Eskalacja wojen handlowych i walutowych już nie na żarty przestraszyła inwestorów. Nowojorskie indeksy rozpoczęły tydzień od 3-procentowych spadków. W cenie były bezpieczne aktywa: obligacje skarbowe, frank szwajcarski, złoto i… bitcoin.


„Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę” – to przysłowie jak ulał pasuje do ostatnich działań Donalda Trumpa. Prezydent USA w czwartek zapowiedział nałożenie dodatkowych ceł na chiński import, prawdopodobnie chcąc w ten sposób zwiększyć presję na Fed, aby ten dokonał głębszych cięć stóp procentowych. Bo to właśnie bliżej nieokreślone „implikacje rozwoju globalnych wydarzeń” były naczelnym pretekstem dla cięcia stóp w lipcowym komunikacie FOMC.
Tyle że Chińczycy zareagowali zdecydowanie i w poniedziałek dopuścili do dalszej deprecjacji juana – kurs dolara po raz pierwszy od 11 lat przekroczył psychologiczną barierę 7 juanów. Prezydent Trump zareagował, gdy tylko się obudził i w jednym z pierwszych porannych tweetów nazwał Chiny „manipulatorem walutowym”.
China dropped the price of their currency to an almost a historic low. It’s called “currency manipulation.” Are you listening Federal Reserve? This is a major violation which will greatly weaken China over time!
— Donald J. Trump (@realDonaldTrump) 5 sierpnia 2019
Oliwy do ognia dolał chiński minister handlu, który powiedział, że państwowe przedsiębiorstwa wstrzymały zakupy amerykańskich produktów rolnych. To osobisty cios w Donalda Trumpa, dla którego głosy amerykańskich farmerów są niezbędne, gdy będzie się ubiegła o reelekcję.
Eskalacja wojny handlowej i powrót do tzw. wojen walutowych to jedne z ostatnich rzeczy, jakich potrzebuje teraz spowalniająca globalna gospodarka. Inwestorzy obawiają się, że działania prezydenta Trumpa okażą się gwoździem do trumny dla najdłuższej ekspansji gospodarczej w powojennej historii USA. Trwający od jesieni 2009 roku wzrost PKB właśnie pobił rekord z lat 90-tych.
Dlatego też rynek reagował bardzo gwałtownie, ale też bez paniki. Po mocno ujemnym otwarciu nowojorskie indeksy powoli osuwały się przez całą sesję, bez powodzenia próbując odrobić choć część strat w ostatniej godzinie handlu. Ostatecznie S&P500 stracił 2,98%. Była to więc najgorsza sesja w jego wykonaniu od grudnia 2018 roku oraz szósta spadkowa sesja z rzędu. Dow Jones poszedł w dół o 767 punktów, czyli o 2,90%. Nasdaq zaliczył spadek aż o 3,47%.
Inwestorzy w pośpiechu uciekali do tzw. bezpiecznych przystani. W Europie rentowności kolejnych serii długoterminowych obligacji skarbowych (15-, 20-, 30- czy nawet 50-letnich) spadały poniżej zera. Rentowność 10-letnich obligacji USA spadła aż o 10 pb., do 1,73% wyznaczając w ten sposób najniższy poziom od listopada 2016. Złoto podrożało o 1,4% i osiągnęło najwyższe notowania od maja 2013. W cenie był też frank szwajcarski, który w relacji do euro był najsilniejszy od ponad 2 lat.
Co ciekawe, wraz z frankiem czy złotem w górę szły notowania bitcoina. W ten oto sposób dożyliśmy czasów, gdy istniejąca ledwie 10 lat wirtualna kryptowaluta zachowuje się jak klasyczna „bezpieczna przystań”. Ten stan prawdopodobnie zawdzięczamy bankom centralnym, które coraz śmielej zanurzają się w odmęty ujemnych stóp procentowych. Czyli czegoś, czego w przypadku BTC zaordynować się nie da.
Krzysztof Kolany
























































