Przed lotniskiem w Kabulu wysadziło się w czwartek dwóch zamachowców samobójców, z których jeden zaatakował tłum zgromadzony przed bramą, a drugi - pobliski hotel. Zginęło co najmniej 85 osób, w tym wiele kobiet, dzieci i 13 żołnierzy USA. Do zamachów przyznał się lokalny odłam Państwa Islamskiego.


Do wybuchów przed lotniskiem w Kabulu doszło w czwartek około godz. 18 czasu lokalnego (15.30 czasu polskiego) - poinformowała BBC. Z kontrolowanego przez zachodnie wojska portu lotniczego od niemal dwóch tygodni odbywa się masowa ewakuacja obywateli państw zachodnich i uciekających przed talibami Afgańczyków.
Jedna z eksplozji miała miejsce przed Abbey Gate, jednym z głównych wejść na kabulskie lotnisko, przed którym gromadziły się tłumy pragnących dostać się na nie ludzi. Brama była chroniona przez siły amerykańskie, które wcześniej kilkakrotnie wzywały zgromadzonych ludzi do natychmiastowego rozejścia się z powodu zagrożenia terrorystycznego.
Samobójca wysadził się w powietrze w pobliżu przebiegającego obok bramy kanału ściekowego. Z powodu panującego ścisku część ludzi stała po kolana w płynących nim nieczystościach, po wybuchu ciała wielu ofiar wpadły do kanału - pisze agencja Associated Press.
Do drugiego wybuchu doszło w pobliżu hotelu Baron, ok. 300 metrów od Abbey Gate. Hotel był wykorzystywany przez służby brytyjskie do wstępnego sprawdzania Afgańczyków, którzy mieli zostać wywiezieni z kraju. Było to też miejsce zbiórki dla wielu Brytyjczyków, Amerykanów i Afgańczyków, z którego byli następnie przewożeni na lotnisko i ewakuowani.

Podatkowy rozkład jazdy i wskaźniki kadrowo-płacowe na 2023. Ściąga dla przedsiębiorcy
Od stycznia 2023 r. zmieniły się wskaźniki kadrowo-płacowe. Prezentujemy najważniejsze zmiany. I zachęcamy do pobrania pliku pdf. Pobierz e-book bezpłatnie lub kup za 20 zł.
Masz pytanie? Napisz na marketing@bankier.pl
Nie jest jasne, która eksplozja była pierwsza, według przytaczanych przez agencje doniesień naocznych świadków wybuchy nastąpiły krótko po sobie. Agencja AP i telewizja CNN informują, że najpierw doszło do ataku na bramę, a później na hotel; BBC podaje odwrotną kolejność. Według większości źródeł co najmniej jeden wybuch był atakiem samobójczym, agencja Reutera informuje z kolei, że obie eksplozje zostały przeprowadzone przez terrorystów-samobójców.
Po atakach wśród stłoczonych ludzi wybuchła panika. Pojawiły się informacje o tym, że jeden z zamachowców strzelał do tłumu, według świadków talibowie oddawali również strzały w powietrze - informuje BBC.
Do przeprowadzenia zamachów przyznała się terrorystyczna organizacja Państwo Islamskie Prowincji Chorasan (IS-Ch). To znana z brutalności i fanatyzmu filia Państwa Islamskiego (IS), skłócona z ruchem talibów, który w połowie sierpnia przejął władzę nad Afganistanem. Według IS-Ch samobójca, który zdetonował się w okolicach hotelu, zabił ok. 60 osób i ranił ponad 100.
AFP informuje o łącznie 85 ofiarach śmiertelnych zamachów. Wśród nich jest 13 żołnierzy USA, a także 72 Afgańczyków, w tym wiele kobiet i dzieci - przekazała agencja, opierając się na danych uzyskanych od lokalnych służbie zdrowia. Co najmniej 160 osób jest rannych - uzupełnia AFP.
CNN podała z kolei za afgańskim ministerstwem zdrowia, że w zamachach zginęło co najmniej 90 osób, a ponad 150 osób zostało rannych.
W piątek rzecznik talibów Zabihullah Mudżahid powiedział BBC, że w atakach nie zginęli talibowie. Ta deklaracja była niezgodna z wcześniejszymi doniesieniami agencji Reutera, która powołując się na niewymienionego z nazwiska przedstawiciela Talibanu podała, że w zamachach zginęło co najmniej 28 talibów.
Rzecznik Pentagonu John Kirby powiedział, że ludzie wpuszczani w okolice bram prowadzących na lotnisko byli wcześniej sprawdzani przez talibów, ale nic nie wskazuje na to, by talibowie celowo dopuścili do samobójczych ataków.
Przedstawiciele Talibanu potępili w czwartek ataki, ale zaznaczyli, że ich przyczyną była obecność obcych wojsk w Afganistanie.
Przeczytaj także
Biden zapowiedział odwet za zamach w Kabulu; nie zmienił zdania w sprawie wyjścia wojsk
Nie zapomnimy tego, nie wybaczymy, zmusimy was, byście za to zapłacili - powiedział w czwartek prezydent USA Joe Biden, zwracając się do sprawców zamachu z Kabulu. Jak dodał, ten atak nie przerwie misji ewakuacyjnej i nie zmienił jego zdania na temat decyzji o wyjściu z Afganistanu.


"Nie wybaczymy, nie zapomnimy, dorwiemy was i zmusimy was, byście za to zapłacili" - powiedział Biden podczas wystąpienia w Białym Domu. Prezydent oznajmił, że polecił dowódcom wojskowym przygotowanie planu uderzenia odwetowego wobec przywódców Państwa Islamskiego, dodając, że choć nie ma jeszcze całkowitej pewności co do autorów zamachu, amerykańskie służby mają pewne informacje na ten temat.
"Odpowiemy w miejscu i czasie naszego wyboru" - zapowiedział.
Biden oświadczył, że mimo iż Państwo Islamskie prawdopodobnie planuje kolejne ataki, misja ewakuacji cywilów z Kabulu będzie prowadzona zgodnie z planem, by zrealizować daną przez Amerykę obietnicę. Dodał, że jeśli wojsko będzie potrzebowało wysłania dodatkowych sił w tym celu, wyrazi na to zgodę. Zaznaczył jednak, że nie będzie potrzebne to do wzięcia odwetu na terrorystach.
Mówiąc o poległych w Afganistanie żołnierzach, Biden określił ich mianem "bohaterów", którzy oddali swoje życie, by ratować innych. Jak dodał, byli oni częścią "misji niespotykanej wcześniej w historii".
Biden dodał, że łącznie z Kabulu ewakuowano ponad 100 tys. osób, z czego ponad 7 tys. w ciągu ostatnich 12 godzin.
Wyrażając kondolencję rodzinom ofiar przywołał swoje doświadczenia utraty swojego syna Beau, weterana armii USA.
"Po części znam to, co teraz przeżywacie. Ma się takie uczucie, jakbyście byli wciągani w taką czarną dziurę i nie możecie się z niej wydostać" - powiedział prezydent. Wyraził też współczucie dla "wszystkich afgańskich rodzin zabitych, w tym dzieci".
Biden powiedział, że bierze odpowiedzialność "za wszystko, co się dotychczas wydarzyło". Stwierdził jednocześnie, że zamach nie zmienił jego zdania na temat wycofania wojsk z Afganistanu, powtarzając swój argument, że jedyną alternatywą dla wyjścia zgodnie z umową zawartą z talibami przez Donalda Trumpa było wysłanie dodatkowych wojsk i narażenie ich na niebezpieczeństwo.
Prezydent odrzucił również krytykę współpracy z talibami w akcji ewakuacyjnej. Jak stwierdził, współpracę tę wymusiła sytuacja na miejscu, ale oparta ona jest na "wspólnych interesach własnych", tj. jak najszybszym zakończeniu misji ewakuacji. Biden dodał, że USA nadal będą pomagać wydostać się z Afganistanu narażonym osobom także po wyjściu sił z kraju, za pomocą środków własnych, jak i przy współpracy z talibami.
"To nie są dobrzy ludzie, ale mają swoje ważne interesy. Chcą być w stanie utrzymać funkcjonowanie lotniska (...) i gospodarki" - zaznaczył prezydent.
Podczas konferencji prasowej, już po przemówieniu Bidena, rzeczniczka Białego Domu Jen Psaki stwierdziła jednak, że ewakuacja wszystkich Afgańczyków, którzy chcą wydostać się z Afganistanu, nie będzie możliwa.
Talibowie: Obecność obcych wojsk w Afganistanie przyczyną zamachów
Przedstawiciel talibów Abdul Kahar Balchi powiedział w czwartek w wywiadzie dla tureckiej telewizji Haberturk, że wybuchy, do których doszło tego dnia na lotnisku w Kabulu, są aktami terroru. Dodał jednak, że ich przyczyną jest obecność obcych wojsk w Afganistanie.
"Gdy tylko sytuacja na lotnisku się wyjaśni i wyjadą zagraniczne wojska, nie będziemy już mieli takich ataków" - oznajmił Balchi, który jest członkiem komisji talibów do spraw kultury.
"Obieranie za cel niewinnych cywilów jest aktem terroryzmu, który cały świat powinien potępić" - dodał.
Rzecznik talibów Zabihullah Mudżahid oznajmił, że talibscy bojownicy "zdecydowanie potępiają" czwartkowe zamachy i koncentrują się na kwestiach bezpieczeństwa.
BBC: Kabulskie szpitale są przeciążone rannymi po czwartkowych zamachach
Lekarze i pielęgniarki w kabulskich szpitalach całą noc z czwartku na piątek ratowali życie ponad 150 rannych w podwójnym zamachu terrorystycznym w okolicach lotniska - pisze BBC. Bloki operacyjne były zajęte całą noc, niektórzy ranni są w stanie krytycznym - informuje jeden ze szpitali.
Do prowadzonego przez włoską organizację charytatywną Emergency szpitala w ciągu niecałych dwóch godzin przywieziono 60 ofiar zamachów, co najmniej 16 z nich zmarło zanim dotarło do placówki.
"Ci, którzy zostali do nas przywiezieni nie byli w stanie mówić, wielu z nich było przerażonych, ich wzrok był zawieszony w próżni, ich spojrzenie puste. Rzadko widzimy takie sytuacje" - relacjonował jeden z pracowników szpitala.
Sytuacja jest nadal krytyczna, kilku pacjentów pozostaje na oddziałach intensywnej terapii - przekazała BBC dyrektorka Emergency Rossella Miccio. Dodała, że pracownicy którzy skończyli swoje dyżury wracali do szpitala, by pomóc, a wszystkie trzy sale operacyjne placówki były zajęte przez całą noc.
adj/ kgod/