Zaklinania rzeczywistości w Chinach ciąg dalszy. Władze z Pekinu starają się za wszelką cenę udowodnić, że jeżeli one postanowią, że coś ma rosnąć, to to urośnie. Dzisiaj się udało, giełda nadal jednak trzeszczy w szwach.



Podczas czwartkowej sesji główny szanghajski indeks SSE Composite wzrósł o 5,8%. Tym samym przerwano serię sześciu spadkowych sesji z rzędu. Jeszcze lepszy wynik odnotował indeks B-shares, który wzrósł aż o 7,4%.
Motorem napędzającym dzisiejsze wzrosty była decyzja rynkowego regulatora zakazująca (!) sprzedaży akcji przez większych udziałowców. Każda osoba, która posiada więcej niż 5 procent udziału w spółce, nie będzie mogła sprzedawać swoich akcji przez najbliższe sześć miesięcy. Każdy kto złamie ten zakaz ma być surowo traktowany przez regulatora.
Zakaz ten nie powinien zaszkodzić inwestorom zagranicznym. Wszyscy zagraniczni inwestorzy, którzy posiadają powyżej 5% udziałów w chińskich spółkach są inwestorami strategicznymi.
Rollercoaster trwa
Oprócz zakazu potencjalną podaż ograniczyły obietnice części z największych graczy chińskiego rynku, którzy zadeklarowali, że nie dość, iż nie sprzedadzą oni swoich akcji, to dodatkowo spróbują oni powiększyć swoje zaangażowanie w giełdę.
Powyższe ruchy to odpowiedź chińskich władz na pękający giełdowy balon. W ciągu niecałego miesiąca indeks SSE Composite stracił już blisko 30%. Indeks powrócił tym samym na poziomy notowane pod koniec marca 2015. Dodatkowo chińskie notowania to istny rollercoaster. W ciągu ostatnich 15 sesji, aż w 11 przypadkach dzień kończył się ruchem większym niż 3%.
Władze próbowały hamować spadki, prowadząc już swego rodzaju interwencyjny skup akcji, zawieszając notowania części spółek i pożyczając pieniądze brokerom, aby ci napędzali popyt wśród mniejszych inwestorów. Póki co jednak pomysły władz co najwyżej zmniejszają skalę spadków. Stawka w tej grze jest wysoka. Na szali leży bowiem nie tylko wycena spółek, ale także oszczędności życia milionów "szarych" Chińczyków, którzy niesieni wizją wielkiej hossy masowo kupowali akcje, także na kredyt.
Adam Torchała