Wyrażone w USD ceny złota osiągnęły najwyższy poziom od kwietnia 2013 roku. Ale z punktu widzenia inwestorów z Polski notowania żółtego metalu nieznacznie przekroczyły rekordy wszech czasów z jesieni 2011 roku.




1 540,75 dolarów za uncję trojańską – na tyle we wtorek o 11:40 wyceniano złoto na nowojorskim rynku kontraktów terminowych. To o 1,2% wyżej niż w poniedziałek. Tylko przez ostatnie trzy miesiące królewski metal podrożał o przeszło 18%, pod koniec czerwca wybijając się górą z trwającej przez poprzednie trzy lata trendu bocznego (1040-1370 USD/oz.).
Jednak przed 17:00 notowania spadły do 1 505,55 dol. po tym, jak USA poinformowały, że przekładają nałożenie części ceł na Chiny z września na grudzień.
O ile jednak w ujęciu dolarowym możemy nieśmiało mówić dopiero o narodzinach nowej hossy, to w Polsce ceny złota właśnie osiągnęły rekordowe poziomy sprzed ośmiu lat.
Tuż przed południem uncja złota wyceniana była na 5917,55 zł, przekraczając rekord z września 2011 roku, gdy kosztowała 5 914 zł. Od początku roku cena złota wyrażona w PLN wzrosła o 23%. Jeszcze w październiku 2018 r. można było kupić uncjową sztabkę za niespełna 4400 zł (plus marża dilerska i koszty bicia).
To w znacznej mierze efekt osłabienia złotego, który przez ostatnie lata sporo stracił na wartości względem dolara. Jeszcze w połowie 2014 roku "zielony" kosztował mniej niż trzy złote. Teraz kosztuje prawie 3,87 zł.


Galopujące ceny złota to w znacznej mierze efekt zmiany polityki monetarnej w największych bankach centralnych. Amerykańska Rezerwa Federalna w lipcu dokonała pierwszej od 2008 r. obniżki stóp procentowych. Rynek spodziewa się, że do końca roku Fed zetnie stopy jeszcze dwa lub trzy raz, łącznie o 50-75 pb.
Luzowanie polityki zapowiedział także Europejski Bank Centralny. W efekcie rynkowe stopy procentowe w prawie całej strefie euro spadły poniżej zera. Trzymanie obligacji „wolnych od dochodu” po prostu straciło jakikolwiek sens i coraz więcej kapitału napływa na rynek złota. Które także nie przynosi odsetek, ale też nie generuje ujemnych przepływów finansowych (poza kosztami przechowywania).
Ponadto na rynku panuje lęk przed recesją wzmocniony niedawnymi wydarzeniami w Hongkongu, gdzie spekuluje się o chińskiej interwencji wojskowej, która miałaby spacyfikować pro-demokratyczne protesty.
Na emocje inwestorów niewątpliwie wpłynęła też Argentyna, gdzie w poniedziałek doszło do największego jednodniowego krachu finansowego ostatnich dekad. Po druzgocącej porażce w prawyborach urzędującego, prorynkowego prezydenta Mauricio Macriego peso straciło 1/5 wartości wobec dolara, a argentyńska giełda odnotowała spadek o niemal 38%! Coś takiego nie może nie zostawić śladu w psychice inwestora – tego rodzaje spadki po prostu nie mieszczą się w jakichkolwiek kalkulacjach ryzyka inwestycyjnego.
Krzysztof Kolany