Państwo Środka rzuca wyzwanie zdominowanym przez Waszyngton instytucjom Bretton Woods, a jego sekundantami zostają największe gospodarki Europy. Niemcy, Francja i Włochy idą w ślady Wielkiej Brytanii i - mimo nacisków USA - chcą przyłączyć się do Azjatyckiego Banku Inwestycji Infrastrukturalnych, czyli powstającej pod skrzydłami Chin konkurencji dla Banku Światowego i Azjatyckiego Banku Rozwoju- donosi "Financial Times".


Pekin postanowił utworzyć nową instytucję w znacznej mierze na skutek oporu USA i jego dotychczasowych sojuszników przeciwko reformie MFW i Banku Światowego. Chiny i inne kraje rozwijające się chciały, by ich udział we władzach instytucji Bretton Woods wzrósł wraz ze wzrostem ich roli w globalnej gospodarce. Zmiany nie zostały jednak wprowadzone z powodu sprzeciwu Amerykanów.
Dlatego powstał Nowy Bank Rozwoju - bank państw grupy BRICS i konkurencja dla MFW - i Azjatycki Bank Inwestycji Infrastrukturalnych (AIIB) - wymierzony w zachwianie dominującej roli instytucji kontrolowanych przez rywali Pekinu: Japonię (Azjatycki Bank Rozwoju) i USA (Bank Światowy). AIIB ma wspierać inwestycje w projekty energetyczne, transportowe i infrastrukturalne w Azji. Chęć przystąpienia do projektu ogłosiło już około 30 państw. Kapitał banku ma wynieść 50 miliardów dolarów.
Przeczytaj także
O ile samo powstanie instytucji mogło zirytować Amerykanów, to prawdziwym ciosem dla Waszyngtonu jest przyłączenie się do nich tradycyjnych stronników USA - Wielkiej Brytanii i innych największych krajów Unii Europejskiej, a także Nowej Zelandii czy Singapuru. Nad przystąpieniem do projektu zastanawia się również kluczowy sojusznik w regionie Azji i Pacyfiku - Australia.
Nie dziwią zatem ostre wypowiedzi waszyngtońskich oficjeli zaniepokojonych stopniową utratą wpływów USA. - Uważamy, że każda nowa międzynarodowa instytucja finansowa powinna przyjąć standardy wyznaczane przez Bank Światowy i istniejące instytucje regionalne. Opierając się na licznych dyskusjach, mamy obawy, czy AIIB będzie w stanie zachować te standardy, szczególnie w zakresie zarządzania oraz gwarancji socjalnych i środowiskowych - powiedział Patrick Ventrell, rzecznik Narodowej Rady Bezpieczeństwa.
Trudno jednak zakładać, by głosy z Ameryki przeważyły nad ekonomicznym pragmatyzmem. Stanom Zjednoczonym wyrasta pretendent gotowy rzucić wyzwanie i wygrać z dominującym od kilkudziesięciu lat hegemonem. Pozostałe kraje będą musiały dostosować się do nowych realiów. Jak widać, część z nich zdaje już sobie z tego sprawę.