Zamknięte granice, wstrzymane loty, a w konsekwencji ograniczony do minimum ruch turystyczny oraz podróże biznesowe i wreszcie specustawa zakazująca najmu krótkoterminowego spowodowały tąpnięcie na rynku. Stojący pod ścianą właściciele zaczęli chwytać się brzytwy i wynajmować swoje mieszkania na… kwarantannę. Czy czeka nas wyprzedaż wynajmowanych mieszkań, a może większa oferta na rynku najmu długoterminowego? Eksperci wyjaśniają.
Najem krótkoterminowy w Polsce, w związku z wprowadzonym przez Ministerstwo Zdrowia stanem zagrożenia epidemicznego, jest nielegalny od 14 marca. Apartamenty w największych polskich miastach i kurortach stoją puste, a ich właściciele od dwóch weekendów nie zarabiają. Przepadają także zaliczki już wcześniej wpłacone przez serwis Airbnb. Zwrot poniesionych kosztów rezerwacyjnych w przypadku rezygnacji z noclegu rekomenduje także serwis booking.com. Także w przypadku wyboru oferty bezzwrotnej.


– Słyszymy o spadku rezerwacji o 80-90 procent – mówi Artur Kaźmierczak, członek zarządu Mzuri Investments, firmy zarządzającej najmem mieszkań.
Wynajmujący liczą straty
To wszystko sprawia, że straty w przypadku jednej doby liczone są w tysiącach. Zdaniem Bartosza Turka, głównego analityka HRE Investments, w takiej sytuacji znaleźli się zwłaszcza zbyt agresywnie inwestujący w mieszkania.
– Tylko podczas ubiegłego weekendu, gdy zaczął obowiązywać zakaz najmu krótkoterminowego, straciłem prawie trzy tysiące złotych. Choć noclegi w naszych apartamentach są tańsze w ciągu tygodnia i nie mieliśmy pełnego obłożenia, straty liczyliśmy także od poniedziałku do piątku. Dziennie to blisko tysiąc złotych – relacjonuje Paweł Rosłoński, wynajmujący mieszkania na doby w pobliżu wrocławskiego rynku.
Jak dodaje, jeśli stan zagrożenia epidemicznego nie zostanie zniesiony, w kolejnych tygodniach wcale nie będzie lepiej.
– Na ostatni weekend mieliśmy 80 proc. rezerwacji, a na kolejny 50 proc. Wszystkie zostały anulowane, straciliśmy także zaliczki. A koszty stałe jako firma ponosimy przecież codziennie. Na szczęście będziemy mogli skorzystać z zamrożenia podatku od nieruchomości – pociesza się Paweł Rosłoński.
Przeczytaj także
Z takiego rozwiązania będą mogli skorzystać także przedsiębiorcy w Krakowie oraz innych miastach żyjących z turystów – m.in. Gdyni.
Delikatne wytchnienie wynajmującym oferują także serwisy wystawiające ogłoszenia. Choć to kropla w morzu kosztów, od czwartku, 19 marca, o 30 proc. cenę ogłoszeń obniżył serwis nieruchomosci-online.pl.
Tonący kwarantanny się chwyta
Właściciele, którzy mimo zakazu nie zawiesili działalności, próbują przyciągnąć klientów obniżkami. Porównując tylko oferty najmu krótkoterminowego we Wrocławiu, znaczna część wynajmujących obniżyła ceny noclegów w ok. 25 proc.
Część w swojej fantazji poszła znacznie dalej i zaczęła oferować mieszkania wynajmowane dotąd turystom, osobom zmuszonym przebyć kwarantannę. Podobnie jak w przypadku maseczek i żeli antybakteryjnych oferowanych wcześniej w zawyżonych cenach, tak i oferty najmu na czas kwarantanny są blokowane i usuwane z serwisów. Algorytmy stawiające opór tego typu ofertom zastosował już m.in. serwis OLX. Nowe oferty zawierające tego typu frazy nie są już publikowane, a te, które pojawiły się tam wcześniej, mają zostać usunięte.
Rynek najmu przejdzie transformację
W opinii ekspertów rynku nieruchomości, epidemia dotknie zwłaszcza osoby wynajmujące mieszkania kupione na kredyt lub podnajmujące.
– Będą wówczas w sytuacji obowiązku płatności zobowiązania długoterminowego przy praktycznym braku przychodów. W efekcie spodziewamy się narastania zjawiska, które obserwujemy już dzisiaj, czyli konwersji przeznaczenia mieszkań z najmu na doby na najem długoterminowy – zauważa.
Straty jako pierwsze zaczną liczyć również firmy mocno obciążone długami.
– To m.in. linie lotnicze, autobusowe oraz hotele. – Możemy założyć, że właściciele, którzy kupowali za gotówkę, a takich jest gros, nie ucierpią bez kilkumiesięcznych przychodów – twierdzi Michał Kubicki, prezes zarządu CMP Management Polska.
Wszystko zależy jednak od tego, kiedy uda się opanować i wygasić epidemię i kiedy Polacy powrócą do obserwowanej przed pojawieniem się koronawirusa mobilności.
– Jeśli uda się to do lata, to prawdopodobne ograniczenie wakacji za granicą pomoże miejscowościom turystycznym. Bardziej ucierpią natomiast typowo biznesowe lokalizacje, które stracą okres wiosenny, który zwykle jest dla nich dobry. Jeśli epidemia potrwa przez okres wakacyjny, sytuacja się odwróci i to miejscowości turystyczne bardziej ucierpią – zauważa Konrad Płochocki, dyrektor generalny Polskiego Związku Firm Deweloperskich. – Dzięki obniżce stóp procentowych oraz gotowości do zaakceptowania niższego zwrotu z kapitału więcej z tych nieruchomości trafi na długoterminowy rynek najmu, zwłaszcza w miastach biznesowych gdzie najczęściej jest również duży rynek długoterminowy – dodaje.
Studenci tlenem dla wynajmujących?
Ratunkiem przy przechodzeniu z najmu krótkoterminowego na długoterminowy dla wynajmujących mieszkania w dużych miastach może okazać się zwiększony popyt w postaci studentów wykwaterowanych z akademików. Część z nich, również te należące do największych polskich uczelni, została przekształcona bowiem na tymczasowe schronienie dla osób przechodzących kwarantannę.
– Różne badania mówią o tym, że około 80 procent studentów pracuje. Oczywiście często są to płatne staże, praktyki lub praca biurowa, którą można wykonywać zdalnie. Biorąc pod uwagę, że miejsc w uczelnianych akademikach jest ponad 120 tysięcy, to najpewniej zaledwie niewielki procent, ok. 10-20 proc. żaków chciałaby ze względów zawodowych zostać w dużych miastach – szacuje Bartosz Turek.
Tu ponownie rodzi się jednak pytanie, jak długo potrwa epidemia i jaki odsetek studentów zmuszonych do szukania nowego lokum, zdecyduje się na stałe zrezygnować z wywalczonego z trudem miejsca w akademiku i związać się z wynajmującym roczną umową, dodatkowo obwarowaną okresem wypowiedzenia.
Wyprzedaży mieszkań nie będzie
Większość ekspertów rynku nieruchomości nie spodziewa się panicznej wyprzedaży mieszkań kupionych z myślą o najmie krótkoterminowym, choć w pojedynczych przypadkach możemy mieć do czynienia z takim zjawiskiem, zwłaszcza w przypadku tych właścicieli, którzy mocno zadłużyli się na zakup nieruchomości i zdecydują się uciec z rynku, żeby odzyskać choć część kapitału. Skala zjawiska nie powinna jednak wpłynąć na wahania cen na rynku wtórnym.
– Nieruchomości są postrzegane jako bezpieczna przystań dla kapitału. Choć trudno mi uogólniać w tym wypadku, to bez wątpienia ja, gdybym miał mieszkanie kupione na wynajem krótkoterminowy i nie dawałoby ono odpowiednich dochodów, wolałbym mieć w miarę stabilne źródło zysków z wynajmu długoterminowego, kilkaset tysięcy zainwestowane w obligacje skarbowe – zaznacza Bartosz Turek.
Ratunkiem, przynajmniej tymczasowym, dla wynajmujących obciążonych kredytem może być także proponowana przez banki odroczona spłata hipotek. Jak jednak wynika z analizy portalu Bankier.pl dokonanej przez Michała Kisiela, wakacje kredytowe nie będą bezpłatne. Zamrożenie spłat może przełożyć się na późniejsze wyższe raty, nawet o 20 proc.