Zawierucha w amerykańskim sektorze bankowym póki co nie zaszkodziła polskiemu złotemu. Kłopoty Amerykanów szkodzą dolarowi i sprzyjają euro, a to otoczenie przyjazne dla naszej waluty. Osobną kwestią jest umocnienie franka szwajcarskiego.


Wygląda na to, że w Stanach Zjednoczonych wybuchł kryzys bankowy. Upadek kalifornijskiego Silicon Valley Bank wywołał poważne obawy o kondycję mniejszych amerykańskich banków. Mimo szybkiej reakcji Rezerwy Federalnej zapachniało powtórką kryzysu z lat 2007-08. Tylko czas pokaże, czy porównanie to nie jest przesadzone. Na razie rynek liczy, że podobnie jak 15 lat temu tak i teraz Fed zareaguje głębokimi obniżkami stop procentowych.
A to szkodzi dolarowi, który od kilku dni wyraźnie traci względem euro. Taka sytuacja sprzyja złotemu. Pomimo globalnych perturbacji kurs euro utrzymuje się blisko najniższych poziomów w tym roku. We wtorek o 9:28 euro kosztowało 4,6865 zł i było notowane podobnie jak na zakończeniu poniedziałkowych kwotowań.
Dzień wcześniej na rynku złotego mieliśmy do czynienia z bardzo wysoką zmiennością. Kurs EUR/PLN najpierw wzrósł z 4,66 zł do przeszło 4,69 zł, by następnie obniżyć się w okolice 4,67 zł i z tego poziomu znów pójść w górę. To jednak małe piwo w porównaniu do tego, co w poniedziałek działo się na europejskich giełdach, gdzie inwestorzy w panice wyprzedawali akcje banków.
ReklamaDolar amerykański wyceniany był na 4,3820 zł. A zatem także bez większych zmian po burzliwej poniedziałkowej sesji, kiedy to kurs dolara do złotego wahał się od niespełna 4,35 zł do przeszło 4,40 zł.
Osobną drogą podążył frank szwajcarski, który w relacji do euro był wczoraj najmocniejszy od października ’22. W rezultacie kurs helweckiej waluty na polskim rynku dobił do poziomu 4,80 zł, choć w poniedziałek zbliżał się nawet do 4,83 zł. Był to najwyższy kurs franka od połowy lutego.