Pomimo rekordowego wzrostu nominalnych płac oraz sprzedaży detalicznej nastroje polskich konsumentów znów uległy pogorszeniu. Najwyraźniej ludzie coraz częściej oceniają swoją sytuację w ujęciu realnym (czyli po uwzględnieniu inflacji), a nie nominalnym.


Na pierwszy rzut oka dane za kwiecień wyglądały fenomenalnie. Nominalny wzrost sprzedaży detalicznej był rekordowy (aż 33,4% rdr) i nawet w ujęciu realnym (po uwzględnieniu wzrostu cen) obroty sklepów wzrosły o bardzo solidne 19%. Najszybciej w historii porównywalnych statystyk rosły też płace w dużych firmach, które w kwietniu były nominalnie o 14,1% wyższe niż przed rokiem. Tyle że po uwzględnieniu wpływu galopującej inflacji CPI realny wzrost wynagrodzeń wyniósł ledwie 1,55%.
Warto przy tym pamiętać, że nie wszyscy pracownicy przez ostatnie 12 miesięcy otrzymali podwyżki. Co więcej, znaczna część pracujących odnotowała wzrost wynagrodzeń wolniejszy od oficjalnego wzrostu cen dóbr konsumpcyjnych (CPI). Trudno się zatem dziwić, że w maju doszło do ponownego pogorszenia i tak już bardzo słabych nastrojów polskich konsumentów.
Bieżący wskaźnik ufności konsumenckiej (BWUK), syntetycznie opisujący obecne tendencje konsumpcji indywidualnej, wyniósł – 38,4 i był o 1,2 p. proc. niższy w stosunku do poprzedniego miesiąca oraz prawie tak niski jak w marcu - poinformował Główny Urząd Statystyczny. Z kolei wyprzedzający wskaźnik ufności konsumenckiej (WWUK) przyjął wartość -27,9 pkt. i był o 0,9 pkt. niższy niż miesiąc wcześniej.


Oba wskaźniki ufności konsumenckiej mogą przyjmować wartości od -100 do +100. Wartość dodatnia oznacza przewagę liczebną konsumentów nastawionych optymistycznie nad konsumentami nastawionymi pesymistycznie (i odwrotnie). Najnowsze odczyty sygnalizują zatem rosnącą przewagę konsumentów, którzy są negatywnie nastawieni zarówno do obecnej sytuacji gospodarczej, jak i jej perspektyw.
Od jesieni obserwujemy wręcz załamanie nastrojów polskich konsumentów, o których po raz pierwszy informowaliśmy Państwa w październiku, kiedy to przyspieszająca inflacja cenowa dawała się coraz mocniej we znaki naszym portfelom. Sytuacja pogorszyła się w listopadzie i stała się jeszcze gorsza w grudniu oraz w styczniu. Niewielka poprawa w lutym została skontrowana załamaniem w marcu, gdy na własnych portfelach odczuliśmy skutki rosyjskiej napaści na Ukrainę, a inflacja CPI podskoczyła do 11%. Kwiecień przyniósł minimalną poprawę, która jednak okazała się krótkotrwała.
Mamy za sobą okres potężnego załamania nastrojów polskich gospodarstw domowych. W ciągu ostatnich 9 miesięcy BWUK spadł o 14,9 pkt., a WWUK aż o 30,3 pkt. Spadki tych wskaźników o podobnej skali w przeszłości pojawiły się tylko dwa razy: wiosną 2020 roku (covidowy lockdown) oraz na przełomie lat 2008/09 (światowy kryzys finansowy). W obu przypadkach były to zwiastuny spadku popytu krajowego, prowadzące polską gospodarkę albo do głębokiej recesji (wiosna ’20), albo do wzrostu bezrobocia (zima ’09).
Teraz sytuacja jest nieco inna, ponieważ inna jest natura kryzysu gospodarczego. Nie jest to obecnie kryzys deflacyjny, lecz inflacyjny. Polski – ale też europejski czy amerykański – konsument przygnieciony jest galopującym tempem wzrostu kosztów życia. W USA wskaźnik nastrojów gospodarstw domowych znalazł się na najniższym poziomie od 10 lat. W konsumentów uderza niewidziana od dekad inflacja. W Polsce w kwietniu wyniosła ona 12,4%, a w maju zapewne jeszcze przyspieszyła, głównie za sprawą drożejących paliw, żywności i usług.
Jak co miesiąc GUS zapytał też respondentów o wpływ sytuacji epidemicznej na decyzje dotyczące konsumpcji. W maju odnotowano dalszą redukcję lęku przed wpływem wirusa z Wuhan na koniunkturę konsumencką. Już tylko 7,2% respondentów (wobec 8,6% w kwietniu i 12,9% w marcu) oceniała ten wpływ na „znaczny”, a 53,6% na „żaden” (wobec 43,5% w kwietniu).
Jakiekolwiek obawy przed wprowadzeniem lockdownu wyrażało tylko 5,9% respondentów (wobec 6,6% w kwietniu). Zaledwie 8,2% badanych uważało, że obecna sytuacja epidemiczna stanowi „duże zagrożenie” dla zdrowia osobistego (w kwietniu takie obawy wyrażało 9,4% ankietowanych, a w marcu 14,5%).