Czas sprzyjający pracownikom w poszukiwaniu nowej pracy dobiega końca. Zdaniem ekspertów, rynek czekają zmiany, które wpłyną niekorzystnie na pozycje negocjacyjne samych pracowników, a zwiększą w nich role pracodawców.


Ostatnie lata na polskim rynku pracy słusznie były nazywane czasem pracownika. Za potwierdzeniem tej tezy przemawiały dane publikowane przez Główny Urząd Statystyczny, które wskazywały, że mamy do czynienia w polskiej gospodarce z wysokim współczynnikiem zatrudnienia w sektorze przedsiębiorstw oraz z rekordowo niską stopą bezrobocia. Taki stan rzeczy sprzyjał pracownikom. Umożliwiał im m.in. przebieranie w ofertach pracy, co zwiększało ich konkurencyjność na rynku, a co za tym idzie, zmiana pracodawcy wiązała się często ze zwiększeniem wynagrodzenia.
Koniunktura sprzyjająca pracownikom obejmowała wiele branż i zawodów, a nie tylko specjalistów, którzy z racji wysokich kwalifikacji i pożądanych przez pracodawców umiejętności, mogli dyktować warunki podczas podpisywania umów, odpowiednie do standardów w danym zawodzie. Jednak zdaniem ekspertów, ten czas dobiega końca.
Zmiana warty
– Polska gospodarka najprawdopodobniej znalazła się w recesji. Dane statystyczne za czerwiec sugerują, że już w poprzednim kwartale odnotowaliśmy realny spadek produktu krajowego brutto względem bardzo mocnego pierwszego kwartału. To samo jest praktycznie przesądzone w kwartale bieżącym. Dwa kwartały z rzędu spadku PKB to definicja tzw. technicznej recesji. Na razie bazowym scenariuszem większości ekonomistów jest to, że ta recesja będzie płytka i nie obejdzie się zbyt brutalnie z rynkiem pracy. Niemniej wchodzimy w okres dekoniunktury z rekordowo niską stopą bezrobocia rejestrowanego i ewidentnie „przegrzanym” rynkiem pracy, na którym przez ostatnie kilka lat warunki dyktował pracownik, a nie pracodawca. W nadchodzących kwartałach ta sytuacja najprawdopodobniej ulegnie zmianie na niekorzyść pracowników – wyjaśnia Krzysztof Kolany, główny analityk Bankier.pl.
Wzrastający poziom inflacji z samego początku wpłynął na zwiększenie zarobków oferowanych przez pracodawców. Większa pensja była głównym motywatorem pracowników do zmiany otoczenia, ponieważ zaczęli oni odczuwać skutki drożejących produktów. Natomiast przedsiębiorstwa musiały sprostać ich oczekiwaniom, jeżeli chciały przeciągnąć do siebie odpowiedniego kandydata. Zdaniem Krzysztofa Inglota, założyciela Personnel Service S.A., taka strategia z początku była skuteczna. Potwierdzają to m.in. dane zebrane przez amerykańską firmę Robert Half, z których wynika, że 56 proc. menadżerów zwróciło uwagę na kompresję płac, czyli zjawisko, w którym nowi pracownicy otrzymują wyższe wynagrodzenia niż aktualnie zatrudnieni. Taka sytuacja jednak na dłuższą metę nie może się utrzymać.
– Aktualne dane gospodarcze wyraźnie wskazują na schłodzenie gospodarki. Pracodawcy odczuwają już m.in. powoli spadającą presję płacową. Z Szybkiego Monitoringu NBP wynika też, że drugi kwartał z rzędu zmniejszył się udział firm mających wakaty oraz udział przedsiębiorstw planujących wzrost zatrudnienia w horyzoncie kolejnych trzech miesięcy. Pracownicy w reakcji na te doniesienia prawdopodobnie zweryfikują swoje postawy. Nowy pracodawca to najczęściej umowa na czas próbny i obawa o łatwą zastępowalność. W momencie, gdy wszyscy zwiastują spowolnienie gospodarcze taki scenariusz może odstraszać i więcej osób będzie zachowawczo podchodzić do szukania nowej pracy – wyjaśnia w rozmowie z Bankier.pl Krzysztof Inglot.
Koniunktura sprzyjająca pracownikom na rynku pracy cechuje się tym, że ich piramida potrzeb zaczyna się od wynagrodzenia, później ważny jest rozwój zawodowy, na końcu natomiast stabilizacja. Jednak kiedy klimat się zmienia, piramida potrzeb się odwraca. W ocenie prof. SGH Tomasza Rostowskiego, nadchodzący czas może odbiegać nieco od standardowego schematu, a wpływ na to będzie miała inflacja.
– Teraz mamy sytuację dość szczególną. Najbardziej widoczne dla wszystkich są wzrosty cen, na poszczególnych produktach nawet wyższe, niż 15 procent inflacji raportowanej przez GUS. Więc presja na wyższe wynagrodzenie jest również wysoka. Choć różne badania wskazują, że wiedza Polaków o ekonomii jest bardzo niewielka, tak inflacja jest znana każdemu Polakowi, a to za sprawą historii dziadków, rodziców, czy własnych doświadczeń z czasów, w których jako kraj mierzyliśmy się z nią przez wiele lat i to w nie tak odległych czasach. Dlatego uważam, że pracownicy w pierwszej kolejności ustawią się w kolejce po podwyżki u aktualnych pracodawców. Argumenty, jakich będą używać, często będą trudne do zbicia, ponieważ dla wielu, a nawet dla specjalistów, których zarobki są ponadprzeciętne, drożyzna utrudnia domknięcie domowego budżetu na najpilniejsze wydatki, głównie za sprawą ogromnych podwyżek rat kredytów – wyjaśnia w rozmowie z Bankier.pl prof. SGH dr hab. Tomasz Rostkowski z Instytutu Kapitały Ludzkiego.
W ocenie ekspertów duża rotacja pracowników na rynku pracy właśnie się kończy. Presja, wynikająca z coraz wyższych cen w sklepach, skłoni pracownika przede wszystkim do rozmowy z aktualnym pracodawcą. Wysokość podwyżki zależeć będzie w dużej mierze od roli, jaką ktoś odgrywa w przedsiębiorstwie. Cenni pracownicy, których pracodawcy będą chcieli zatrzymać u siebie, najprawdopodobniej otrzymają podwyżkę przewyższającą poziom inflacji. Pozostali natomiast, o ile ją dostaną, to będą mogli liczyć na rekompensatę poniżej poziomu inflacji. Niezależnie od decyzji szefa, ryzyko zmiany pracy może być dla wielu za wysokie.
– Spowolnienie gospodarcze może przerodzić się w recesję, głębszą i dłuższą niż oczekują ekonomiści. W takich czasach ważne jest bezpieczeństwo. Z perspektywy pracownika w okresie spowolnienia gospodarczego warto zadbać o pewność zatrudnienia, a nie maksymalną wysokość zarobków w zamian za podwyższone ryzyko utraty pracy – tłumaczy w rozmowie z Bankier.pl Kamil Sobolewski, główny ekonomista Pracodawców RP.
Kto przejdzie przez kryzys suchą stopą?
Rynek pracy to pojęcie bardzo ogólne. Każda branża, każdy zawód mierzy się z innymi wyzwaniami i rządzi się innymi prawami. Oznacza to, że również kryzys dla jednych może być bardziej odczuwalny, dla drugich mniej.
Z przewidywań ekspertów klaruje się wspólna wizja, w której to wykwalifikowani specjaliści mają duże szanse na zachowanie poczucia bezpieczeństwa. W obawie przed utratą dobrego pracownika, pracodawcy sami będą chcieli wyjść z inicjatywą, aby zrekompensować im inflację. Jednocześnie ich umiejętności, niezależnie od popytu, będą wartościowe na rynku pracy. Mniej optymistyczna wizja obejmuje jednak osoby wykonujące tak zwane prace proste.
– Najbardziej zagrożone mogą być osoby wykonujące ginące, niszowe zawody wymagające specyficznych kompetencji, które trudno wykorzystać w innej branży czy wręcz innym miejscu pracy. Takim osobom warto już teraz poradzić poszerzanie kompetencji – mówi Kamil Sobolewski.