W najnowszym komunikacie Rady Polityki Pieniężnej znalazła się sugestia, że kierownictwo banku centralnego jest niezadowolone z obecnego kursu złotego. Według części ekonomistów to aluzja, że Narodowy Bank Polski może interweniować na rynku w celu osłabienia polskiej waluty.


Tym razem RPP nie zdecydowała się na obniżkę stóp procentowych. Być może dlatego, że już w maju sprowadziła je w pobliże zera i w zasadzie wyczerpała możliwości tego podstawowego narzędzia polityki monetarnej. Ale w czerwcowym komunikacie Rady pojawiły się bardzo niepokojące nuty.
- Tempo ożywienia gospodarczego może być także ograniczane przez brak wyraźnego dostosowania kursu złotego do globalnego wstrząsu wywołanego pandemią oraz poluzowania polityki pieniężnej NBP – napisano w czerwcowym komunikacie RPP.
Słaby złoty nie jest dość słaby?
Część ekonomistów potraktowało to zdanie jako sugestię, że Radzie nie podoba się obecny kurs złotego. Przypomnijmy, że po głównym uderzeniu koronawirusowego kryzysu w marcu kurs euro podskoczył z ok. 4,30 zł do 4,63 zł, osiągając najwyższy poziom od 11 lat. Ale potem złoty odrobił część strat – kurs EUR/PLN obniżył się do 4,40 zł na początku czerwca.
Jednakże monetarni decydenci z reguły nie patrzą na kursy nominalne, lecz na skalę osłabienia krajowej waluty. A ta jest tylko umiarkowanie wysoka. Złoty jest obecnie o niespełna 5 proc. słabszy, niż był na początku roku oraz o 2,4 proc. mocniejszy niż miesiąc temu. A to w opinii Rady jest za mało, aby poprzez deprecjację waluty wesprzeć konkurencyjność cenową polskiego eksportu i w ten sposób podpompować wskaźnik produktu krajowego brutto.
Przeczytaj także
- Zawarte w komunikacie stwierdzenie […] odbieramy jako wyraźną sugestię, że Rada preferuje nieco słabszy od obecnego poziom kursu PLN względem walut obcych. W przypadku umocnienia PLN z obecnych poziomów nie można wykluczyć interwencji słownych ze strony członków RPP, a nawet działań NBP na rynku walutowym nakierowanych na ograniczenie nadmiernego umocnienia krajowe waluty” – napisali we wtorkowym komentarzu ekonomiści Banku Pekao.
Polski pieniądz złożony na ołtarzu walki o „stabilność makroekonomiczną”
- RPP jest zawiedziona brakiem dostosowania kursu złotego do globalnego szoku i obniżek stóp NBP. Stabilność krajowej waluty w obliczu kryzysu to „koszt” krajowej stabilności makroekonomicznej i ultrałagodnej polityki pieniężnej na świecie – napisał na Twitterze Piotr Bujak, główny ekonomista PKO BP.
RPP jest zawiedziona brakiem dostosowania kursu złotego do globalnego szoku i obniżek stóp NBP. Stabilność krajowej waluty w obliczu kryzysu to „koszt” krajowej stabilności makroekonomicznej i ultrałagodnej polityki pieniężnej na świecie.
— Piotr Bujak (@pbujak) June 16, 2020
Tyle że teza o rzekomej „nadmiernej sile” złotego kontrastuje z tym, co od tygodni widzimy na wykresach. Kurs EUR/PLN oscylujący obecnie w przedziale 4,40-4,50 zł w dalszym ciągu utrzymuje się blisko najwyższych poziomów z ostatniej dekady. Co więcej, przez poprzednie 15 lat złoty rzadko kiedy bywał słabszy niż obecnie.
Jeśli RPP faktycznie chciałaby widzieć jeszcze słabszego złotego, byłaby to istotna zmiana filozofii w polskiej polityce monetarnej. W XXI wieku Narodowy Bank Polski prowadził politykę zasadniczego nieingerowania w kurs złotego, utrzymując reżim płynnego kursu walutowego. Sporadyczne interwencje przydarzyły się pod koniec 2011 roku, gdy NBP i Bank Gospodarstwa Krajowego sprzedawały waluty obce, aby zatrzymać osłabienie złotego grożące przekroczeniem przez dług publiczny drugiego progu ostrożnościowego (55 proc. PKB). Euro było wówczas wyceniane na ok. 4,50 zł. A więc niewiele wyżej niż obecnie. Jedyna ujawniona interwencja NBP osłabiająca złotego miała miejsce w kwietniu 2010 roku, ale wtedy niepokój decydentów budził spadek kursu euro poniżej 4 zł.
RPP zwalcza złotego
Można odnieść wrażenie, że to nie pierwszy raz, gdy większość członków obecnej Rady Polityki Pieniężnej chciałaby doprowadzić do osłabienia krajowej waluty. Już kwietniowa obniżka stóp (zaskakujące rynek cięcie z 1,00 proc. do 0,50 proc.) mogła mieć na celu zatrzymanie umocnienia złotego. Taki cel mogła też mieć kompletnie niezrozumiała obniżka z 28 maja, gdy Rada znów zaskoczyła rynek sprowadzając stopę referencyjną w pobliże zera.
Przeczytaj także
Rynek jednak nie zrozumiał aluzji i zarówno po kwietniowym, jak i po majowym posiedzeniu RPP złoty usiłował odrabiać marcowe straty, niesiony na fali entuzjazmu płynącego ze światowych rynków finansowych. Stąd też w czerwcu Rada postanowiła zagrać w otwarte karty i niemal wprost powiedzieć, że dalsza gra na umocnienie złotego może spotkać się z interwencją walutową NBP.
Przeczytaj także
Słabszy złoty na krótką metę wspiera eksporterów, prowadząc do obniżenia kosztów produkcji wyrażonych w euro i dolarze. W ten sposób wytworzone w Polsce towary i usługi stają się bardziej konkurencyjne na rynkach zagranicznych. Korzystają na tym właściciele firm wytwarzających dobra, które można sprzedać także poza Polską. Równocześnie polityka osłabiania krajowej waluty obniża realne dochody Polaków, ponieważ zmniejsza siłę nabywczą złotego. Objawia się to poprzez wyższe koszty życia i wyższych cen całego wachlarza dóbr: od paliwa i żywności przez sprzęt RTV/AGD i samochody po usługi turystyczne.
Na dłuższą metę deprecjacja krajowej waluty nie poprawia konkurencyjności gospodarki i nie prowadzi do trwałego wzrostu gospodarczego. Skutkuje jedynie podwyższoną inflacją cenową i nieuczciwym transferem dochodu od pracowników do właścicieli przedsiębiorstw wytwarzających „eksportowalne” towary i usługi.
Sytuacji nie poprawia fatalna komunikacja (a raczej jej brak) RPP z rynkiem i opinię publiczną. Od marca komunikatom Rady nie towarzyszy zwyczajowa konferencja prasowa, na której prezes Adam Glapiński i dwóch innych członków RPP odpowiadają na pytania dziennikarzy. Nie znamy więc motywacji "władców złotego" i możemy się ich tylko domyślać, czytając między wierszami oficjalnych komunikatów.

























































