REKLAMA

Lata pracy nad syndromem pierwszej dniówki

Łukasz Piechowiak2016-05-17 12:14główny ekonomista Bankier.pl
publikacja
2016-05-17 12:14

Koniec syndromu pierwszej dniówki. Przez lata ustawodawca beznamiętnie akceptował fakt, że w Polsce niezwykle łatwo jest zatrudniać ludzi na czarno m.in. dlatego, że Państwowa Inspekcja Pracy nie posiada żadnych skutecznych narzędzi do karania pracodawców.

Lata pracy nad syndromem pierwszej dniówki
Lata pracy nad syndromem pierwszej dniówki
/ YAY Foto

Zgodnie z art. 29 par. 2 Kodeksu pracy umowę o pracę zawiera się na piśmie. Artykuł ten stanowi również, że jeśli umowa nie zostanie zawarta na piśmie, to pracodawca najpóźniej w dniu rozpoczęcia pracy przez pracownika ma obowiązek potwierdzić mu pisemnie ustalenia co do stron umowy, rodzaju umowy oraz jej warunków.

"Lata ciężkiej pracy nad sukcesem"

W praktyce oznaczało to, że pracownik może pracować na czarno bez żadnej umowy, dopóki nie przyjdzie do przedsiębiorcy kontrola z Państwowej Inspekcji Pracy – wówczas pracodawca i pracownik (często nie mając wyjścia) oświadczają, że to jego pierwszy dzień pracy, a umowa jest dopiero w przygotowaniu. Był to tzw. syndrom pierwszej dniówki - jedna z wielu polskich przypadłości wywoływanych przez złe prawo.

W 99% przypadków mechanizm ten działa bez zarzutu i pracodawca (chcący zatrudniać na czarno) musiał mieć naprawdę sporo pecha, by można było mu w tej sytuacji udowodnić, że zatrudnia nielegalnie.

Lata apeli PIP, prac w komisjach sejmowych, tysiące artykułów naukowych, prasowych i internetowych na ten temat, a także setki reportaży w radiu, telewizji i prasie w końcu zaowocowały tym, że ustawodawca podjął się zmian w ustawie i o dziwo – skutecznie je przeprowadził. W rzeczywistości zdiagnozowanie problemu wymagałoby co najwyżej 10 minut anonimowej rozmowy z kimś, kto na czarno pracuje lub na czarno zatrudnia, ale najważniejsze jest to, że w końcu się udało.

Fakt, że ustawodawca przez lata akceptował ten stan rzeczy, sprowadza na niego odpowiedzialność za upowszechnienie szeregu patologii na rynku pracy, w tym pośrednio strat finansowych przedsiębiorców, którzy działając całkowicie legalnie, tracili oferty na rzecz tych, którzy zatrudniają na czarno. Dodajmy do tego koszty utrzymania bezrobotnych, opłat składek na ubezpieczenie zdrowotne, wynagrodzenia urzędników, którzy nie mieli narzędzi do skutecznego wykonywania pracy.

Sejm dokonał nowelizacji Kodeksu pracy, zgodnie z którą pracownik musi potwierdzić na piśmie ustalenia stron co do warunków zatrudnienia i rodzaju umowy przed dopuszczeniem go do pracy. Naturalnie w dwóch egzemplarzach – jedna dla pracownika, a druga dla pracodawcy. Zmiany wchodzą w życie 1 września 2016 roku.

Co to zmienia?

Pozornie to mało istotna i nic nie znacząca zmiana. W praktyce to potężne narzędzie dla Państwowej Inspekcji Pracy. Jeśli w trakcie kontroli legalności zatrudnienia wyjdzie na jaw, że liczba pracowników obecnych w zakładzie nie będzie się zgadzać z liczbą zawartych umów lub pisemnych poświadczeń, to sprawa dla PIP będzie oczywista. Wysokość ewentualnych kar pozostaje niezmienna – od 1 tys. do 30 tys. zł. Niemniej, średnia wartość mandatu wystawionego pracodawcy przez inspektora wynosi 1187 zł, a grzywny orzeczone przez sąd – 2121 zł

Naturalnie zadziała to tylko w sytuacji, gdy pracownicy zatrudnieni na czarno będą w miejscu wykonywania kontroli.

Łukasz Komuda w artykule Bezzębna Inspekcja Pracy wskazywał, że jeden inspektor pracy przypada na ponad 1 tys. firm działających w Polsce i gdyby musieli oni skontrolować wszystkie firmy działające w naszym kraju, to przeciętnie inspektor pracy pukałby do drzwi mikrofirmy raz na 20 lat. Z tego względu inspektorzy skupiają się na przedsiębiorstwach działających w branżach o dużym potencjale szarej strefy, czyli m.in. w sektorze budowlanym, gdzie prócz legalności zatrudnienia równie istotne są kwestie bezpieczeństwa i higieny pracy. Kłopot w tym, że pracownikowi, który chce (lub musi) pracować na czarno nie jest trudno z pracy uciec. I co ma wtedy zrobić inspektor? Gonić go? Niektórzy inspektorzy pracy nie mają nawet komórek służbowych. Ponadto ich poziom wynagrodzeń jest na tyle niski (do 3 tys. zł netto), że raz - nie mają motywacji a dwa - narażeni są na korupcję.

Mniej roztropni pracownicy ukrywają się – historie inspektorów PIP o tym, jak bawią się w chowanego z pracującymi na czarno, to nie żart. W rzeczywistości brakuje koordynacji pomiędzy instytucjami takimi jak ZUS, PIP czy urząd skarbowy. Pracy w szarej strefie nie traktuje się w Polsce jako przestępstwa – policja ma ważniejsze sprawy na głowie, więc scenariusz amerykański odpada. W USA kontrole legalności zatrudnienia dla pracodawcy bardzo często kończą się więzieniem (w końcu psuje biznes konkurencji i nie płaci podatków).

Szara strefa pracownicza kosztuje nas miliardy złotych

Co najmniej 5 mld zł w postaci dochodów budżetowych i wpływów ze składek. Szacuje się, że ok. 500 tys. bezrobotnych, za których opłacamy składki zdrowotne z publicznej kasy, w rzeczywistości osiąga dochód z pracy zarobkowej w szarej strefie, często pracując na czarno. Niektórych zmusza do tego trudna sytuacja ekonomiczna, ale znajdziemy też takich, którym to odpowiada.

Przyczyn jest wiele. Najpopularniejsza dotyczy wysokich kosztów zatrudnienia na legalnej umowie o pracę - klin podatkowy wynosi 41% (różnica między kwotą netto wypłacaną pracownikowi a kosztem całkowitej sumy potrzebnej do zabezpieczenia wynagrodzenia). Być może należy zastanowić się nad ich optymalizacją tak, by nie naruszyć zbytnio zabezpieczeń socjalnych pracowników, odrobinę zwiększyć ich płace netto, a jednocześnie odpowiednio obniżyć klin podatkowy w tych sektorach gospodarki, gdzie stosowanie surowszych przepisów po prostu kreuje patologie. Nie zmienia to faktu, że nadzór kontrolny powinien mieć na tyle duże kompetencje, by w sprawach oczywistych kara była nieodzowna.

Źródło:
Tematy
Miejski model Ford Puma. Trwa wyjątkowa wyprzedaż

Komentarze (37)

dodaj komentarz
~abc
No to policzmy ile nas kosztują tzw. pracodawcy:
- 85 mld wyłudzeń na VAT w 2015
- 60 mld w/w w 2014
- 9 mld na rok szara strefa
- 3 mln uciekinierów bo w Polsce nie było za co żyć
- rozwalony rynek pracy
- 7 tyś samobójstw z tego 80% z przyczyn finansowych.
Pracodawcy, owszem płacą podatki na które pracują ci
No to policzmy ile nas kosztują tzw. pracodawcy:
- 85 mld wyłudzeń na VAT w 2015
- 60 mld w/w w 2014
- 9 mld na rok szara strefa
- 3 mln uciekinierów bo w Polsce nie było za co żyć
- rozwalony rynek pracy
- 7 tyś samobójstw z tego 80% z przyczyn finansowych.
Pracodawcy, owszem płacą podatki na które pracują ci których wyzyskują.
Powtarzam kolejny raz - pracodawcy to największa grupa przestępcza w RP.
Postępowanie tej elity przypomina postępowanie warchołów za I RP.
Pozostało tylko aby Mordasewicz zawnioskował o wprowadzenie pańszczyzny.
A i tak by narzekali.
~abc odpowiada ~SmoczekW
Cyferki są raczej bezbarwne.
W kolory opakowują je ci którzy, nie mogą sobie z nimi poradzić.
~ttfgr43
Nie jestem zwolennikiem PIS-u, ale zaczynam dostrzegać też dobrą stronę tej partii. PO całkowicie położyło lachę na te i inne problemy, martwiąc się tylko o swoje sprawy i rodziny: Komorowskich( kancelaria i zlecenia) i Tusków (AmberGold). To jest mój pierwszy post pozytywny odnośnie działania obecnego rządu. 500+ to kpina, powinno Nie jestem zwolennikiem PIS-u, ale zaczynam dostrzegać też dobrą stronę tej partii. PO całkowicie położyło lachę na te i inne problemy, martwiąc się tylko o swoje sprawy i rodziny: Komorowskich( kancelaria i zlecenia) i Tusków (AmberGold). To jest mój pierwszy post pozytywny odnośnie działania obecnego rządu. 500+ to kpina, powinno nazywać się to tak naprawdę 250+ ( zdecydowanie powinno być górne widełki dla przyznających rodzin - niektórzy rodzice przynoszą po 10000zł netto do domu, to miało wspomóc te biedniejsze rodziny!). I co dalej będzie z 500+ w 2017?
~tttdffg32
po pierwsze koszt widełek byłby większy od oszczędności ,jacyś urzędnicy musiałby sprawdzać ponad 2 miliony deklaracji żeby oszczędzić na 50 tys lepiej sytuowanych rodzin , a po drugie to NIE TYLKO miało wspomóc te biedniejsze rodziny , wspomaganie tylko biednych byłoby jak to sie teraz mówi :) stygmatyzacją , ci biedniejsi mogliby po pierwsze koszt widełek byłby większy od oszczędności ,jacyś urzędnicy musiałby sprawdzać ponad 2 miliony deklaracji żeby oszczędzić na 50 tys lepiej sytuowanych rodzin , a po drugie to NIE TYLKO miało wspomóc te biedniejsze rodziny , wspomaganie tylko biednych byłoby jak to sie teraz mówi :) stygmatyzacją , ci biedniejsi mogliby poczuć się gorsi , a jak dostaja wszyscy to wszyscy :)
~wrocek
We Wrocku pojawiły się plakaty ze Schetyną i hasłem WSPÓLNIE OBROBIMY POLSKĘ , popłakałem się ze śmiechu , ktoś nieźle Schetynę ośmieszył
~last_starfighter
Robota na czarno to rezultat ciężkiej pracy "ustawodawcy" nad opodatkowaniem/"oskładkowaniem" pracy na równi z wódką. Teraz "ustawodawca" w ramach walki z patologią którą sam wytworzył dokręci mocniej kaganiec.
~StanRS
Poniekąd prawda. Jakby podatki w Polsce były o połowę niższe niż teraz, to i tak płakano by że podatki są za wysokie i zatrudniano by na czarno ludzi z chciwości i ze względu rzadką i iluzoryczną kontrolę PIP-u.
~gggggi
last_starfighter pracujesz czy zatrudniasz ? jeśli pracujesz to spróbuj zgadnąć o ile podwyższyłby ci płacę twój pracodawca gdyby w ogóle nie musiał płacić twoich składek i podatków , jeśli zatrudniasz to napisz o ile podwyższyłbyś płace swoim pracownikom gdybyś nie musiał za nich płacić składek i podatków :) bo tak sobie mniemam last_starfighter pracujesz czy zatrudniasz ? jeśli pracujesz to spróbuj zgadnąć o ile podwyższyłby ci płacę twój pracodawca gdyby w ogóle nie musiał płacić twoich składek i podatków , jeśli zatrudniasz to napisz o ile podwyższyłbyś płace swoim pracownikom gdybyś nie musiał za nich płacić składek i podatków :) bo tak sobie mniemam , że byś doszedł do wniosku ,że skoro dotąd pracowali za przysłowiowe 2 tysiące to widocznie tyle im wystarcza i dalej byś im płacił 2 tysiące
~SmoczekW odpowiada ~gggggi
Jako, że jednocześnie jestem i pracownikiem i pracodawcą odpowiem ci na to szalenie proste pytanie a z odpowiedzią na które tyle osób ma problem...

Pracodawca będzie płacił tyle za ile zgodzi się pracować pracownik którego uzna za wystarczająco kompetentnego do wykonywania powierzanych mu czynności. Bardzo proste i do tej
Jako, że jednocześnie jestem i pracownikiem i pracodawcą odpowiem ci na to szalenie proste pytanie a z odpowiedzią na które tyle osób ma problem...

Pracodawca będzie płacił tyle za ile zgodzi się pracować pracownik którego uzna za wystarczająco kompetentnego do wykonywania powierzanych mu czynności. Bardzo proste i do tej część większość "myślicieli" sama dochodzi bez pomocy ale...
na rynku pracy panuje tak zwana konkurencja i przedsiębiorca do rozwoju swej firmy potrzebuje pracowników czy mu się to podoba czy nie. Tak więc taki pracodawca oszczędza z dniem wejścia odpowiednich przepisów w życie powiedzmy 30% (nie jest to wcale wartość abstrakcyjna, niestety większość pracowników nie ma pojęcia jakie myto płaci państwu - z małej z powodu braku szacunku do jego obecnej inkarnacji) kosztów pracy i teraz pojawiają się 2 opcje:
1) albo pracodawca obniży koszty własnych produktów/usług przez co poprawi swoją pozycję względem konkurencji (konkurencja cenowa)
2) albo wyda owe "zaoszczędzone" pieniądze na bliżej nie sprecyzowane dobra (zwykle inwestycje we własną firmę).
Obie z powyższych opcji przełożą się na wzrost płac pracownika poprzez wzrost zapotrzebowania na pracowników (skrót myślowy ale myślę, że każdy czytelnik przy odrobinie wysiłku zauważy inklinacje, konkurencja nie dotyczy jedynie pracowników na rynku pracy ale również pracodawców a w rozpatrywanych powyżej przypadkach zakładając stabilną sytuację makroekonomiczną z całą pewnością można mówić o tzw. rynku pracy pracownika).
Spierać się można jedynie w kwestii perspektywy czasowej, wysokości wzrostu płacy na danym etapie i ewentualnego wzrostu siły nabywczej (im dłużej sytuacja będzie trwała tym wzrost płac będzie większy i bliższy oszczędności pracodawcy a nawet mogący go przewyższyć, choć dynamika wzrostu w czasie zapewne będzie zmienna).
Dla pełni obrazu w powyższych dywagacjach należało by uwzględnić również większy przyrost nowych firm spowodowany zmniejszonymi kosztami zatrudnienia (lub też zwykłą legalizację działalności której prowadzenie w poprzednich warunkach nie było legalnie opłacalne). Oczywiście w tym przypadku chodzi głównie o wiążący się z tym wzrost liczby miejsc pracy.

Powiązane: Praca, płaca i kariera

Polecane

Najnowsze

Popularne

Ważne linki