie jest zainteresowane upadkiem amerykańskiego pieniądza, w którym zgromadziło znaczne rezerwy walutowe (zwłaszcza Chiny z niemal 1,2 bln dolarów ulokowanych w amerykańskich obligacjach).
Gra o „żelazny tron” w Funduszu toczy się na dwóch płaszczyznach. Pierwszą są tzw. kwoty określające siłę głosu danego państwa, przyznawane proporcjonalnie do wniesionego kapitału. Tu pierwsze skrzypce grają Stany Zjednoczone (16,75%), bez zgody których żadna kluczowa decyzja nie zostanie podjęta (bo wymagana większość to 85% głosów). Kraje strefy euro dysponują łącznie 21,9% głosów, Japonia 6,2%, a Wielka Brytania 4,3%. Obecne kwoty przeszacowują ekonomiczną siłę Europy i nie odzwierciedlają potencjału krajów BRICS. Przykładowo Chiny generujące ok. 15% światowego PKB mają tylko 3,8% głosów w MFW. Podobnie jest z Indiami (2,3%), Brazylią (1,7%) czy wschodzącą potęgą Afryki – Nigerią (0,7%), która ma podobną (czytaj: żadną) pozycję w MFW jak Polska.
O ile reforma kwot w Funduszu jest skomplikowaną polityczną układanką, o tyle Chiny mogą liczyć na aprobatę zachodnich mocarstw na froncie koszyka SDR. Obecnie ta jednostka obrachunkowa składa się w 41,9% z dolara amerykańskiego, w 37,4% z euro, w 11,3% z funta szterlinga i w 9,4% z japońskiego jena. Co pięć lat następuje standardowa rewizja koszyka SDR. Ostatnia miała miejsce w roku 2010, a następną MFW przeprowadzi jesienią tego roku. Ewentualne zmiany wejdą w życie 1 stycznia 2016 roku.
Czy juan awansuje do ekstraklasy?
Chińczycy od lat starają się o międzynarodowe uznanie juana, m.in. poprzez włączenie go do koszyka SDR. MFW posługuje się dwoma konkretnymi, ale jednak dość elastycznymi kryteriami doboru walut. Po pierwsze, dostęp do tego elitarnego koszyka mają tylko waluty „głównych krajów handlowych”, szeregowanych według średniej wartości eksportu w ciągu ostatnich 5 lat. Tu nie ma żadnych wątpliwości: Chiny są największym eksporterem świata, w 2014 roku sprzedały za granicą dobra o wartości przeszło 2,34 biliona dolarów, dystansując zarówno Unię Europejską, jak i USA. Chiny są też drugim największym importerem (1,96 bln USD), ustępując jedynie Stanom Zjednoczonym.
Gorzej wygląda realizacja kryterium „swobody korzystania”, który to test juan oblał przy poprzedniej rewizji 5 lat temu. Chińska waluta wciąż nie jest w pełni wymienialna, a krajowy rynek finansowy jest zamknięty dla zagranicznych banków. W kwestii swobody przepływu kapitału i inwestycji ChRL ma jeszcze sporo do zrobienia. Sporym mankamentem jest też płytkość chińskiego rynku kapitałowego w porównaniu z USA, Wielką Brytanią czy Japonią. W tym aspekcie awans juana byłby nieco na wyrost i tak trochę „na zachętę”.
Z drugiej strony od kilku lat Chińczycy podejmują znaczące wysiłki, aby umiędzynarodowić juana. Ludowy Bank Chin podpisał umowy swapowe z 28 krajami na łączną kwotę 3,1 biliona CNY. Dynamicznie rośnie też obrót juanem poza granicami Chin (tzw. offshore), który tylko w 2014 roku zwiększył się o 350%. Szybko zwiększa się wartość obrotów w chińskiej walucie: według danych Banku Rozrachunków Międzynarodowych (BIS) w drugim kwartale 2014 sięgnął 29,56 mld USD wobec zaledwie 0,9 mln (!) USD cztery lata wcześniej.
Silnym wsparciem dla chińskiego pieniądza były najnowsze dane SWIFT, według których w grudniu 2014 roku juan awansował z 13. na 5. miejsce pod względem globalnych płatności walutowych. Choć udział renminbi wciąż jest niewielki (zaledwie 2,17% wobec 44,6% dla dolara i 28,3% dla euro), to chińska waluta już tylko nieznacznie ustępuje japońskiemu jenowi (2,69%), czyli jednej ze składowych SDR. Jeśli na tę statystykę nałożyć rozmiar chińskiej gospodarki (drugie miejsce pod względem PKB i pierwsze jeśli liczyć w parytecie siły nabywczej) oraz wysiłki Pekinu na rzecz umiędzynarodowienia juana, to przy odrobinie dobrej woli miejsce w koszyku SDR wydaje się bardzo prawdopodobne.
Polityka rządzi walutami
Wydaje się, że taki przychylny klimat dla włączenia juana do SDR istnieje. Za jest większość G20, w tym przede wszystkim kraje azjatyckie. Nic przeciwko nie ma EBC, który nawiązał współpracę ze swym chińskim odpowiednikiem. Wszystko zależy więc od postawy mających prawo veta w MFW Stanów Zjednoczonych – największego konkurenta i... dłużnika ChRL. Patrząc przez pryzmat wielkiej geopolityki aż się prosi o małe quid pro quo: Pekin nieco złagodzi kurs na detronizację dolara, a Waszyngton zezwoli na awans juana do koszyka SDR.
Póki co chińska waluta nie stanowi realnego zagrożenia dla dolara jako głównej waluty rezerwowej świata. W amerykańskim pieniądzu nadal przechowuje się ponad 60% rezerw walutowych, podczas gdy w juanie są to ilości śladowe. Prawie połowa światowego handlu – w tym obrót strategicznymi surowcami (ropa, gaz, złoto) – rozliczana jest w USD. To dolar ma wsparcie w postaci największej, (w miarę) wolnorynkowej gospodarki świata ze sprawnym systemem prawnym zapewniającym ochronę praw własności. To USA dysponują największym rynkiem kapitałowym i są militarnym hegemonem, którego wydatki zbrojeniowe są równe reszcie świata razem wziętej.
A jednak włączenie juana do koszyka SDR byłoby potwierdzeniem tezy, że świat powoli odchodzi od dominacji dolara na rzecz multilateralnego środka płatniczego, jakim może stać się waluta MFW. Zastąpienie drukowanego w nielimitowanych ilościach USD przez bardziej stabilny i podlegający międzynarodowej kontroli SDR może być jedynym politycznie akceptowalnym rozwiązaniem globalnego kryzysu nadmiernego zadłużenia – długi zostałyby pokryte SDR-ami.
A może „pozłacany” SDR?
Jedynym emitentem nowego światowego pieniądza byłby MFW kontrolowany wspólnie przez największe potęgi gospodarcze: USA, strefę euro i Chiny. MFW zyskałby status jedynego pożyczkodawcy ostatniej instancji dla niewypłacalnych państw, przejmując najważniejszą z kompetencji krajowych banków centralnych. To powinno zahamować globalną eksplozję zadłużenia, ale też postawiłoby Fundusz w niebezpiecznej roli rządu rządów.
Brakującym elementem w tej całej układance póki co jest złoto. Moim zdaniem SDR bez odniesienia do złota (być może jako szósta waluta w koszyku) powielałby słabości obecnego fiducjarnego pieniądza. Złoto byłoby czynnikiem budującym zaufanie do SDR-a, dzięki czemu stałby się on powszechnie akceptowalną jednostką rozliczeniową, a w dalszej przyszłości być może jedynym globalnym pieniądzem. To już jednak temat na osobny artykuł.