Parlament Europejski chce, by od 2015 roku w każdym nowym samochodzie sprzedawanym na terytorium Unii fabrycznie instalowano system powiadomienia ratunkowego eCall. W ten sposób można uratować życie nawet 2,5 tys. osób rocznie.
Na unijnych drogach co roku ginie ok. 28 tys. osób, a ponad 1 mln odnosi rany. Część traci życie i zdrowie z powodu późnej reakcji służb ratunkowych. Odpowiedzią na ten problem ma być eCall, czyli ogólnoeuropejski system szybkiego powiadamiania o wypadkach drogowych. Umożliwia on manualne lub automatyczne wezwanie pomocy, które aktywuje się w określonych warunkach, dzięki zainstalowanym w pojeździe czujnikom. Według szacunków Komisji Europejskie, eCall może skrócić czas reakcji służb ratunkowych nawet o 40%. Ponadto docelowo ma być pomocny przy odzyskiwaniu skradzionych aut.
eCall wykorzystuje sieć telefonii komórkowej. Ofiary wypadku mogą połączyć się ze służbami ratunkowymi bezpośrednio z samochodu i powiadomić je o skutkach wypadku. Dodatkowo, system będzie wysyłać do nich dokładne informacje o położeniu geograficznym pojazdu, czas zdarzenia, dane pojazdu oraz to, czy system uruchomiono manualnie czy automatycznie. Parlament Europejski dopuszcza możliwość komercyjnego świadczenia tego typu usług.
PE zwraca uwagę, że koszt instalacji eCall to 100 euro. Na nowym przepisie skorzystają firmy technologiczne rozwijające tę technologię. Trudno powiedzieć, czy stosowanie prawnego przymusu instalacji tego typu urządzeń (wg określonej przez KE specyfikacji) jest konieczna, ponieważ od lat koncerny motoryzacyjne oferują podobne rozwiązania i tylko od klientów zależy, czy chcą z nich korzystać.
Idea ratowania życia jest słuszna i pożądana. Jednak niesmak budzi konieczność prawnego przymusu instalowania tego typu urządzeń, które z jednej strony mogą być wykorzystywane do ratowania i ochrony życia, a z drugiej stanowić kolejne narzędzie inwigilacji.
Łukasz PiechowiakGłówny ekonomista Bankier.pl





















































