Wskaźniki wyznaczające oprocentowanie kredytów opartych na frankach zbliżają się właśnie do poziomów najwyższych od końca 2008 roku. Jednocześnie kurs helweckiej waluty oscyluje wokół półrocznego maksimum. Dla wielu kredytobiorców oznaczać to będzie najwyższą ratę od momentu podpisania umowy.


21 września szwajcarski bank centralny zaskoczył obserwatorów rynku i zdecydował się nie podnosić stóp procentowych. Oznacza to, że docelowy poziom (tzw. policy rate) to nadal 1,75 proc. Mogłoby się wydawać, że dla kredytobiorców spłacających zobowiązania oparte na franku szwajcarskim to dobra wiadomość. Jednak najbliższe raty przynajmniej dla części z nich okażą się najwyższe w całej historii ich zobowiązania.
SARON dopiero osiąga „płaskowyż”
Przez lata pierwsze skrzypce wśród czynników decydujących o finansowym obciążeniu kredytobiorców „frankowych” odgrywał kurs walutowy. O tym, że kredytodawca nalicza odsetki (w helweckiej walucie), przypominały harmonogramy, ale oprocentowanie było przez długi czas pomijalnym czynnikiem. Od 2009 r. stawka LIBOR 3M CHF znajdowała się poniżej 0,5 proc., potem przez 2 lata oscylowała w okolicach zera, by tuż przed pamiętnym „czarnym czwartkiem” znaleźć się na terytorium z minusem.


Koniec epoki nadszedł wraz ze wzrostem inflacji. Jesienią 2022 r. następca LIBOR-u, SARON, zameldował się po raz pierwszy na poziomie powyżej zera. Kolejne decyzje SNB pchały indeks systematycznie w górę. Ten proces zbliża się właśnie ku końcowi – lada chwila osiągnięty zostanie docelowy z punktu widzenia banku centralnego poziom.
Przypomnijmy, że konstrukcja wskaźnika SARON opiera się na składaniu stawek transakcji jednodniowych odnotowanych w przeszłości (dla 3M w okresie trzymiesięcznym). Podobnie jak np. WIRON 1M, patrzy on w przeszłość. Odzwierciedla zatem, na jakich warunkach wypożyczano środki na rynku w nieodległym, ale historycznym okienku czasowym. Stąd wynika zarówno opóźnienie jego reakcji na zmianę aktualnej ceny pieniądza, jak i liniowy charakter przyrostu w ostatnich miesiącach (po rozpoczęciu cyklu podwyżek stóp w Szwajcarii).
Drogi frank dokłada się do raty
Wzrost oprocentowania zbiega się w czasie z osłabieniem złotego. W połowie września 2023 r. za franka szwajcarskiego trzeba było zapłacić niemal 4,9 zł. Wprawdzie w kolejnych dniach helwecka waluta nieco staniała, ale eksperci analizujący rynek walutowy nie widzą na razie oznak zmiany trendu.
Efektem zbiegu niekorzystnych dla kredytobiorców okoliczności będzie lada moment odczuwalny wzrost comiesięcznych obciążeń. Na łamach Bankier.pl regularnie powracamy do uproszczonego porównania losów dwóch modelowych kredytobiorców – „złotowego” i „frankowego”. W naszym przykładzie ten drugi zapłaciłby we wrześniu najwyższą ratę od momentu podpisania umowy.
Dla obu modelowych zobowiązań zakładamy 30-letni okres spłaty, początkową kwotę 300 tys. zł, wypłatę w lutym 2008 r. (szczytowym okresie popularności kredytów hipotecznych „frankowych”), comiesięczną aktualizację wskaźników regulujących oprocentowanie i 1-punktową marżę. Przykładowy kredyt CHF wypłacany był przy kursie 2,25 zł za franka, w symulacji pomijamy spread.


W historii przykładowych kredytów widać dwa punkty zwrotne. Do połowy 2013 r. „frankowicz” płacił niższe raty w złotych niż wybierający lokalną walutę w umowie kredytowej. Później role się odwróciły i obciążenie „złotówkowicza” było niższe aż do apogeum etapu gwałtownego wzrostu stóp procentowych w Polsce. Krzywe na wykresie na chwilę zetknęły się, ale wówczas obciążenia związane z kredytem frankowym zaczęły gwałtownie rosnąć.
Wakacje kredytowe nie dla „frankowicza”
Sytuacja kredytobiorców spłacających „frankowe” hipoteki jest trudna nie tylko ze względu na wysokość bieżących obciążeń. W naszym uproszczonym przykładzie warto porównać wartość zadłużenia pozostającego do spłaty (w przeliczeniu na złote po aktualnym kursie). Kredytobiorca „frankowy” ma do oddania nominalnie więcej niż pożyczył w 2008 r., mimo 15 lat opłacania rat. To dobrze ilustruje ograniczenie swobody podejmowania życiowych decyzji – nieruchomość na kredyt stała się kotwicą blokującą plany.


Warto przy tej okazji zwrócić uwagę na absurdalny wątek dyskusji o przedłużeniu wakacji kredytowych. Raty kredytobiorców złotowych ruszyły w dół, a frankowych osiągają właśnie maksima. Jednak tylko ci pierwsi mogą liczyć na zawieszenie spłat bez dodatkowych kosztów i konsekwencji. Taka była od początku konstrukcja tzw. ustawowych wakacji kredytowych i zasady niemal na pewno nie ulegną zmianie. Czy w takich okolicznościach ci, którzy nie zdecydowali się na sądowe spory, mieliby przychylniejszym okiem spojrzeć na propozycje ugód z bankami? Zwolennicy spiskowych wyjaśnień pewnie dostrzegą ten wygodny dla kredytodawców zbieg okoliczności.