
Jak co roku zmianie czasu z zimowego na letni towarzyszą rozważania nad sensownością tego działania. I jak co roku nic się w tej sprawie nie zmieni.
Zmiana czasu to dziecko I wojny światowej. Wprawdzie podobne koncepcje istniały już wcześniej, jednak jako pierwsi na manipulowanie wskazówkami w 1916 r. zdecydowali się Niemcy, chcąc w ten sposób zaoszczędzić trochę energii potrzebnej do działań wojennych. Potem poszło już jak z płatka - moda opanowała większość "cywilizowanych" państw, choć nie zawsze od razu. W Polsce zmianę czasu wprowadzono w okresie międzywojennym, następnie w latach 1946-49, 1957-64 oraz ponownie od 1977 roku.
Dziś, po niemal stu latach oraz po niewyobrażalnym skoku cywilizacyjnym napędzanym zużywaniem energii praktycznie na każdym kroku, zmiana czasu - w najlepszym przypadku - nie czyni nas bogatszymi. W internecie roi się od przykładów bezcelowości lub wręcz kontrproduktywności zabawy wskazówkami, spośród których obecnie najczęściej cytowany jest przypadek ze stanu Indiana.

W 2008 r. NBER opublikował wyniki badań amerykańskich uczonych mówiące o zużyciu energii elektrycznej w Indianie przed i po przyjęciu czasu letniego. Wnioski są zaskakujące - niewielkie oszczędności obserwowano wiosną, jednak jesienią zużycie prądu wzrosło o 1-4%, przede wszystkim na skutek działania klimatyzatorów - rano potrzebne było dodatkowe ogrzewanie, a po południu chłodzenie.
Przeczytaj także
W efekcie autorzy badania podliczyli, że zmiana czasu zwiększyła rachunki gospodarstw domowych o 8,6 miliona dolarów. Doliczając koszty zanieczyszczenia powietrza, zmiana czasu kosztowała od 10,7 mln do nawet 14,5 mln dolarów.
Mieszanie w głowach i gospodarce
Jak każda zmiana warunków prowadzenia biznesu, zmiana czasu w odmienny sposób oddziaływuje na różne przedsiębiorstwa. Więcej "jasnych" godzin po zakończeniu dnia pracy cieszy producentów sprzętu sportowego czy właścicieli sklepów, do których ponoć - jak podaje "Washington Times" - konsumenci zaglądają chętniej, gdy jest widno. Z drugiej strony straty ponoszą telewizje, kina oraz przewoźnicy kolejowi i lotniczy, dla których zmiana czasu wiąże się z dodatkowymi kosztami i jest nie lada wyzwaniem organizacyjnym.
Konieczność przestawienia systemu transportowego na nowy czas to bardzo namacalny, ale nie najważniejszy koszt zmiany czasu. Dwa razy do roku setkom milionów ludzi funduje się zaburzenie ich zegara biologicznego. Jak wykazał Martin Young z Uniwersytety Alabamy, w poniedziałek i wtorek następujący po przestawieniu się na czas letni, na skutek krótszego snu ryzyko ataku serca rośnie o 10% (i spada, gdy cofamy zegarki). Podobne wnioski płyną z innego badania, przeprowadzonego w 2008 r. w Szwecji. W tym kontekście marną pociechę stanowi to, że dzięki większej liczbie wolnych godzin słonecznych organizm lepiej syntezuje witaminę D.
Zacofany Zachód
Kolor niebieski - państwa przechodzące na czas letni, pomarańczowy - państwa, które zrezygnowały z przechodzenia na czas letni, czerwony - państwa, które nigdy nie przechodziły na czas letniźródło: Wikipedia
Rzut oka na mapę pokazującą państwa, które wciąż każą swoim obywatelom zmieniać czas, wystarczy, by stwierdzić, że Zachód jest praktycznie ostatnim bastionem manipulowania zegarkami. To symptomatyczne, że ręce z dala od wskazówek trzymają Rosjanie, Chińczycy, Japończycy, Hindusi czy Latynosi, których bogatsi Amerykanie i Europejczycy często traktują z wyższością, motywowaną różnicami w poziomie rozwoju.
Powodem decyzji o odejściu od zmiany czasu w wymienionych krajach nie jest przecież sąsiadowanie z równikiem (im bliżej niego, tym efekt zmiany czasu mniejszy, toteż nigdy nie stosowały go np. państwa środkowoafrykańskie). Być może w krajach rozwijających się, które i tak muszą stawić czoła ogromnym reformom i zrywaniu z pełną błędów przeszłością, łatwiej niż w dumnych i bogatych częściach świata przyznać się do tego, że po prostu przez dziesięciolecia robiono coś bez większego sensu. Innym, choć nie dającym się zastosować w pełni, wytłumaczeniem może być to, że tego typu zmiany łatwiej wprowadzać w krajach mniej demokratycznych. W Rosji i Chinach wystarczy odpowiedni dekret i sprawa załatwiona, na Zachodzie debatom nie byłoby końca.
Jak w zegarku
Mimo wszystko trudno uniknąć dyskomfortu wywołanego tym, że pomimo rosnącej fali krytyki zachodnie rządy wciąż nie chcą zerwać ze zmianą czasu. Być może wymóg ten ma inny, ukryty cel. Daleki jestem od budowania teorii spiskowych - do zniewalania społeczeństw wystarczająco dobrze służą np. podatki - jednak każda władza chciałaby rządzić jak najbardziej karnymi obywatelami.
Zmiana czasu to nic innego jak tresura i proste ćwiczenie na posłuszeństwo. Da się z nią żyć, choć jednocześnie zyskuje się świadomość życia w rzeczywistości, w której władza może wymóc na nas wiele, zupełnie nie pytając nas o zdanie. Za dwa miesiące odbędą się wybory - czy komuś przyszło do głowy, żeby od razu zorganizować referendum, właśnie w sprawie zmiany czasu? Wątpię. Nawet, jeżeli ludzie coraz głośniej będą mówić, że zmiana czasu nie ma sensu, to ostatecznie dostosują się do niej i będą funkcjonować według nowego rozkładu. Jak w zegarku.
