Wielkie rozczarowanie wynikami Amazona pogorszyło sentyment wobec spółek wzrostowych i pociągnęło w dół nowojorskie indeksy. S&P500 zanotował najgorsze od 83 lat pierwsze cztery miesiące roku.


A miało być tak pięknie. Czwartkowe odbicie na Wall Street dawało nadzieję, że giełdowe indeksy odbiją się od poziomów wsparcia i rozpoczną marsz „na północ”. Tak się jednak nie stało, ponieważ tuż po zakończeniu czwartkowej sesji rynek bardzo rozczarował się wynikami Amazona. Najniższa w historii spółki roczna dynamika przychodów, kwartalna strata oraz przede wszystkim rozczarowujące prognozy sprzedaży – to wszystko sprawiło, że kapitalizacja giganta e-commerce zmalała o 14%.
Perspektywa wyhamowania wzrostu technologiczno-internetowych gigantów sprawia, że absurdalnie wysokie wyceny (np. taki Amazon wyceniany jest na ponad 38-krotność zaraportowanych zysków) zaczynają być kwestionowane. Tym bardziej, że prawdopodobnie czeka nas ostry wzrost stóp procentowych w Rezerwie Federalnej, co obniża bieżącą wartość przyszłych oczekiwanych zysków.
Stąd też mocna przecena tzw. spółek wzrostowych, w efekcie czego Nasdaq poszedł w dół o 4,17%, schodząc do najniższego poziomu od grudnia 2020 roku. Pogłębione został zatem tegoroczne minima oraz trwająca od listopada bessa w tym segmencie amerykańskiego rynku akcji. Od szczytu hossy Nasdaq Composite spadł już o 23,9%.
Niemal równie słaby był dziś S&P500, który zaliczył spadek o 3,63%, kończąc dzień na poziomie 4 131,78 punktów. Tylko w kwietniu S&P500 stracił 8,8%, od początku roku oddając ponad 13%. Jak policzyli amerykańscy statystycy, jest to najniższa od 1939 roku stopa zwrotu w okresie styczeń-kwiecień w wykonaniu tego indeksu.
Nie pomogły też dane z gospodarki. Inflacja PCE (czyli deflator wydatków konsumenckich) w marcu wyniosła 6,6% wobec 6,3% w lutym. Bazowy PCE co prawda obniżył się z 5,3% do 5,2%, ale wciąż pozostaje znacznie powyżej 2-procentowego celu Rezerwy Federalnej. Choć roczna dynamika PCE kształtuje się na niższych poziomach niż popularnej CPI (a może właśnie dlatego) jest to ulubiony wskaźnik inflacji w Fedzie.
Sytuacja na froncie inflacyjnym jest już tak zła, że rynek zaczyna wyceniać 75-punktową podwyżkę stopy funduszu federalnych na czerwcowym posiedzeniu FOMC (podwyżka o 50 pb. w maju uważana jest za pewną). Po raz ostatni bank centralny USA dokonał podwyżki o 75 pb. 28 lat temu.
Wciąż na bardzo niskich poziomach utrzymał się też wskaźnik nastrojów konsumentów Uniwersytetu Michigan. Wydatki Amerykanów (+1,1% mdm w marcu) rosły ponad dwa razy szybciej od zarobków (+0,5% mdm, co na dłuższą metę jest stanem niemożliwym do utrzymania. Na dodatek pogorszyła się koniunktura przemysłowa w regionie Chicago - tamtejszy PMI odnotował spadek do 56,4 pkt. wobec 62,9 pkt. w marcu.
KK
























































