Bezprecedensowa interwencja rządu Chińskiej Republiki Ludowej, który częściowo zakazał sprzedaży akcji, nie sprawdziła się. W poniedziałek inwestorzy znów w panice pozbywali się akcji, doprowadzając do najsilniejszych od 8 lat spadków cen na giełdzie w Szanghaju.


Dokładnie 8,48% - tyle w poniedziałek stracił indeks Shangai Composite, który odzwierciedla ceny akcji na największej chińskiej giełdzie. To największy dzienny spadek od 27 lutego 2007 roku. Niedźwiedzie wróciły na szanghajski parkiet po dwóch tygodniach złudnego spokoju, jaki nastąpił po bezprecedensowych interwencji władz.
Po tym, jak w czerwcu i na początku lipca Shanghai Composite stracił jedną trzecią wartości, Pekin zabronił sprzedaży akcji inwestorom posiadającym duże pakiety (tj. ponad 5%), udzielił trzech bilionów juanów pożyczek pod zakup akcji oraz nakazał państwowym firmom i funduszom uruchomienie interwencyjnego skupu akcji.

To wszystko nie pomogło i gdy tylko giełda częściowo uwolniła rynek (odsetek spółek z zawieszonymi notowaniami spadł przez ostatnie dwa tygodnie z 50% do 20%), inwestorzy rzucili się do sprzedawania akcji pod byle pretekstem. W poniedziałek stały się nim dane o rentowności firm przemysłowych – czyli raport, na który prawie nikt nie patrzy.
W czerwcu zyski chińskich firm przemysłowych były o 0,3% niższe niż przed rokiem, ale wskaźnik ten malał od sierpnia 2014 roku – czyli od rozpoczęcia bańki spekulacyjnej na chińskiej giełdzie. Bańki pompowanej przez miliony początkujących inwestorów indywidualnych wspierających swe inwestycje bilionami juanów pożyczek.
Efekt był łatwy do przewidzenia, choć w warunkach chińskiego autorytaryzmu giełdowy krach nabrał nowych smaczków. W poniedziałek władze giełdy w Shenzhen zawiesiły notowania prawie tysiąca spółek spośród 1,7 tys. wchodzących w skład głównego indeksu.
Krzysztof Kolany























































