Bazylejski Bank Rozrachunków Międzynarodowych (BIS) ostrzega przed ryzykiem kryzysu bankowego w Chinach, gdzie w ostatnich latach relacja długu do produktu krajowego brutto osiągnęła niepokojąco wysokie rozmiary.


Bazylejska instytucja – zwana też „bankiem banków centralnych” - nie zwykła rzucać słów na wiatr. Dlatego ostrzeżenia płynące z tego szwajcarskiego miasta warto traktować poważnie, choć o poważnym kryzysie w Chinach pisze i czyta się od dobrych kilku lat.
Jednakże mechanika kredytowych boomów i post-kredytowych zapaści uczy, że jakaś forma finansowego załamania w Państwie Środka jest tylko kwestią czasu. BIS podszedł do sprawy metodycznie i od kilku lat publikuje listę „wskaźników wczesnego ostrzegania przed napięciami w krajowym sektorze bankowym”.


We wrześniowym wydaniu cokwartalnego przeglądu międzynarodowego systemu bankowego i rynków finansowych (link) bazylejska instytucja wyraźnie wskazuje na Chiny jako źródło następnego poważnego kryzysu.
Metoda BIS polega na mierzeniu różnicy (w żargonie ekonomistów zwanej „luką”) pomiędzy bieżącą relacją długu do PKB względem wieloletniej średniej. W przypadku Państwa Środka luka kredytowa wynosi aż 30,1 pkt. proc., wyraźnie dystansując drugą na liście Kanadę (12,1%).


Z danych BIS wynika, że na koniec 2015 roku dług sektora finansowego (tzw. dług bazowy) sięgnął 255% PKB wobec 225% ledwie dwa lata wcześniej. Ekspansja kredytowa kontrolowanych przez państwo chińskich banków kierowana była głównie w stronę przedsiębiorstw – często także państwowych.
Ale od kilku lat dług „nabierają” także gospodarstwa domowe, co skutkuje nawrotem silnego wzrostu cen nieruchomości – w lipcu ceny mieszkań w 70 chińskich miastach wzrosły najmocniej od ponad 6 lat.
Bardziej ogólne (i zarazem dobitne) ostrzeżenie przed narastającym kryzysem nadmiernego zadłużenia BIS wydał w marcu. „Nadmierne zadłużenie, które było już źródłem kryzysu finansowego, jaki zaczął się w USA, nadal rośnie, jednak tym razem we wschodzących gospodarkach i tamtejszych przedsiębiorstwach - pisał wówczas główny ekonomista BIS Claudio Borio.
Gdzie zatem najlepiej schronić się przed nadciągającym kryzysem? Paradoksalnie (a może i nie) jako najbezpieczniejsze prezentują się kraje najmocniej poszkodowane w latach 2008-12: Hiszpania, Włochy i Wielka Brytania. Także region Europy Środkowej nie przedstawia się jako ryzykowny.