

Maj przyniósł trzeci z rzędu spadek zatrudnienia w sektorze przedsiębiorstw. Skala redukcji etatów okazała się znacząco głębsza od oczekiwań. To jest przejawem recesji wywołanej marcowo-kwietniowym „zamknięciem gospodarki” przez rząd.
Liczba zatrudnionych w sektorze przedsiębiorstw w maju wyniosła 6173,9 tys. i była o 84,9 tys. niższa niż miesiąc wcześniej - wynika z danych Głównego Urzędu Statystycznego. To drugi najgorszy odczyt po 2005 roku. Roczna dynamika zatrudniania wyniosła -3,2% rdr i była znacznie niższa od oczekiwanego przez ekonomistów -2,6% rdr.


Miesiąc wcześniej mieliśmy do czynienia z najgłębszym statystycznym spadkiem zatrudnienia w 15-letniej historii tych danych. GUS pokazał wtedy spadek liczby etatów o 152,9 tys. Było to wówczas po części efektem przejścia pracowników na zasiłki opiekuńcze i chorobowe, urlopy bezpłatne czy „postojowe”. W maju rozpoczęło się jednak "odmrażanie gospodarki" - władze zezwoliły na otwarcie większości biznesów zamkniętych w ramach "spłaszczania" krzywej epidemii.
Jak dodaje GUS, majowy spadek zatrudnienia był wynikiem m.in. zakończenia i nieprzedłużania umów terminowych (niekiedy z powodu sytuacji epidemicznej), zmniejszania wymiaru etatów a także rozwiązywania umów o pracę z pracownikami. Ale podobnie jak w kwietniu „na spadek przeciętnego zatrudnienia wpływ miało też pobieranie przez pracowników zasiłków opiekuńczych, chorobowych, jak również przebywanie na urlopach bezpłatnych” – zaznacza GUS.
Zatem z tych danych nie musi wynikać, że przedsiębiorstwa trwale zwolniły prawie 85 tys. pracowników - część z nich może wrócić do pracy, gdy ustabilizuje się sytuacja w gospodarce. Złą informacją jest jednak to, że ludzi ci z jakichś powodów nie wrócili do pracy podczas majowego otwierania gospodarki.
Przeciętne wynagrodzenie brutto w dużych firmach niefinansowych wyniosło w kwietniu 5 119,94 złotych i nominalnie było o ledwie o 1,2% wyższe niż przed rokiem –obliczył GUS. To rezultat zbieżny z szacunkami ekonomistów.
Warto odnotować, że przeciętne wynagrodzeni w dużych firmach obniżyło się drugi miesiąc z rzędu, a jego roczna dynamika osiągnęła najniższy poziom od stycznia 2013 roku. Taka sytuacja prawdopodobnie sygnalizuje redukcję wypłacanych premii czy nadgodzin, ale może być też efektem „tarczy antykryzysowej” pozwalającej na czasowe obniżenie płac pracowników.
- Jeszcze w kwietniu kontynuowano wypłacanie nagród kwartalnych, rocznych oraz premii uznaniowych (które obok wynagrodzeń zasadniczych także zaliczane są do składników wynagrodzeń, a w maju już tego typu wypłaty nie były w większości jednostek realizowane. Niezależnie od tego, w maju 2020 r. ponownie występowało także zjawisko zmniejszania wynagrodzeń pracowników oraz wypłata wynagrodzeń postojowych - zaznacza Główny Urząd Statystyczny.


Równocześnie w maju inflacja cenowa wciąż utrzymała się na wysokim poziomie (2,9%rdr), co doprowadziło do realnego spadku wynagrodzeń w sektorze przedsiębiorstw. Realnie „średnia krajowa” była o 1,62% niższa niż przed rokiem i był to najgłębszy regres od 2012 roku.
Przypominamy, że przytoczona powyżej kwota to wynagrodzenie przed potrąceniem podatków od pracy („składek” na ZUS i zaliczki na PIT). Ponadto dotyczy tylko firm niefinansowych zatrudniających ponad 9 pracowników. Statystyki te obejmują więc niespełna 40 proc. pracujących. Dodatkowo z innych badań wiemy też, że ok. 2/3 zatrudnionych otrzymuje pensje niższe od tzw. średniej krajowej.
Lepiej opisujący realia polskiego rynku pracy raport o medianie wynagrodzeń GUS publikuje tylko raz na 2 lata. Najnowsze dane zostały upublicznione pod koniec listopada i dotyczyły stanu na październik 2018 roku. Z tego opracowania wynika, że połowa zatrudnionych pracowników otrzymywała do 4094,98 zł brutto, czyli około 2919,54 zł netto (tzn. "na rękę").
KK
