Działania sejmowej komisji śledczej ds. wyborów korespondencyjnych to polityczna hucpa, w ramach której "koncertowo wyrzucono w błoto co najmniej kilka milionów" - uznał poseł PiS Przemysław Czarnek. Według niego komisja nie dokonała żadnych ustaleń, o których nie byłoby wiadomo już wcześniej.


W piątek rano Sejm rozpatruje sprawozdanie sejmowej komisji śledczej, która od grudnia zeszłego roku do października tego roku badała sprawę wyborów korespondencyjnych zaplanowanych na 10 maja 2020 r.
Zdaniem Czarnka działania komisji to "polityczna hucpa", w ramach której "koncertowo wyrzucono w błoto co najmniej kilka milionów złotych". "Wszystkie ustalenia, które zostały podjęte przez komisję (...), były znane i wysokiej Izbie (...), i szerokiej opinii publicznej" - powiedział.
Poseł PiS krytykował również sposób prowadzenia obrad komisji. Według niego, nie można było zadawać "normalnych pytań" świadkom, bo jej (były już) przewodniczący Dariusz Joński (KO) od razu wyłączał mikrofon. "Od razu było wyciszane to, co było niewygodne dla komisji" - ocenił.
Przekonywał, że jasne jest, iż wybory korespondencyjne z 2020 r. zostały "wyrzucone do kosza" przez ówczesną kandydatkę KO w wyborach prezydenckich Małgorzatę Kidawę-Błońską, która "szorowała po dnie w sondażach wyborczych".
Wskazywał również, że komisja śledcza zawiadamiała o możliwości popełnienia przestępstwa w sprawach, które zostały już zbadane przez prokuraturę, a nawet sądy. "Jeśli ktoś zawiadamia prokuraturę w sprawie, o której wiadomo, że do przestępstwa nie doszło, sam przestępstwo popełnia. Ta komisja śledcza, w swojej większości, popełniła przestępstwo" - ocenił.
"Wybory korespondencyjne to była zabawa z prawem i demokracją"
"Ta zabawa z prawem i demokracją formalnie kosztowała nas 56 mln zł pieniędzy publicznych i przynajmniej 76 mln zł środków Poczty Polskiej i Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych. Tyle wydano na coś co się nie odbyło. Większą stratą jest utrata zaufania obywateli do państwa i procesu wyborczego" - powiedział Kostuś prezentując stanowisko klubu KO.
Wskazał, że komisja śledcza zakończyła swoją pracę składając do prokuratury kilkanaście zawiadomień, w tym osiem dotyczących najważniejszych polityków PiS. "To pokazuje skalę buty, arogancji i deprawacji tej ekipy. Skalę zawłaszczenia Polski i podporządkowania jej partykularnym, partyjnym interesom" - mówił.
Dodał, że sprawozdanie komisji mogłoby być zatytułowane "wszystko, co chcielibyście wiedzieć o gwałceniu demokratycznego procesu wyborczego, ale boicie się zapytać". "To także gotowy akt oskarżenia i wieczne memento dla polityków wszystkich opcji, do zapamiętania raz na zawsze: ingerencja władzy wykonawczej w proces wyborczy jest na gruncie naszego prawa absolutnie niedopuszczalna" - powiedział.
Poseł ocenił, że pomysł przeprowadzenia wyborów w ówczesnej sytuacji był skandalem i naruszał czynne prawa wyborcze milionów obywateli i bierne kandydatów, bo w pandemii kampanię wyborczą mógł prowadzić tylko urzędujący prezydent Andrzej Duda.
"Nie ma i nigdy nie będzie zgody na kradzież czy choćby próbę kradzieży wolnych, demokratycznych wyborów" - podkreślał.
Karolina Pawliczak (KO) oceniła, że sprawozdanie komisji jest "potężnym aktem oskarżenia" wobec najważniejszych polityków Prawa i Sprawiedliwości.
"Przystępując do prac w komisji miałam nadzieję, że się okaże, iż cała ówczesna opozycja, niezależne od władzy media, autorytety prawnicze i NIK, że wszyscy się pomyliliśmy. Że wybory zwane korespondencyjnymi były wymyślone z troski o zdrowie społeczeństwa i organizowane rzetelnie, uczciwie i z poszanowaniem zasad konstytucji, demokracji i praworządności" - podkreśliła Anita Kucharska-Dziedzic (Lewica), która pracowała w komisji śledczej ds. wyborów korespondencyjnych.
"Niestety nie jest to historia o tym jak ratowano wybory prezydenckie w czasach pandemii, ale o tym, po co się zdobywa władzę, do czego się ją wykorzystuje i jak gwarantuje się sobie utrzymanie tej raz zdobytej władzy" - podkreśliła posłanka Lewicy.
Jak oceniła, rządzący mieli za nic konstytucję i zasady przeprowadzania wyborów w czasie tragedii jaką była pandemia Covid. "Przerabianie narodowych tragedii w polityczne złoto PiS opanowało w sposób mistrzowski" - dodała Kucharska-Dziedzic.
"Wywierano naciski na tych, którzy się sprzeciwiali"
Posłanka PSL-Trzeciej Drogi Agnieszka Kłopotek oceniła, iż powołanie tej komisji było drogą do odbudowania "autorytetu władzy publicznej" oraz "poszanowania prawa i konstytucji".
Jak wskazywała, z ustaleń komisji wynikało, iż pomysł przeprowadzenia wyborów w trybie korespondencyjnym pojawił się w kręgu polityków ówczesnej koalicji w końcu marca 2020 r., a inicjatorem rozmów w tej sprawie był europoseł PiS Adam Bielan, który był też wówczas rzecznikiem sztabu wyborczego prezydenta Andrzeja Dudy. Jednocześnie - w ocenie komisji - strategiczną decyzję w tej sprawie podjął szef PiS Jarosław Kaczyński, "poseł, który nie pełnił wówczas żadnych dodatkowych w państwie".
"W ocenie komisji nadzwyczajna sytuacja (...) wymagała, aby w sprawie tak daleko idących zmian w sprawie wyborczym (...) podjąć choćby próby międzypartyjnego dialogu i wypracowania zgodnego stanowiska wszystkich sił politycznych, ale dowody zgromadzone przez komisję prowadzą do wniosku, ze takich prób w ogóle nie przeprowadzono" - powiedziała Kłopotek.
Powołując się na ustalenia komisji, posłanka wskazała też, że w okresie przed planowaną datą wyborów dochodziło do "licznych nacisków" i "wpływów" wywieranych m.in. na funkcjonariuszy publicznych. "Działania te w głównej mierze były nakierowane na próbę zmiany stanowiska tych osób, które formalnie sprzeciwiły się przeprowadzeniu wyborów na prezydenta w formie korespondencyjnej" - powiedziała.
Konfederacja: Komisja śledcza pokazała, że istotą sprawy była próba zamachu na demokrację
Tumanowicz w debacie podkreślił, że "komisja traktowała o sprawie dla państwa podstawowej czyli o wyborach, o tym, że zamachnięto się na konstytucję RP i zasadę powszechności wyborów". Według niego, w toku prac komisji "powzięto nowe informacje o tym, jak te wybory chciano przeprowadzić i dlaczego nie mogły się w takim trybie odbyć".
Odnosząc się do planowanego rejestru wyborców podkreślił, że wówczas "wiele rekordów było powielonych", a państwo nie wiedziało ilu wyborców ma. "Prace nad rejestrem trwały rok, a Poczta Polska miała stworzyć go w dwa tygodnie, co było niewykonalne" - podkreślił. Zaznaczył, że gdyby planowane przez PiS w czasach poprzedniego rządu zmiany zostały przeprowadzone, to "zasada powszechności wyborów byłaby pogwałcona".
Jak ocenił Tumanowicz, komisja wykazała też szereg nadużyć poprzedniej ekipy rządowej. Ale - zaznaczył - on uważa, że "istotą sprawy był zamach na demokrację i zasadę powszechności wyborów w imię partykularnych interesów politycznych". Jego zdaniem czasie pandemii koronawirusa należało wprowadzić stan klęski żywiołowej, co wykluczyłoby wybory w tym okresie. Jak dodał, to że tak się nie stało, wynikało z tego, że rządzący nie chcieli wypłacać obywatelom odszkodowań, które w takiej sytuacji by się im należały.
Mimo to, - jak dodał - jest rozczarowany wynikiem prac sejmowej komisji. Według Tumanowicza komisja "łagodnie potraktowała" b. premiera Mateusza Morawieckiego i przedstawicieli ówczesnego rządu. Jak ocenił, trzeba było złożyć wnioski o pociągnięcie ich przed Trybunał Stanu.
Filiks do PiS: chcieliście wrzucać pakiety wyborcze ludziom przez płot; byliście głusi na argumenty
Zaplanowaliście, by kilkanaście milionów pakietów wyborczych wrzucać ludziom przez płot, byliście głusi na argumenty; jedynym celem, który wam przyświecał było utrzymanie za wszelką cenę prezydenta Andrzeja Dudę - mówiła do posłów PiS szefowa komisji śledczej ds. wyborów kopertowych Magdalena Filiks (KO).
Posłowie zapoznali się w piątek ze sprawozdaniem komisji śledczej do zbadania legalności, prawidłowości oraz celowości działań podjętych w celu przygotowania i przeprowadzenia wyborów Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej w 2020 r. w formie głosowania korespondencyjnego.
Po zakończonej debacie Filiks odpowiadała na pytania obecnych na sali posłów PiS, m.in. Mariusza Krystiana, Michała Wójcika, Michała Wosia. "Jakoś nie jestem zdziwiona, że panowie z prawej strony politycznej, którzy się zapisali do głosu, w dwudziestu nie zdołali zadać jednego merytorycznego pytania" - oceniła Filiks. Jej zdaniem pytania polityków były "sianiem propagandy z mównicy".
Odpowiadając na pytanie Jarosława Sachajki (Wolni Republikanie), dlaczego w raporcie z prac komisji pominięto "duży udział marszałek Senatu Małgorzaty Kidawy-Błońskiej w "wywaleniu wyborów kopertowych" czy "nakręcanie przez posłów KO, Lewicy i PSL paniki covidowej", Filiks odparła, że celem prac komisji było zbadanie legalności, prawidłowości i celowości działań w celu przygotowania i przeprowadzenia tzw. wyborów kopertowych.
"Jeśli panowie gdzieś w tym zdaniu słyszycie, że komisja powstała po to, żeby badać, który kandydat, bądź kandydatka, bądź polityk, polityczka byli przeciwko takiej formie przeprowadzenia wyborów to zapewniam państwa, że to nie było celem badania komisji" - podkreśliła. Jak dodała, Kidawa-Błońska czy inni politycy przeciwni organizowaniu wyborów korespondencyjnych nie mogli zeznawać przed komisją, ponieważ "ta się tym nie zajmowała".
"Zaplanowaliście kilkanaście milionów pakietów wyborczych wrzucać ludziom przez płot bez potwierdzenia nadania. Nie dostarczać ich przesyłką urzędową, tylko rzucać sobie kopertami, gdzie wam się podoba - bez gwarancji, że kilka milionów Polek i Polaków w ogóle tę kopertę za płotem znajdzie. Byliście głusi na wszelkie argumenty, bo jedynym celem, który wam przyświecał było, żeby za wszelką cenę nie podejmować ryzyka i utrzymać prezydenta Andrzeja Dudę, zanim jeszcze rozpętaliście piekło nieradzenia sobie z pandemią w Polsce i ograniczenia praw obywatelskich - bo później tych wyborów byście po prostu nie wygrali" - podkreśliła Filiks.
Na pytanie Iwony Kozłowskiej (KO), dlaczego Poczta Polska nie otrzymała zapłaty za przeprowadzenie procesu wyborczego, szefowa komisji odpowiedziała: "Premier Mateusz Morawiecki wydał sobie decyzję i zlecił dwóm ministrom zawarcie umów z tymi podmiotami. Jeden i drugi minister był na tyle trzeźwy umysłowo i świadomy, że wiedział, co za to grozi i nie zawarli tych umów. Dlatego, kiedy Poczta wróciła po należne środki, ani premier, ani żaden minister nie podjęli decyzji o wypłacie tych środków".
"Spodziewałam się trochę więcej niż krzyczenie o kosztach, jakie poniosła komisja" - podsumowała Filiks. "Ja w tej komisji 11 miesięcy pracowałam za darmo, a wasi posłowie (PiS) powołali sobie po dwóch asystentów, którym do dzisiaj płacą jedenasty miesiąc wynagrodzenia" - dodała.
Sejmowa komisja śledcza, która badała legalność, prawidłowość oraz celowość działań podjętych w celu przygotowania i przeprowadzenia wyborów prezydenckich w 2020 r. w formie głosowania korespondencyjnego, pracowała od grudnia ub.r. do 10 października. W raporcie końcowym komisja oceniła, że "ówczesny aparat władzy usilnie dążył do przeprowadzenia wyborów korespondencyjnych", aby doprowadzić do reelekcji prezydenta Andrzeja Dudy, który "według zdecydowanej większości sondaży mógł wygrać wybory już w pierwszej turze".
Komisja przegłosowała też skierowanie do prokuratury zawiadomień o podejrzeniu popełnienia przestępstwa, które dotyczą łącznie 19 osób, m.in. byłego premiera Mateusza Morawieckiego, a także prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego i byłą marszałek Sejmu Elżbietę Witek.
Wybory prezydenckie, zgodnie z zarządzeniem marszałek Sejmu z lutego 2020 r., miały odbyć się 10 maja 2020 r. w formule głosowania korespondencyjnego z powodu epidemii COVID-19. Jednak 7 maja 2020 r. Państwowa Komisja Wyborcza poinformowała, że ponieważ obowiązująca regulacja prawna pozbawiła PKW instrumentów koniecznych do wykonywania jej obowiązków, głosowanie 10 maja 2020 r. nie może się odbyć. Ostatecznie wybory odbyły się 28 czerwca (I tura), a głosowano w lokalach wyborczych.
W czerwcu br. Naczelny Sąd Administracyjny oddalił skargi kasacyjne od wyroku Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie uznającego, że decyzja premiera Mateusza Morawieckiego z 16 kwietnia 2020 roku zobowiązująca Pocztę Polską do przygotowania wyborów korespondencyjnych rażąco naruszyła prawo. Tym samym wyrok WSA został uznany za właściwy i jest prawomocny.
10 września TK badał też - z inicjatywy posłów PiS - zapisy innej uchwały sejmowej powołującej komisję śledczą w sprawie systemu Pegasus i uznał, że są niekonstytucyjne. W TK na rozpatrzenie oczekuje jeszcze trzeci z wniosków posłów PiS w sprawie sejmowych komisji śledczych - zaskarżający uchwałę sejmową powołującą komisję śledczą do sprawy tzw. afery wizowej. (PAP)
sno/ mok/ rbk/ oloz/ par/ wni/























































