REKLAMA

Rynek nieruchomości po koronawirusie. Armageddon czy jedynie zadyszka?

2020-04-25 06:00
publikacja
2020-04-25 06:00

Armageddon czy jedynie zadyszka? Dziś nikt, kto nie ma czarodziejskiej kuli, nie jest w stanie powiedzieć, w którą stronę pójdzie rynek nieruchomości w Polsce. Karty w tym przypadku rozdaje pandemia. Od tego, jak długo i jak intensywnie zagości nad Wisłą i Odrą, zależy dziś nieomal wszystko. W krótkiej perspektywie jednak jest nieomal pewne, że nie obejdzie się bez przynajmniej lekkiej korekty, zwłaszcza że przed koronawirusem rynek był rozgrzany do czerwoności.

fot. Markus J / / Shutterstock

Przypomnijmy pokrótce sytuację wyjściową, czyli mniej więcej do pierwszego tygodnia marca, zanim znany nam świat zaczął się gwałtownie zmieniać.

Na rynku nieruchomości po świetnym 2019 roku nie widać było śladu spowolnienia, wręcz przeciwnie – mimo galopujących cen mieszkania – zarówno nowe, jak i używane – nadal sprzedawały się świetnie. Deweloperzy w 2019 roku sprzedali około 65 tysięcy mieszkań, co było wynikiem lepszym niż rok wcześniej i nieco tylko gorszym od uzyskanego w rekordowym 2017 roku.

Tak więc hossa trwała. Dynamicznie rosnące ceny nie zrażały kupujących. Według NBP w Warszawie ceny transakcyjne mieszkań nowych wynosiły na koniec ubiegłego roku blisko 9500 zł/mkw. W ciągu roku lokale na stołecznym rynku deweloperskim podrożały o 1000 zł na metrze kwadratowym, a więc o blisko 12 procent.

Liderem wzrostów cen na rynku wtórnym był natomiast Wrocław. Tutaj, według danych banku centralnego, stawki rok do roku wzrosły aż o ponad 1100 zł/mkw – z 6191 do 7316 zł, co stanowi wzrost aż o ponad 18 procent! W ciągu zaledwie 12 miesięcy cena przykładowego 50-metrowego mieszkania poszła w górę aż o 55 tysięcy złotych.

Na galopadzie cenowej niektórzy świetnie zarabiali. Część klientów, zrażonych drożyzną na rynku pierwotnym, szukała alternatywy na rynku wtórnym, trafiając pod skrzydła flipperów, a więc osób zajmujących się obrotem mieszkaniami. Flipping to stosunkowo nowe zjawisko na polskim rynku, które jednak ostatnimi czasy znacznie się nasiliło. Najkrócej mówiąc, polega na wyszukiwaniu okazji - mieszkań niedoinwestowanych i tanich, następnie na podniesieniu wartości takich nieruchomości - co w sytuacji hossy wcale nie musiało być kosztochłonne, bowiem klienci kupowali nieomal wszystko. Zdarzało się, że wystarczyło mieszkanie pomalować, by zażądać ceny o kilkanaście procent wyższej.

Flipperzy nie mieli problemu ze zbyciem nieruchomości, nawet po powierzchownych remontach, także dlatego, że mieszkań na gwałt szukali kupujący pod inwestycje. Tryumfy święcił rynek najmu – zwłaszcza noclegowego (dla turystów, pracowników, gości) – pozwalający uzyskiwać bardzo dobre zwroty. W dużych miastach była to jedna z najpopularniejszych form inwestycji w mieszkania.

Wszystko zaledwie w ciągu paru dni po prostu zamarło

Nowe transakcje kupna-sprzedaży skończyły się nieomal zupełnie. Co prawda z ankiety GetHome przeprowadzonej jeszcze w pierwszej połowie marca wśród przedstawicieli 72 biur nieruchomości wynikało, że ponad 60 proc. spotkań wieńczących transakcje w kancelariach notarialnych odbywało się bez przeszkód, ale już wtedy firmy pośredniczące przyznawały w ogromnej większości (72 proc.), że odczuwają wyraźny spadek zainteresowania, mniejszą liczbę telefonów i prezentacji lokali. Wszystko to było przecież dopiero przed nasileniem pandemii u nas, przed zamknięciem granic i przed serią drastycznych restrykcji, tak więc w drugiej połowie marca rynek zatrzymał się z całą pewnością nieomal całkowicie, co dla wielu biur oznacza skrajnie trudną walkę o przetrwanie.

To samo z rynkiem najmu krótkoterminowego. Na początku marca właściciele mieszkań - oczekujący świetnego otwarcia sezonu na majówkę – przecierali oczy ze zdziwienia, obserwując serie anulowanych rezerwacji. Do tego doszły też wypowiedzenia umów najmu standardowego – zwłaszcza przez pracowników ze wschodu. Szacuje się, że na Ukrainę po wybuchu pandemii w Polsce wróciło około 120 tysięcy ludzi, którzy wcześniej napędzali popyt na rynku najmu.

Korekta czy krach?

Taka jest sytuacja na chwilę obecną. Na razie co prawda nie jest ona widoczna w ofertowych cenach mieszkań – i nowych, i używanych. Zastój przejawia się natomiast w tym, że samych ofert (zwłaszcza na rynku wtórnym) jest mniej.

Czy w związku z tym, co się dzieje, należy spodziewać się spadków cen? Nie wszyscy eksperci tak postrzegają sytuację. Z całą pewnością branża deweloperska będzie bronić się przed cięciem stawek. Może proponować alternatywne rozwiązania – promocje, zachęty, korzystniejsze warunki.

Jeśli więc pandemia przebiegłaby stosunkowo łagodnie, a więc zakończyła się np. w maju czy do początku czerwca, niewykluczone, że rzeczywistość cenowa wcale by się istotnie nie zmieniła. Część ekspertów uważa, że raczej należałoby się spodziewać wyhamowania wzrostu cen i ich stabilizacji, a nie spadków. Taki scenariusz będą wspierać stopy procentowe NBP - obniżone do najniższego w historii poziomu (0,5 proc. stopy referencyjnej). Będą podtrzymywać popyt, a ten nadal może być niezły, w sytuacji kiedy oszczędzanie pieniędzy będzie zupełnie nieopłacalne. Rynek akcji postrzegany jest jako bardzo ryzykowny – zwłaszcza teraz. W trudnych czasach tradycyjnie inwestuje się w złoto. To widać po wyraźnym skoku cen w drugiej połowie marca. Należy jednak pamiętać, że w Polsce i nieruchomości mają opinię dobrej lokaty kapitału, która opiera się kryzysom, krachom, wahnięciom koniunktury. Klienci więc wcale masowo nie muszą się odwrócić od mieszkań.

Wiele będzie zależeć też oczywiście od sytuacji światowej. Zamknięte granice, szalejąca pandemia u naszych sąsiadów – wszystko to będzie uderzało w turystykę i rynek pracy, a więc także w najem krótkoterminowy. Już dziś posiadacze mieszkań na noclegi w dużych miastach, by minimalizować straty, decydują się wypuszczać je na tradycyjny wynajem długoterminowy – mniej zyskowny, ale stabilniejszy. Większa podaż mieszkań pod zwykły wynajem i mniejsza liczba potencjalnie zainteresowanych powinny poskutkować presją na obniżkę czynszów najmu, a to z kolei zadziała negatywnie na rentowność takich inwestycji.

Taki stan rzeczy może prowadzić do przeceny – popularnych przed Covid-19 – inwestycji stricte pod wynajem. Na rynku pierwotnym dużych miast w ostatnich latach mieliśmy do czynienia z wysypem najróżniejszych projektów typu mikrokawalerki, apartamenty na wynajem, hotele w systemie condo itp. Były to obiekty budowane celowo pod klienta inwestycyjnego, najczęściej bardzo drogie, ze stawkami w dobrych wielkomiejskich lokalizacjach przekraczającymi 10 tysięcy złotych za metr kwadratowy. Deweloperzy takich nieruchomości będą musieli prawdopodobnie ograniczyć oczekiwania cenowe.

Scenariusz zły

Tu dochodzimy do mniej wesołego scenariusza, zgodnie z którym nawet jednorazowa miesięczna czy dwumiesięczna pandemia poważnie zachwieje rynkiem i nie obejdzie się bez korekty. Z całą pewnością należy spodziewać się – zakreślonego powyżej – urealnienia oczekiwań cenowych odnośnie niektórych typów inwestycji. Ciężko, by przy zamkniętych granicach w całej Europie, ludzie masowo rzucali się na ultradrogie apartamenty pod krótkoterminowy wynajem. Korekta może być więc nieunikniona, a zbieranie się całej gospodarki potrwa jednak dłużej niż tylko do jesieni czy nawet do końca roku, zwłaszcza że nie wszystko, a nawet niewiele zależy od nas. W tym przypadku istotne jest, jak cały świat generalnie poradzi sobie z koronawirusem. Do tego dochodzą przecież jeszcze kwestie natury społecznej i politycznej.

Scenariusz najgorszy

Na koniec wariant najbardziej pesymistyczny, czyli głębokie, długotrwałe oddziaływanie czynnika epidemiologicznego na gospodarkę i społeczeństwa. Jeśli okaże się, że jesienią i znów na wiosnę będziemy mieli do czynienia z nawrotem pandemii o podobnych rozmiarach do obecnych, jeśli gospodarki znów będą musiały zdecydować się na kilkumiesięczne przestoje, jeśli nie będzie szczepionki/lekarstwa, skutki Covid-19 będą znacznie dalej idące niż powyżej. Na razie jednak – po niecałym miesiącu stanu epidemii w Polsce – na kreślenie zarówno tych pozytywnych, jak i negatywnych scenariuszy jest po prostu za wcześnie.

Marcin Moneta

Źródło:
Tematy
MINI pełne przygód.

MINI pełne przygód.

Komentarze (232)

dodaj komentarz
denim292
A co, jeśli ziści się pesymistyczny scenariusz zakładający, że pompowane w gospodarkę światową biliony dolarów nie wystarczą, aby stłumić gospodarcze efekty pandemii? Już ostatni kryzys pokazał, że rynek mieszkaniowy jest co najmniej kilka razy bardziej odporny na przeceny, niż nawet indeksy skupiające największe, a więc też potencjalnie A co, jeśli ziści się pesymistyczny scenariusz zakładający, że pompowane w gospodarkę światową biliony dolarów nie wystarczą, aby stłumić gospodarcze efekty pandemii? Już ostatni kryzys pokazał, że rynek mieszkaniowy jest co najmniej kilka razy bardziej odporny na przeceny, niż nawet indeksy skupiające największe, a więc też potencjalnie najstabilniejsze, firmy giełdowe. Do tego długoterminowi inwestorzy na rynku mieszkaniowym zyskują źródło dochodu w postaci zysków z czynszów.

Docenili to właściciele amerykańskich nieruchomości w trakcie ostatniego kryzysu. W latach 2007 - 2011 ceny domów w największych miastach spadły bowiem o prawie 23 proc., a czynsze wynajmu, nie zważając na zawirowania rynkowe, statecznie rosły - łącznie o ponad 8 proc. Powód? Gdy banki zakręcają kurki z kredytami, a na rynku pracy sytuacja się pogarsza, to dla coraz większego grona osób właśnie najem staje się rozwiązaniem pierwszego wyboru. I tak we wspomnianym okresie liczba wynajmowanych nieruchomości wzrosła w USA z 36 milionów do prawie 43 milionów.

Oczywiście nie zawsze tak musi być aż tak dobrze. Na przykład w Warszawie ostatnie spowolnienia na rynku mieszkaniowym możemy łączyć z chwilowym spadkiem czynszów wynajmu mieszkań. Po tej korekcie mieliśmy do czynienia z sezonowymi podwyżkami czynszów, a mniej więcej pod koniec 2012 roku wrócił wyraźny trend wzrostowy. Co jednak ważne, w Polsce - tak samo jak w USA, wyraźnie wzrosła liczba najemców. W latach 2009-12 odsetek obywateli będących najemcami prawie się podwoił [5]. Właściciele mieszkań nie narzekali więc na liczbę osób zainteresowanych ich ofertami.


jsunday
Deweloperzy przyznają, że ceny spadną !!!!! Im więcej mieszkań kupowanych na inwestycje tym większa korekta.
Pozdrowienia dla zaklinaczy wzrostów cen nieruchomości ;-)


"Zapewne konieczna będzie pewna korekta cen i marż, ale taka jest logika kryzysu"

"Według JLL, skala problemów w poszczególnych
Deweloperzy przyznają, że ceny spadną !!!!! Im więcej mieszkań kupowanych na inwestycje tym większa korekta.
Pozdrowienia dla zaklinaczy wzrostów cen nieruchomości ;-)


"Zapewne konieczna będzie pewna korekta cen i marż, ale taka jest logika kryzysu"

"Według JLL, skala problemów w poszczególnych miastach i segmentach rynku zależeć będzie też od struktury oferty i udziału zakupów inwestycyjnych w sprzedaży w okresie bezpośrednio poprzedzającego początek kryzysu. Te rynki, na których deweloperzy oferowali wyjątkowo dużo mieszkań przeznaczonych na wynajem, zwłaszcza krótkoterminowy (Trójmiasto) lub te na których inwestorzy stanowili niemal połowę nabywców (Łódź), będą w większym stopniu narażone na głębsze korekty (cen nowych mieszkań, popytu)."


https://stooq.pl/n/?f=1349747&c=1&p=4+22
jasiek2017
hahahahah co post o nieruchomościach to wszędzie wklejasz te same linki hahhahaa
co za tłumok
jsunday
Za kilka miesięcy należałoby ­spodziewać się decyzji o podniesieniu stóp procentowych oraz rezerw obowiąz­ko­wych - napisał w poniedziałek na osobistym blogu członek RPP Jerzy Kropiwnicki.
"Zadaniem NBP będzie dostarczenie środków na sfinansowanie deficytu - przy użyciu środ­ków +zwykłych+ i +niekonwencjonalnych+. Do RPP
Za kilka miesięcy należałoby ­spodziewać się decyzji o podniesieniu stóp procentowych oraz rezerw obowiąz­ko­wych - napisał w poniedziałek na osobistym blogu członek RPP Jerzy Kropiwnicki.
"Zadaniem NBP będzie dostarczenie środków na sfinansowanie deficytu - przy użyciu środ­ków +zwykłych+ i +niekonwencjonalnych+. Do RPP będzie też należała walka z inflacją. Na­le­żałoby spodziewać się decyzji o podniesieniu stóp procentowych oraz rezerw obowiąz­ko­wych - co najmniej do daw­nych-nie­dawnych poziomów. Może nie zaraz - ale też bez zbędnej zwłoki, za kilka miesięcy" - napisał Kropiwnicki.

https://stooq.pl/n/?f=1349752&c=1&p=4+22
jasiek2017
Kropiwnicki łał to zapewne ten co ma wpływ na decyzje RPP hahahahha
denim292
Czy mamy dodruk pustego pieniądza na skalę światową? Jaki tam dodruk przecież to tylko dofinansowanie. Takie samo jak poprzednie dofinansowania. A może wzrostu deficytów i długów? Ujemne stopy procentowe pożerające nasze oszczędności? Niszczenie zasobów oszczędności na skalę światową? Realne straty na depozytach i obligacjach? Spadająca Czy mamy dodruk pustego pieniądza na skalę światową? Jaki tam dodruk przecież to tylko dofinansowanie. Takie samo jak poprzednie dofinansowania. A może wzrostu deficytów i długów? Ujemne stopy procentowe pożerające nasze oszczędności? Niszczenie zasobów oszczędności na skalę światową? Realne straty na depozytach i obligacjach? Spadająca wartość wszystkich pensji poprzez zżerającą wszystko inflację?

A Inflacja? Jaka tam inflacja, będzie hiper inflacja. Brak pracy? Nie ma kasy? Gospodarka nic nie produkuje, nie ma towarów i brak za to kasy? Ale jest na to lekarstwo - pieniądze wystarczy wydrukować i już są. Oto najlepsze magiczne rozwiązania jakie wymyśliła światła ludzkość w swej nieskończonej mądrości:



W USA podjęto środki zaradcze m.in. pod ogólnym hasłem "tysiąc dolarów do rąk każdego obywatela", nazywane tu również "rozdawaniem pieniędzy z helikoptera". Czy jednak przepis wsparcia gospodarki za pomocą dodrukowywania pieniędzy naprawdę pomoże Amerykanom i całej gospodarce światowej? Część ekspertów w USA uważa, że "w rzeczywistości reakcja Stanów Zjednoczonych w postaci drukowania pieniędzy stała się nieuniknionym trendem".

Jednak nie da się ukryć, że tego typu działania odbywają się kosztem globalnej gospodarki. Dolar amerykański jest światową walutą rezerwową i główną walutą światowego handlu. I, niestety, to właśnie z powodu finansowej hegemonii dolara, światowa gospodarka będzie musiała ponieść konsekwencje luzowania ilościowego na dużą skalę tej waluty (tj. wykupu amerykańskich obligacji przez USA, za amerykańskie dolary, drukowane "z powietrza").

Takie działania muszą spowodować poważną, globalną inflację. Rosnące ceny towarów wkrótce rozprzestrzenią się na wszystkie produkty na całym świecie, co doprowadzi do wyższych cen aktywów finansowych, a skutki tego wzrostu będą odczuwalne w realnej gospodarce.

Zauważają to Chińczycy. Anglojęzyczny Global Times napisał, że: "jako jeden z największych kredytorów amerykańskiego długu, Chiny muszą uwzględnić wpływ drukowania pieniędzy w Stanach Zjednoczonych i zachować odpowiednie środki ostrożności w odniesieniu do struktury chińskich rezerw walutowych". Tłumacząc to ostatnie zdanie z dyplomatycznego angielskiego, na potoczny polski, można zrozumieć, że: Chiny poważnie rozważają scenariusz, w którym dolary i amerykańskie obligacje z chińskich rezerw walutowych trzeba będzie natychmiast wyprzedawać, ponieważ działania Waszyngtonu doprowadzą do globalnej inflacji i katastrofalnej dewaluacji samej amerykańskiej waluty. Możemy założyć, że Pekin tym samym, wysłał publiczne ostrzeżenie do Waszyngtonu.

Również wielu amerykańskich ekonomistów wystąpiło z krytyką idei rozdawnictwa pieniędzy. Uważają oni, że jest to bezsensowne działanie, ponieważ problemem, z jakim obecnie musi zmierzyć się Ameryka, nie polega na braku pieniędzy, a rozerwaniu łańcuchów dostaw, w wyniku paniki konsumenckiej, co prowadzi dalej do rozerwania więzi kooperacyjnych w gospodarce. Eksperci dodają, że: "zwiększanie masy pieniężnej w rękach obywateli za pomocą środków nadzwyczajnych nie jest rozwiązaniem systemowym, a tylko takie mogłoby doprowadzić do uruchomienia inwestycji w gospodarce. Dla normalnego funkcjonowania gospodarki pracujący ludzie muszą otrzymywać normalne pensje, a nie "pieniądze zrzucane z helikoptera"".

Trzeba jednak przyznać, że również tradycyjne metody stymulowania biznesu w obecnej sytuacji raczej się nie sprawdzą. Zdaniem ekspertów kluczowym problemem w zaistniałej sytuacji jest dzisiaj to, że globalny system finansowy i jego polityka pieniężna już przed epidemią koronawirusa zbliżyły się do niebezpiecznej granicy, na co wyraźnie wskazuje polityka zerowych stóp procentowych wielu banków centralnych. Natomiast koronawirus tylko pogorszył istniejące wcześniej, niepokojące trendy w gospodarce. Przykładem mogą być wcześniejsze działania Europejskiego Banku Centralnego, który obniżył stopy procentowe do zera na długo przed pojawieniem się epidemii w Europie. Ważnym jest, aby skala tych działań była proporcjonalna do faktycznego zapotrzebowania, znajdującej się w kryzysie gospodarki. Może się, bowiem okazać, że znajdziemy się w sytuacji "podobnej, jak przed kryzysem w 2008 r., kiedy władze nie zdawały sobie sprawy z powagi sytuacji i próbowały stymulować gospodarkę za pomocą narzędzi punktowych", aż w końcu okazało się, że ożywienie jest możliwe tylko przy pomocy bezprecedensowych środków. W 2008 r. do systemu finansowego trzeba było przelać kilka bilionów dolarów. Teraz skala interwencji państwa może być znacznie większa.

denim292
Dobry przykład co dzieje się z cenami na podstawie tego jak jest w epicentrum zarazy, przy zatrzymaniu gospodarki, drastycznym spadku PKB czy w ogóle działalności gospodarczej okazuje się że inflacja wzrosła i to drastycznie do 6,1 procent. Doskonały przykład co będzie z cenami. A tam jeszcze nawet połowy takiego drukowania nie ma Dobry przykład co dzieje się z cenami na podstawie tego jak jest w epicentrum zarazy, przy zatrzymaniu gospodarki, drastycznym spadku PKB czy w ogóle działalności gospodarczej okazuje się że inflacja wzrosła i to drastycznie do 6,1 procent. Doskonały przykład co będzie z cenami. A tam jeszcze nawet połowy takiego drukowania nie ma jak gdzie indziej.
Zostaniecie z kasą bezwartościową kasą na rachunkach naganiacze na spadki.


Najgorsza sytuacja była (i zapewne nadal jest) w epicentrum epidemii - prowincji Hubei i jej stolicy - mieście Wuhan, gdzie pod koniec stycznia wprowadzono najbardziej drakońskie obostrzenia, m.in. zakazano dziesiątkom milionom ludzi opuszczania mieszkań i odcięto obszar od pozostałej części Chin. Od marca zakazy są już stopniowo rozluźniane, ale gospodarcze konsekwencje są (i będą) poważne.

W pierwszym kwartale PKB Hubei zaliczył bezprecedensowe tąpnięcie - spadł aż o 39,2 proc. w porównaniu do analogicznego okresu 2019 r. Sektor rolniczy skurczył się o jedną czwartą, przemysł - prawie o połowę, a usługi - o jedną trzecią.

Inwestycje zmniejszyły się o ponad 80 proc., a sprzedaż detaliczna o blisko 50 proc. Dochody mieszkańców skurczyły się o ponad 10 proc. Napływ bezpośrednich inwestycji zagranicznych załamał się niemal do 0, o ponad 96 proc. Wzrosły za to ceny - inflacja sięgnęła 6,1 proc. wobec 4,9 proc. w całym kraju.
dian.thus
Nie ma co zaklinać rzeczywistości jak robi tu większość osób.
Ceny nie spadną.
Jednym z głównych powodów jest brak katastru.
Jak Chciałem kupić jakiś czas temu coś w Pl na wtórnym. To upusty były Max 1-2% mimo iż mieszkania stały puste miesiącami.
Czynsze i inne koszty stałe są w Pl tak małe ze można latami trzymać
Nie ma co zaklinać rzeczywistości jak robi tu większość osób.
Ceny nie spadną.
Jednym z głównych powodów jest brak katastru.
Jak Chciałem kupić jakiś czas temu coś w Pl na wtórnym. To upusty były Max 1-2% mimo iż mieszkania stały puste miesiącami.
Czynsze i inne koszty stałe są w Pl tak małe ze można latami trzymać puste mieszkania bez dużych obciążeń.
Koszty stałe NIE są powodem by sprzedawać.
Ile wynoszą koszty stałe pustostanu w stosunku do wartości mieszkania??
W tych kilku przypadkach które sprawdzałem to było około 1%.

Oczywiście Koszty mogą być wyższe Wtedy właściciel ma większe ciśnienie i jest miększy w negocjacjach.

Zapomnijcie o obniżkach takich jak w stanach po 2009.
Tam podatek z tego co wiem wynosi około 1% od wartości które były napompowane. Plus koszty stałe.
Plus to ze oddajesz klucze Bankowi jak stracisz prace i masz wyjebane. To wszystko wpływa na ogromne fluktuacje.

Ale może ktoś zna rynek dokladniej Specyfikę stanach i może by się Wypowiedział. Bardzo chętnie poczytam dobry komentarz.

Napisze o nieruchomościach Szwecji bo ten temat znam dobrze.
Podatek od nieruchomości mieszkalnych, kataster, wynosi 0,75% wartości nieruchomości.
Jest płatny bezpośrednio po państwa, nie do gmin.
Wyliczany ze średnich cen tranzakcyjnych w danej gminie. Aktualizowany co rok.
Czyli podatek może spaść jeśli średnie ceny w gminie spadną.
Dla pojedynczych domów maxymalnie około 2600zl rocznie.
Podatek od mieszkań jest wliczony w czynsz i rozliczany przez wspólnote (najczęstsza forma w Szwecji).

Koszty stałe oprócz podatku są wysokie.
Domy.Licznik prądu ( bez zużycia 100zl miesięcznie, kanaliza 150zl. Śmieci 100zl kubeł.
Mieszkania wychodzą jeszcze drożej w utrzymaniu. I nie ma możliwości ominięcia tego.

W sumie obciążenia w stosunku do wartości domów to 3-5%, w przypadku mieszkań 3-10%.

Wielu osobom przysługuje dodatek mieszkaniowy. Wysokość uzależniona od zarobków. Max 80% czynszu. Jeśli masz dzieci lub poniżej 29 roku życia.
Emeryci tez dostają dodatek i to dość sporo jeśli maja mała emeryturę.

To tak w skrócie.
Dzięki temu jeśli przyjdzie kryzys to koszty stałe będę wypychały mieszkania na rynek, ale tylko te najgorsze. Dodatki mieszkaniowe zapewniają dobra rentowność większości nieruchomości i te wejdą na rynek.

ROI brutto 10% to normalna sprawa
ROI 20-25% można było znaleść 2019.
Na jednym domu który kupiłem w 2016 mam ROI 60%.

Zysk z wynajmu do 22000zl/ rocznie bez podatku.
jsunday
Nie ma co zaklinać wzrostów cen nieruchomości mając recesję, wzrost bezrobocia i spadek siły nabywczej społeczeństwa ;-)

"Jak się bowiem okazuje, w ciągu siedmiu lat ostatniego boomu spadek bezrobocia o 1 p.p. odpowiadał wzrostowi cen mieszkań z pierwszej ręki o około 5,5 proc. Również w odwrotną stronę można wyznaczyć
Nie ma co zaklinać wzrostów cen nieruchomości mając recesję, wzrost bezrobocia i spadek siły nabywczej społeczeństwa ;-)

"Jak się bowiem okazuje, w ciągu siedmiu lat ostatniego boomu spadek bezrobocia o 1 p.p. odpowiadał wzrostowi cen mieszkań z pierwszej ręki o około 5,5 proc. Również w odwrotną stronę można wyznaczyć analogiczną relację z okresu bessy lat 2008 - 2013. W tym przypadku średni spadek stawek rynku pierwotnego mniej więcej o jedną czwartą był reakcją na wzrost odsetka bezrobotnych z poziomu 9,5 do 13,4 proc.

A to oznacza, że każdy 1 p.p. wzrostu bezrobocia implikował zniżkę stawek mkw. nowego lokum aż o ponad 6 proc."

https://www.rp.pl/Mieszkaniowe/304179911-Wielkie-wzrosty-juz-za-nami.html
denim292
W większości masz rację, ale kwestia katastru w Polsce nie jest możliwa do przeprowadenia jeszcze długo długo. Na pewno nie przy tym rządzie i bardzo dobrze. Teraz krzyczą że chcą kataster bo ma co niektórym w swojej naiwności to pomóc w spadku cen mieszkań, ale jak zwykle nie widzą swoje krótkowzroczności bo potem jak już kupią W większości masz rację, ale kwestia katastru w Polsce nie jest możliwa do przeprowadenia jeszcze długo długo. Na pewno nie przy tym rządzie i bardzo dobrze. Teraz krzyczą że chcą kataster bo ma co niektórym w swojej naiwności to pomóc w spadku cen mieszkań, ale jak zwykle nie widzą swoje krótkowzroczności bo potem jak już kupią te swoje mieszkania (oczywiście wg. ich mniemania o 50% taniej) to będą pluć na wszystko że jakiś kataster trzeba płacić.
A to co piszesz to kolejny kamyczek wbrew tutejejszej nagonce na tym forum więc uważaj i nie pisz za dużo że ceny nie będą spadały bo zaraz ktoś cię zhejtuje, a potem napisze że na pewno jesteś nowym klonem jaśka czy kogoś tam kogo wcześniej już hejtowali.
Oczywiście nie licz na zielone łapki, jak piszesz wbrew nagonce czerwone łapki przyrastają szybciej niż czytają.

Powiązane: Koronawirus w Polsce

Polecane

Najnowsze

Popularne

Ważne linki