

Piątkowy poranek przyniósł kontynuację osłabienia polskiej waluty. Kurs euro znalazł się niebezpiecznie blisko czerwcowych szczytów i to przy stosunkowo sprzyjającym otoczeniu zewnętrznym.
Złoty ostatnio przeżywa ciężki okres. Najnowsze kłopoty naszej waluty zaczęły się, gdy Rezerwa Federalna dokonała najmocniejszej od 28 lat podwyżki stóp procentowych i obrała twardy kurs antyinflacyjny. W ślad za Amerykanami poszli bankierzy centralni z EBC, Banku Anglii i Szwajcarskiego Banku Narodowego. Przedwczoraj solidną, 125-punktową, podwyżką stóp uraczyli nas Czesi.
To wszystko zwiększa presję na polską Radę Polityki Pieniężnej, aby ta w lipcu podniosła stopy o przynajmniej 75-100 pb. Tymczasem RPP chciałaby raczej kończyć cykl zacieśnienia polityki monetarnej w obawie przed nadchodzącą recesją. Na to jednak póki co nie pozwala ciągle rosnąca i już ekstremalnie wysoka inflacja cenowa w Polsce.
Jeśli RPP „nie dowiezie” wymaganych przez rynek podwyżek stóp procentowych, to złoty może znaleźć się w poważnych opałach. Rynek kontraktów FRA zakłada, że do końca roku stopa procentowa w NBP wzrośnie do ok. 7,5-8,0% z obecnych 6%. To i tak mniej niż jeszcze kilka dni temu, gdy stawki FRA zakładały wzrost kosztów kredytu do 8,75%.
Zobacz także
- Obecna sytuacja na rynku jest korzystna dla obligacji (wczoraj po raz kolejny rynkowe stopy spadły o kilkadziesiąt pb!), ale niekoniecznie dla rynku walutowego. Kurs zachowuje się w pełni reaktywnie w stosunku do czynników zewnętrznych i rynków stopy procentowej. Dziś bez istotnych danych krajowych w kalendarzu, można spodziewać się, że na rynku FI znów będą triumfować tendencje globalne - napisali ekonomiści Pekao.
W rezultacie od dwóch tygodni złoty pozostaje pod presją sprzedających. W piątek rano kurs euro wynosił 4,7155 zł i był o ponad grosz wyższy niż dzień wcześniej. Do zeszłotygodniowego szczytu (4,7384 zł) brakuje jeszcze 2,5 grosza, co przy obecnej zmienności panującej na rynku złotego jest stosunkowo niewielkim buforem bezpieczeństwa.
Piątkowa słabość złotego niepokoi tym bardziej, że sentyment do ryzykownych aktywów uległ niewielkiej poprawie. Czwartkowa zwyżka na Wall Street pozostawia przy życiu nadzieje na odreagowanie po zimowo-wiosennej wyprzedaży na rynkach akcji i obligacji. Niemniej jednak dolar wciąż pozostaje mocny, co zwykle szkodzi walutom rynków wschodzących, takich jak Polska. W piątek o poranku za dolara płacono 4,4792 zł.
Frank szwajcarski kosztował 4,6600 zł i był o 1,5 grosza droższy niż w czwartek wieczorem. Od 8 czerwca helwecka waluta podrożała o ok. 30 groszy, odbijając się od najniższych poziomów od rosyjskiej inwazji na Ukrainę.
KK
