Lipcowe "payrollsy" okazały się być nie tak złe, jak miano nadzieję. Gdy dodamy do tego eskalację wojny handlowej z Chinami, to spadki na rynkach akcji nie powinny zaskakiwać. Dziwić może co najwyżej to, że na Wall Street były one tak nikłe.


Jak w każdy pierwszy piątek miesiąca gwoździem rynkowego programu były comiesięczne dane z amerykańskiego rynku pracy, zwane potocznie "payrollsami". Według oficjalnych danych w lipcu gospodarka USA utworzyła 164 tys. nowych miejsc pracy, czyli z grubsza tyle, ile oczekiwali ekonomiści (160 tys.). Stopa bezrobocia utrzymała się blisko 50-letniego dna.
Rynek nie bardzo wiedział, jak ma przyjąć takie dane. Bo po cichu wielu liczyło na słabe wyniki, które zdopingowałyby Powella i spółkę do dalszych cięć stóp. Dane BLS jednak w żaden sposób nie uzasadniają potrzeby kolejnych obniżek ceny pieniądza w Fedzie.
Być może dlatego liczni ekonomiści i komentatorzy usiłowali dopatrzeć się w tym raporcie czegokolwiek negatywnego - stąd ta kuriozalna fiksacja na punkcie minimalnego spadku liczby przepracowanych godzin (z 34,4 do 34,3 godzin tygodniowo). Trochę gorzej od oczekiwań spisał się też sektor prywatny, który dodał tylko 148 tys. etatów wobec spodziewanych +160 tys. Ponadto w dół zrewidowano wyniki za czerwiec.
Ale to nie "payrollsy" posłużyły za pretekst do pozbywania się akcji. Dopiero wojownicze pohukiwania Pekinu przestraszyły inwestorów z Wall Street. Chińskie stanowisko jest odpowiedzią na czwartkową deklarację Donalda Trumpa, który zapowiedział nałożenie 10-procentowego cła na jeszcze nieoclony import z Państwa Środka.
Twarda retoryka chińskich władz sugeruje, że wojna handlowa nie dość, że jest daleka od zakończenia, to jeszcze może przybrać na sile, co grozi globalną recesją. Recesją, którą już od kilku ładnych miesięcy widzimy w sektorze przemysłowym.
W tym kontekście piątkowe spadki na Wall Street można wręcz uznać za dziwnie niewielkie. Dow Jones stracił niespełna sto punktów, czyli 0,37% i spokojnie utrzymał się powyżej 26 000 pkt. S&P500 poszedł w dół o 0,73%, schodząc do 2 932,05 pkt. Dla porównania, główne indeksy europejskie w piątek spadły po 2-3%.
Nasdaq zniżkował o 1,32%, ponieważ szkodziła mu przecena technologicznych pupili inwestorów spod szyldu FANG. Znamienne jest, że FANG Index nie był w stanie pokonać rekordu z czerwca 2018 roku. Jeśli to prawda, że o sile hossy decyduje postawa jej liderów, to giełdowe byki mają poważny powód do obaw.
Drugim źródłem lęku jest to, co od kilku miesięcy dzieje się na rynku długu. W piątek rentowność 10-letnich obligacji USA obniżyła się o 5 pb., do 1,83%, osiągając najniższy poziom od ogłoszenia zwycięstwa Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich. Rentowność 10-letnich obligacji niemieckich znalazła się na absurdalnie niskim poziomie -0,50% (tak, minus pół procenta!). Malejąca rentowność oznacza wzrost ceny rynkowej obligacji i sugeruje, że inwestorzy masowo uciekają w stronę aktywów względnie bezpiecznych w czasie gospodarczej dekoniunktury.
Krzysztof Kolany
























































