QE w strefie euro przestało działać. Co prawda podaż pieniądza M3 rośnie przeszło 3-krotnie szybciej niż PKB, ale kredyt dla sektora prywatnego złapał zadyszkę i od czasu uruchomienia programu skupu obligacji skarbowych (QE) dług prywatny nie przyrasta.


„Koszmar Draghiego” skończył się pod koniec 2014 roku, a na początku tego roku roczna dynamika kredytu dla sektora przedsiębiorstw osiągnęła wartość dodatnią. To był jednak szczyt „osiągnięć” szefa Europejskiego Banku Centralnego. Od uruchomienia w marcu programu skupu obligacji skarbowych (QE) zadłużenie sektora prywatnego w strefie euro przestało rosnąć.


A przecież to nie tak miało być! Program „drukowania pieniędzy” (QE) miał doprowadzić do spadku rynkowych stóp procentowych i zachęcenia podmiotów prywatnych do brania kredytów i uruchamiania inwestycji. Ten mechanizm nie zadziałał. Dług prywatny w strefie euro od marca utrzymuje się na względnie stałym poziomie 10,7 bln euro. Dla porównania: podczas kredytowego boomu z lat 2004-08 zadłużenie podmiotów prywatnych podskoczyło z 7,1 bln do 10,9 bln euro.
Efekty europejskiego QE są więc co najmniej ambiwalentne. Co prawda podaż pieniądza M3 zasuwa w tempie 5,3% rocznie wobec 1,6% rocznego wzrostu PKB w trzecim kwartale. Irytację decydentów z Frankfurtu może też budzić kompozycja wzrostu podaży pieniądza w Eurostrefie. Najszybciej przybywało wkładów na żądanie (wzrost aż o 12,5% rdr), podczas gdy szybko kurczyły się długoterminowe depozyty (-10,9% rdr).
Nowo wykreowany pieniądz trafiał przede wszystkim do sektora rządowego (wzrost o 6,9% rdr), podczas gdy kredyt dla sektora prywatnego wzrósł o zaledwie 0,9% rdr. Nic więc dziwnego, że w akcie desperacji EBC rozważa jeszcze głębsze zejście poniżej zera ze stopą depozytową (obecnie: -0,20%), o czym niedawno donosił Reuters. W grę wchodzi też jeszcze bardziej „agresywne” QE, obejmujące skup nie tylko obligacji rządowych, ale też papierów o podwyższonym ryzyku kredytowym.
Przeczytaj także
Póki co działania EBC zachęcające do zwiększenia i tak już nadmiernego zadłużenia Europy okazują się niezbyt skuteczne. Ciekawe, czy decydenci z Frankfurtu kiedyś zdecydują się na najprostsze środki zwiększania inflacji: czyli np. zasilenia określoną kwotą każdego rachunku bankowego w strefie euro.