Zanim w Polsce odnotowano pierwszy przypadek zakażenia koronawirusem, to obawy przed rosnącą inflacją spędzały oszczędzającym sen z powiek. Wobec niskiego oprocentowania depozytów bankowych rekordy biły obligacje oszczędnościowe Skarbu Państwa. W styczniu i lutym ich sprzedaż wyniosła niemal 5 mld zł i była wyższa niż w całym 2016 r.

Koniec ubiegłego roku i początek bieżącego przyniósł znaczące przyspieszenie inflacji, która w lutym sięgnęła 4,7 proc. - najwyższego poziomu od 2011 r. Tymczasem stopy procentowe ustalane przez Radę Polityki Pieniężnej pozostawały rekordowo niskie, a większość członków RPP nie widziała potrzeby ich podwyższenia. W efekcie oprocentowanie depozytów w bankach było bardzo niskie i nie zanosiło się, by miało wzrosnąć.
W tych okolicznościach atrakcyjną alternatywą dla trzymania pieniędzy na koncie czy lokacie były obligacje oszczędnościowe Skarbu Państwa, szczególnie te chroniące przed inflacją.
Po historycznym styczniu, gdy Polacy ulokowali w te papiery blisko 2,5 mld zł, w lutym niemal powtórzyli rekordowy wynik - tym razem Ministerstwo Finansów pozyskało z ich sprzedaży 2,29 mld zł. Łączna sprzedaż w pierwszych dwóch miesiącach roku sięgnęła zatem 4,78 mld zł, o prawie 150 mln zł więcej niż w całym 2016 r.

Największą popularnością cieszyły się obligacje czteroletnie, dające zarobić w pierwszym roku 1,944 proc. (po odjęciu podatku Belki), a w kolejnych 1,25 p. proc. ponad raportowaną przez GUS inflację CPI. Drugi miesiąc z rzędu na ich zakup nabywcy przeznaczyli ponad miliard złotych, w lutym nieco mniej niż w styczniu - 1,08 mld zł. To prawie 4 razy tyle co w lutym 2019 r. Udział tych papierów w strukturze sprzedaży sięgnął aż 47,2 proc. - najwyższego poziomu od kwietnia 2017 r.
Znakomicie sprzedawały się również obligacje trzymiesięczne. Pomimo że ich nabywcy mogą zarobić tylko 1,215 proc. w skali roku, a inflacja pozostaje wyraźnie wyższa, Polacy ulokowali w nich 572 mln zł, co jest drugim najwyższym wynikiem w historii. Z drugiej strony ich udział w strukturze sprzedaży był jednym z najniższych w niespełna 3-letniej historii - spadł poniżej 25 proc.
Wysokie zainteresowanie objęło również obligacje dwuletnie - także gwarantujące stałą, z góry znaną stopę zwrotu w wysokości raptem 2,1 proc. brutto. 374 mln zł to trzeci najwyższy wynik w ostatnich 3 latach. "Dwulatkom" sprzyjało rolowanie - w lutym 2018 r. MF pozyskało ze sprzedaży takich papierów ponad 400 mln zł. Sam ich udział w strukturze sprzedaży był jednak przed miesiącem drugim najniższym w ostatnich 5 latach - sięgnął raptem 16,3 proc. (o 2,4 p. proc. więcej niż w styczniu).
Na obligacje dziesięcioletnie, których oprocentowanie jest zależne od inflacji, nabywcy wyłożyli 222 mln zł, co jest drugim (po styczniowym) rezultatem w ostatnich latach. Ich udział w sprzedaży spadł ponownie poniżej 10 proc.
Najwięcej od blisko 3 lat - 26 mln zł - ulokowano w obligacje trzyletnie.
Z kolei papiery, które mogą nabyć wyłącznie beneficjenci programu "Rodzina 500+", niemal powtórzyły rekordowy wynik ze stycznia - ich sprzedaż wyniosła 18,4 mln zł.
Pomimo imponująco rosnącej sprzedaży obligacje detaliczne wciąż stanowią margines oszczędności Polaków. Na depozytach bankowych gospodarstw domowych znajduje się niemal 900 mld zł, w obligacjach oszczędnościowych ulokowane jest ok. 30 mld zł. W swoim portfelu ma je 150 tys. osób oraz ponad 20 tys. na kontach IKE-Obligacje. W samym lutym liczba nabywców była rekordowa - przekroczyła 28 tys.

Za miesiąc przekonamy się, jak oszczędzający zareagowali na epidemię koronawirusa i (na razie tylko zaproponowane, lecz niemal pewne) cięcie stóp proc. przez RPP. Czy będą woleli jeszcze więcej pieniędzy trzymać na wyciągnięcie ręki - "w materacu" lub na łatwo i szybko dostępnym depozycie bankowym? A może przeciwnie - pogorszenie warunków w bankach wesprze zakupy obligacji detalicznych SP? Ekonomiści wskazują, że na skutek działań podjętych przez władze i mieszkańców inflacja w Polsce wkrótce spadnie. Wówczas erozja oszczędności będzie wolniejsza, więc i zachęta do wybrania oferty MF słabsza.
Maciej Kalwasiński
