Nieprzyjemna przygoda podczas wycieczki do Hiszpanii mogła okazać się kosztowna dla klientki, która szukała sprawiedliwości przed gdańskim sądem. Pozywająca bank padła ofiarą kradzieży – zniknęła torebka wraz z kartą płatniczą. Pół godziny po incydencie złodzieje wypłacili łącznie ponad 1500 euro z bankomatów, podając właściwy numer PIN. Bank zarzucił klientce rażącą niedbałość, ale przegrał sprawę.
Ponad 1500 euro – taką kwotę pobrali z bankomatów złodzieje, których łupem padła torebka polskiej turystki odwiedzającej Hiszpanię w 2014 r. Ofiara przy okazji straciła także telefon, ale zdołała zastrzec kartę płatniczą w ciągu kilkudziesięciu minut.
Nieprzyjemna przygoda jakich wiele, ale o tym, że sprawa trafiła na wokandę gdańskiego sądu zdecydował jeden szczegół – bank przyjął, że nie ponosi odpowiedzialności za nieautoryzowane transakcje, ponieważ wypłaty potwierdzane były prawidłowym numerem PIN.


Nieprawomocny wyrok w tej sprawie ogłosił 15 lutego 2017 r. Sąd Rejonowy w Gdańsku (sygn. akt I C 342/16). Klientce zasądzono zwrot ponad 6 tys. zł wraz z odsetkami oraz zwrot poniesionych kosztów procesu.
Złodzieje wyczyścili kartę w kilkanaście minut
Skradziona karta trafiła w ręce przestępców około godziny 16 lokalnego czasu, a już dwadzieścia minut później dokonano pierwszej próby wypłaty pieniędzy z bankomatu. Pierwsza transakcja, co okazało się istotne dla dalszych losów sprawy, nie powiodła się – podano błędny numer PIN. Kolejnych osiem operacji (wypłaty od 150 do 400 euro) zostało zrealizowanych w kilkuminutowych odstępach, po potwierdzeniu poprawnym numerem PIN. Późniejsze próby złodziei spełzły na niczym – wyczerpał się limit transakcji, a karta została zablokowana przez bank.
„Bank obciążył powódkę odpowiedzialnością za wszystkie wykonane w dniu 31 marca 2014 r. transakcje, które rozliczył na łączną kwotę 8.835,36 zł, z czego 2.102,76 zł przypadło na transakcje wykonane przez powódkę, a 6.732,60 zł na wypłaty z bankomatów dokonane po godz. 17:24 czasu polskiego (tj. po kradzieży karty). Powódka reklamowała obciążanie jej całością przedmiotowej kwoty, domagała się także przedstawienia jej szczegółowych zestawień, interweniowała w Komisji Nadzoru Finansowego, a także u dyrektora oddziału Banku (...). W sierpniu 2015 r. wezwała także bank do zawarcia próby ugodowej. Bank dopiero w styczniu 2015 r. przedstawił powódce szczegółowe zestawienie transakcji, podtrzymał jednak swoje stanowisko w przedmiocie odpowiedzialności powódki za powstałe na karcie zadłużenie” – czytamy w orzeczeniu gdańskiego sądu.
PIN był w torebce?
W regulaminie karty wskazano, zgodnie z zapisami ustawy o usługach płatniczych, że klient odpowiada za nieautoryzowane transakcje płatnicze w pełnej wysokości, jeśli doprowadził do nich umyślnie lub w wyniku rażącego niedbalstwa. Bank przyjął, że w torebce razem z kartą musiał znaleźć się zapisany numer PIN, co jest naruszeniem obowiązków posiadacza instrumentu płatniczego i wyczerpuje znamiona „rażącego niedbalstwa”. Jak jednak wskazał sąd, obowiązek udowodnienia, że taka okoliczność miała rzeczywiście miejsce, spoczywa na banku (art. 45 ustawy o usługach płatniczych).
„Niewątpliwie bezpośrednie udowodnienie przez stronę pozwaną faktu, że powódka przechowywała w torebce wraz z kartą kredytową, zapisany numer jest w praktyce bardzo utrudnione, jeśli nie niewykonalne, co uzasadniałoby zastosowanie domniemania faktycznego, co wchodzi w rachubę tylko w braku bezpośrednich środków dowodowych ( por. wyrok SN z 19 lutego 2002 r., IV CKN 718/00). Zdaniem sądu brak jest jednak w niniejszej sprawie ustalonych faktów, z których można by wyprowadzić taki wniosek” – podkreślono w orzeczeniu.
Błąd złodziei dał podstawy do wątpliwości
Sędzia wskazał, że pierwsza z prób transakcji nie powiodła się, a „przy wpisywaniu numeru (...) +z kartki+ ryzyko pomyłki jest jednak niewielkie”. Mogłoby to oznaczać, że złodzieje zdobyli numer PIN w inny sposób, np. podglądając cyfry wpisywane przy terminalu podczas wcześniejszych zakupów ofiary. „Sąd nie mógł jednak rozstrzygnąć sporu stron dotyczącego technicznych aspektów zabezpieczeń kart i możliwości ich łamania, bowiem brak mu w tym zakresie wiadomości specjalnych, a żadna ze stron nie zaoferowała dowodu z opinii biegłego. W tej sytuacji okoliczność tę należy rozstrzygnąć na niekorzyść strony, na której spoczywał ciężar dowodu – w tym przypadku strony pozwanej” – stwierdzono w orzeczeniu.
Sąd także zwrócił także uwagę na fakt, że klientka podczas połączenia z infolinią banku deklarowała, że pamięta numery PIN swoich kart. „Oświadczenie to jest w pełni wiarygodne, bowiem powódka nie miała wówczas powodu do podawania nieprawdy na ten temat, ponadto skoro pamiętała sześciocyfrowy numer (...) pozwalający autoryzować swoją tożsamość za pośrednictwem infolinii, tym bardziej prawdopodobne jest, że pamiętała również krótsze, czterocyfrowe numery (...) do swoich kart” – wskazano w dokumencie gdańskiego sądu.
Przyjmując, że do nieautoryzowanych transakcji nie doszło z winy klientki oraz że zgłosiła ona niezwłocznie kradzież, górną granicę odpowiedzialności posiadacza karty stanowiła kwota 150 euro. Jednak klientka korzystała z dodatkowej ochrony wynikającej z zapisów regulaminu banku, który zobowiązywał się, że pokryje wszelkie szkody klienta wynikające z utraty karty poniesione nawet w ciągu 72 godzin przed jej zastrzeżeniem. Dlatego sąd uznał, że całość pokrytych przez użytkowniczkę karty wydatków dokonanych przez złodzieja stanowiła świadczenie nienależne i nakazał ich zwrot.