Kultowa marka Błonie, po ponad 40 latach, ponownie trafiła na polski rynek. Nowy zegarek, produkowany tym razem za granicą przy użyciu japońskiego mechanizmu, jest dostępny w sprzedaży. Jaką jakość gwarantuje chińska fabryka, co składa się na cenę zegarka i kiedy możemy spodziewać się następnych modeli? Na te pytania w rozmowie z Bankier.pl odpowiadają pomysłodawcy wskrzeszenia Błoni, Michał Dunin i Maciej Maślak.



Kultowe zegarki produkowane były w latach 1959-1969 w podwarszawskim Błoniu, na radzieckiej licencji. Dzisiaj stanowią symbol tamtych czasów w takim samym stopniu, co reaktywowane w ostatnich latach Romet i Junak. Dwóch młodych Polaków, Michał Dunin i Maciej Maślak, zakupiło prawa do znanej w Polsce w przeszłości marki zegarków i z dużym medialnym hukiem właśnie uruchomili sprzedaż pierwszych 500 sztuk.
Polskie zegarki składają w Hongkongu. – Nikt nie był w stanie zagwarantować nam tak wysokiej jakości wykonania w takiej cenie – mówią. Ile trwały przygotowana do wejścia na rynek reaktywowanej marki? Skąd wysoka cena zegarka i co się na nią składa? Dlaczego zdecydowano się właśnie na japoński mechanizm i produkcję w Hongkongu? Na wszystkie te pytania odpowiadają Michał Dunin i Maciej Maślak – właściciele firmy Błonie Sp. z o.o.
Filip Ficner, Bankier.pl: Licznik dostępny na Waszej stronie internetowej wskazuje, że do kupienia pozostało tylko 110 sztuk zegarka. To 110 sztuk z pojedynczej partii czy z całości?
Michał Dunin: Jest to 110 sztuk z pierwszej partii dwustu zegarków. Pozostałe zostały już kupione, oprócz tego mamy jeszcze sporo rezerwacji. Kolejna partia również będzie zaraz dostępna w sprzedaży. To, że nasze produkty są udostępniane w pojedynczych partiach, wynika z tego, że każdy zegarek jest dokładnie przetestowany przez naszego zegarmistrza celem upewnienia się, że wszystko jest z nim w porządku. Dopiero wtedy może on zostać wystawiony do sprzedaży.
Czy firma planuje przenieść produkcję do polskich Błoni czy jednak Hongkong jest zbyt konkurencyjny pod względem kosztów?
Michał Dunin: Rzeczywiście zegarki składane są w Hongkongu na japońskim mechanizmie. Nie stało się to przypadkowo na takiej zasadzie, że napisaliśmy maila do jakiejś firmy w Chinach z prośbą o wyprodukowanie zegarków. Nad projektem i wykonaniem pracowaliśmy przez trzy lata. W tym czasie byliśmy m.in. w Bazylei na najbardziej prestiżowej wystawie zegarków na świecie, gdzie nawiązaliśmy kontakty z producentem mechanizmów, japońską Miyotą i właśnie firmą z Hongkongu.
O wyborze współpracy z tą pierwszą przesądziły oferowane terminy dostarczenia komponentów. Szwajcarscy producenci już w 2013 r. mieli wyprzedane mechanizmy aż do końca 2015 r., podczas gdy u Miyoty czas oczekiwania wynosił 8 miesięcy. Zadecydowała więc różnica w terminie, ale nie zmienia to faktu, że jesteśmy pewni jakości japońskich komponentów. Są to sprawdzone mechanizmy funkcjonujące w wielu zegarkach sprawdzonych marek, znane ze swojej jakości.

W kwestii miejsca produkcji kontaktowaliśmy się przez te trzy lata z wieloma firmami m.in. z Niemczech. Okazało się, że nikt nie był w stanie zagwarantować nam tak wysokiej jakości wykonania w takiej cenie. Gdyby jeszcze różnica cenowa była niewielka, to w miarę możliwości produkowalibyśmy w Polsce. Jest ona jednak dość duża. Docelowo chcielibyśmy produkować niektóre elementy na terenie naszego kraju. Po tym, gdy o naszej działalności zrobiło się głośno w mediach, otrzymaliśmy kilka propozycji dotyczących współpracy. W tej chwili nad nimi dyskutujemy. Być może przy następnych projektach będzie możliwa produkcja tarcz w Polsce, jednak jest to w fazie koncepcyjnej i na ten moment nie możemy nic bliżej powiedzieć.
Maciej Maślak: Warto wspomnieć, że fabrykę, w której produkowane są obecnie nasze zegarki, wcześniej dokładnie sprawdziliśmy. To co nas zdziwiło, to obecne tam europejskie standardy pracy oraz fakt, że zegarki były tam produkowane na szwajcarskich maszynach bardzo wysokiej jakości.
W jaki sposób ustalono cenę aktualnie dostępnego zegarka? Co miało największy wpływ – surowce, koszty wytworzenia, transport czy jeszcze coś innego?
MD: Przez te trzy lata ponieśliśmy spore koszty działalności. Wyprodukowanych zostało kilkadziesiąt prototypów, powstało mnóstwo wydruków 3D, pracowaliśmy z jednym biurem projektowym, a następnie z drugim i dopiero pan Krzysztof Kossak zaprojektował zegarek od początku do końca. Nie oszczędzaliśmy przez ten czas ani na materiałach, ani na podzespołach. Szafirowe szkło używane w naszych zegarkach również ma swoją cenę.
MM: Poza tym należy pamiętać, że jest to partia 500 sztuk. Nie można tego porównywać do produkcji na poziomie pół miliona, gdzie koszt jednostkowy zawsze będzie mniejszy. Nie jesteśmy w stanie pod tym względem konkurować z firmami produkującymi masowo.
Czyli w przypadku zwiększenia produkcji w przyszłości cena mogłaby ulec obniżeniu.
MD: Mogłaby, ale musiałby pojawić się bardzo wysoki popyt, którego w tym momencie nie zakładamy. Poza tym konkurujemy w taki sposób, że jest to ograniczona seria dla ograniczonej liczby osób. Nie chcemy, żeby to był zegarek produkowany w kilkudziesięciu tysiącach sztuk.
Kiedy można spodziewać się poszerzenia asortymentu? Czy są już plany w tej kwestii?
MM: Planujemy stworzyć nowy model w 2015 r. i aktualnie sprawdzamy możliwości produkcyjne naszych pomysłów, a tych mamy sporo. Chcielibyśmy np. robić ręcznie tarcze i badamy również taką możliwość.

MD: Pomysłów mamy kilka i sprawdzamy, który jest najbardziej realny w realizacji. W oparciu o to będziemy wybierać najlepszy mechanizm, produkować kopertę itd. Pierwszy model, dostępny obecnie w sprzedaży, również został przez nas zaprojektowany od zera i następnie wyprodukowany. Jest to długotrwały proces, więc prawdopodobnie w 2015 r. uda nam się zaprezentować nowy model, ale nie ma pewności, że wejdzie on do produkcji jeszcze w tym samym roku. Zaprojektowanie, dostosowanie do możliwości produkcyjnych, przetestowanie pod kątem wytrzymałości i wodoszczelności, wszystko to zajmuje dużo czasu. Zegarek musi być niezawodny.
MM: Nie chcemy się spieszyć, a później wypuścić na rynek zegarek, który nie będzie wysokiej jakości. Na tej jakości zależy nam od samego początku i wolimy poczekać ze sprzedażą nowego modelu nawet pół roku, jeśli finalnie będzie on wysokiej klasy.
Czy w przyszłości zegarki będą dalej dystrybuowane za pośrednictwem sklepu online, czy planowane jest otwarcie fizycznego lokalu?
MD: W miarę możliwości finansowych chcielibyśmy otworzyć lokal w Błoniu, gdzie zegarki można byłoby obejrzeć. Póki co na pewno nie planujemy oddać naszego produktu do sprzedaży w dużych sieciach handlowych, bo jest to za mała seria. Rozmawiamy za to z wieloma niezależnymi sklepami, które spełniają nasze wymagania pod kątem dobrej lokalizacji i nasze zegarki mogłyby tam się znaleźć.
Do jakiej grupy docelowej firma kieruje swoje produkty? Kim jest jej typowy klient?
MD: Nie mamy swojego typowego klienta. Zaprojektowaliśmy zegarek bardzo klasyczny, ale z nowoczesnym zacięciem. Klasyczna jest tarcza i cała forma, ale nowoczesny i dość zawadiacki jest tył z czerwonym wahnikiem, który podoba się zarówno młodszym, jak i starszym amatorom zegarków. Mając ten zegarek w głowie, widzieliśmy go od początku na ręce zarówno osób w wieku dwudziestu paru lat, dla których wyróżnikiem jest mieć polski zegarek, jak i osób pamiętających pierwsze Błonie, mających sentyment do tej marki.
Czy nie boicie się, że ten sentyment do polskiej marki, to będzie za mało w konkurencji z zegarkami zagranicznych producentów?
MD: Dla mnie osobiście jest to coś fajnego, że mam na ręce zegarek, który nawiązuje do polskości i został zaprojektowany w Polsce, w przeciwieństwie do zegarków np. szwajcarskich, które na ręce ma bardzo wiele osób. Nasz produkt jest dobry dla indywidualisty, który chce w ten sposób się wyróżnić. Konkurujemy więc sentymentem i chęcią wyróżnienia się, bo fajnie jest mieć na ręce zegarek Błonie. Jednocześnie konkurujemy też jakością, której jesteśmy bardzo pewni.
Reaktywacja firmy Błonie przyniosła bardzo duży rozgłos w internecie. Czy mimo to planowana jest jakaś kampania marketingowa?
MD: Na pewno będziemy inwestować w reklamę w internecie dlatego, że się na tym znamy. Warto więc wykorzystać naszą wiedzę do tego, żeby ten produkt docierał do jak największej liczby osób, które muszą mieć świadomość, że taki towar jest na rynku dostępny. Wówczas, wybierając zegarek dla siebie albo kogoś bliskiego, taka osoba ma świadomość, że może kupić zegarek Błonie, który jest faktyczną alternatywą dla produktów masowych.
MM: Chcielibyśmy, żeby zegarek Błonie zaistniał w szerszej świadomości Polaków, więc nie wykluczamy szerszych kampanii reklamowych w przyszłości, być może jeszcze przed świętami.
Jesteście prywatnie fanami jakichś polskich marek czy Błonie to był po prostu dobry pomysł na biznes?
MD: Pomysł na markę Błonie wziął się stąd, że od lat interesuje się zegarkami mechanicznymi oraz automatycznymi i tą pasją zaraziłem Maćka. Myśląc kilka lat temu nad własnym produktem, który chcielibyśmy stworzyć, decyzja padła więc właśnie na zegarki. Mieliśmy w głowie, że Błonie to była jedyna polska firma produkująca zegarki w Polsce, chociaż w dużej mierze na radzieckich przejściach. Wybór więc padł na nią. Zaczęliśmy się wówczas zastanawiać, jak to wygląda od strony prawnej i w jaki sposób można uzyskać prawa do produkcji. Nie wyglądało to w ten sposób, że znaleźliśmy markę, po czym zaczęliśmy myśleć nad jej reaktywacją, tylko najpierw chcieliśmy produkować zegarki, a dopiero później znaleźliśmy markę.
W kwestii polskich marek, osobiście, jako osoba interesująca się motoryzacją i motocyklami, kibicuję marce Junak, która według mnie bardzo fajnie się rozwija, a jej pojazdy mają coraz lepszą jakość i design. Wiem, że niedługo przez tą firmę zostanie wypuszczony motocykl o naprawdę potężnej pojemności. Jeśli chodzi o polskie marki, które zostały odbudowane, to jestem fanem Junaka, ale kibicuje im wszystkim.
MM: Jeśli będziemy wspierać polskie marki to istnieje szansa, że w przyszłości ich produkcja przynajmniej częściowo przeniesie się do Polski.
Rozmawiał Filip Ficner, Bankier.pl
























































