To będzie wyjątkowe posiedzenie Federalnego Komitetu Otwartego Rynku. Po raz pierwszy od ponad dekady do Stanów Zjednoczonych wróciła kwestia obniżki stóp procentowych.


W Europie od lat jesteśmy przyzwyczajeni, że każde decyzyjne posiedzenie władz monetarnych kończy się regularną i zaplanowaną wcześniej konferencją prasową. Ale dla Amerykanów nawet tak minimalna jawność banku centralnego do niedawna była kompletną abstrakcją. Cokwartalna konferencja po posiedzeniach Federalnego Komitetu Otwartego Rynku (FOMC) została wprowadzona w kwietniu 2011 roku. Ale dopiero styczniowa konferencja będzie pierwszym, „regularnym” (tj. odbywającym się po każdym posiedzeniu) spotkaniem prezesa Rezerwy Federalnej z przedstawicielami mediów.
Zmiana w polityce komunikacyjnej Fedu nie jest tylko kwestią wizerunkowo-techniczną. W ramach rozpoczętego w 2015 roku cyklu podwyżek decyzja o zmianie stóp procentowych zapadała tylko na tych posiedzeniach FOMC, po których była zaplanowana konferencja prasowa. Zatem liczba możliwych „posiedzeń decyzyjnych” ograniczała się do czterech: w marcu, czerwcu, wrześniu i grudniu. Teraz zmiana stopy funduszy federalnych może nastąpić po każdym posiedzeniu FOMC, których na ten rok zaplanowano osiem (łącznie ze styczniowym). Po drugie, Jerome Powell zyska więcej możliwości sterowania oczekiwaniami rynku i opinii publicznej względem przyszłych decyzji banku centralnego.
Podniosą czy nie podniosą? A może zetną?
Jednakże jeszcze ważniejszą kwestią jest to, co Fed zrobi w 2019 roku. Po wrześniowym posiedzeniu FOMC podtrzymał zapowiedź trzech podwyżek w 2019 roku. Jeszcze do października na rynku panował konsensus, że w tym roku Rezerwa Federalna dokona dwóch lub trzech podwyżek stopy funduszy federalnych. Ale gdy jesienią na Wall Street zagościły mocne spadki, rynek nagle zaczął się domagać zmiany kursu w polityce monetarnej. Prezes Powell początkowo zdawał się „gołębieć”, lecz jednak w grudniu po raz kolejny podniósł stopę funduszy federalnych. Co więcej, FOMC zasugerował rynkowi dwie podwyżki (po 25. każda) w 2019 roku. Rynek kompletnie spanikował, gdy sam Powell powiedział, że program QT (czyli ilościowego zacieśniania polityki monetarnej) jest na „autopilocie” i nie widzi potrzeby jego modyfikowania.


Dopiero 4 stycznia Jerome Powell skapitulował przed żądaniami lobby finansowego i zapowiedział gotowość do zmian (czytaj: redukcji) i tak bardzo powolnego QT. Ten swoisty „Powell put” istotnie poprawił nastroje na Wall Street i utwierdził inwestorów w przekonaniu, że w tym roku podwyżek stóp procentowych w USA już nie będzie. Tak przynajmniej wynika z notowań kontraktów terminowych na stopę funduszy federalnych. Według obliczeń FedWatch Tool rynek na 70% wycenia szanse utrzymania stóp w USA na obecnym poziomie do grudnia 2019. Ewentualna jedna podwyżka (o 25 pb.) w czerwcu lub wrześniu wyceniana jest na ok. 20%.
Odds of #Fed rate cut in 2019 jump as growth outlook dims. Implied odds on the Fed actually reversing rates jumped to nearly 30%, up from almost zero when the market turbulence began this autumn. https://t.co/uLI2C0igDn pic.twitter.com/8wxfUebTi3
— Holger Zschaepitz (@Schuldensuehner) 3 stycznia 2019
Ale to nie wszystko. O ile przerwa bądź nawet zakończenie cyklu podwyżek kosztów kredytu w USA jest obecnie najpopularniejszym scenariuszem na rynku, to czasami odzywają się głosy o możliwej obniżce stopy funduszy federalnych. Co ciekawe, odsetek zwolenników tej teorii wzrasta wraz ze spadkiem indeksu S&P500 i maleje wraz z jego wzrostem. I zatem, o ile jeszcze na początku roku wycena tegorocznego cięcia sięgała niemal 30%, to pod koniec stycznia szanse takiego scenariusza wyceniane są ledwie kilka procent.
„Autopilot” ważniejszy od stóp
Czasy się zmieniły i stopy procentowe nie są już najważniejszym narzędziem, przy pomocy którego Rezerwa Federalna steruje rynkami finansowymi. Od grudnia 2008 do grudnia 2015 stopa funduszy federalnych była utrzymywana na zerze. Fed wymyślił więc inny sposób obniżania kosztów kredytu, inicjując trzy fale „ilościowego poluzowania” (ang. quantitative easing – QE), w ramach których powiększył swój bilans 5-krotnie. QE polegało na tym, że bank centralny Stanów Zjednoczonych kupował na rynku obligacje (głównie skarbowe, ale też hipoteczne), płacąc za nie nowo wykreowanymi pieniędzmi i w ten sposób zwiększając płynność w sektorze bankowym – czyli tzw. nadmierne rezerwy (excess reserves) banków komercyjnych.


Przez lata QE niczym przysłowiowy przypływ podnosiło wszystkie łajby w porcie. Jego ograniczenie w połowie 2014 roku wstrząsnęło rynkami wschodzącymi. Od października 2017 roku Rezerwa Federalna prowadzi program redukcji sumy bilansowej (QT). W tym okresie bank centralny USA „schudł” o 400 mld dolarów. Jeszcze na grudniowej konferencji prasowej Powell zapewniał, że program "zwijania QE" pozostaje na "autopilocie" i że Fed nie ma zamiaru nic zmieniać w harmonogramie redukcji sumy bilansowej. Ale po styczniowej wolcie Powella na stole pojawiła się opcja ograniczenia QT.
Jest mało prawdopodobne, aby taka decyzja została podjęta już na styczniowym posiedzeniu FOMC. Bo zanim takowa zapadnie, Komitet musi ją jakoś uargumentować i przygotować na nią rynek (a przynajmniej tych, którzy mają o tym wiedzieć). Dlatego tak ważne będzie to, co zostanie napisane w samym komunikacie FOMC i to, jak fedowscy decydenci ocenią stan gospodarki. Jeśli treść styczniowego komunikatu FOMC nie będzie znacząco odbiegała od grudniowej, to inwestorzy grający na wzrost cen akcji mogą się mocno rozczarować. Mówiąc wprost: Wall Street potrzebuje jakiejkolwiek sugestii pesymizmu lub zwątpienia ze strony władz monetarnej. W myśl starej zasady, że zła wiadomość, to dobra wiadomość.
Drugą szansą na zadowolenie giełdowych byków (i dolarowych niedźwiedzi) będzie konferencja prasowa Jerome’a Powella. Szef Rezerwy Federalnej pojawi się na scenie w środę o 20:30 czasu polskiego. Pół godziny wcześniej na rynek trafi komunikat FOMC. Oba te wydarzenia będziemy na bieżąco relacjonować na łamach Bankier.pl