

Według danych GUS, pięć lat temu na umowach o dzieło i umowach-zleceniach było nieco ponad pół miliona osób. Obecnie już 1,4 mln.

Inspektorzy w ubiegłym roku sprawdzili ponad 52 tys. umów cywilnoprawnych w ponad 10 tys. firm - informuje "Gazeta Wyborcza". Co piąty kontrolowany szef podpisywał umowy cywilnoprawne z osobami, które według prawa powinny mieć etat.
Eksperci zapewniają, że problem nadużywania umów cywilnoprawnych zniknie, gdy od wszystkich umów trzeba będzie płacić składki ZUS.
Warto przypomnieć, że zgodnie z prawem etat przysługuje osobie, która ma jasno określone obowiązki i przełożonego wskazującego co, gdzie i w jakich godzinach pracownik powinien wykonywać. W takim przypadku mówimy o nawiązaniu stosunku pracy, który powinien zostać ujęty w prawne formy przewidziane Kodeksem pracy - stosowanie umów-zleceń, umów o dzieło itp. jest niedopuszczalne. Trzeba dodać, że pracownik zatrudniany w trybie "pozakodeksowym" nie jest chroniony prawem pracy, w razie konfliktu nie może odwołać się do sądu pracy, tylko musi wytoczyć swojemu pracodawcy proces cywilny, co dodatkowo upośledza jego pozycję w relacjach z zatrudniającym.
Tymczasem w Polsce reguły te są notorycznie łamane - zarówno przez małe i średnie firmy, jak i przez potentatów, zaś Państwowa Inspekcja Pracy ma ograniczone możliwości działania - może nieuczciwego pracodawcę ukarać mandatem na 2 000 zł lub w przypadku recydywy - 5 000, bądź może skierować sprawę do sądu pracy o ustalenie stosunku pracy. Dlatego też coś, co elegancko nazywa się "rynkiem HR" - a w istocie jest współczesnym targiem czy może raczej wypożyczalnią niewolników - przeżywa prawdziwy rozkwit.
PAP/Gazeta Finansowa

























































