Tylko nieco ponad 20 proc. pociągów wyjechało i wyjedzie w czwartek na tory w Wielkiej Brytanii z powodu nowego, ogólnokrajowego strajku na kolei. Organizator akcji, związek zawodowy RMT, zapowiedział, że protesty będą trwały do skutku.


Obecny strajk jest zaplanowany na dwa dni - na czwartek i sobotę - ale poważnych zakłóceń należy się spodziewać również w piątek i niedzielę. Według operatora trakcji kolejowej Network Rail w oba dni strajku na tory wyjedzie po ok. 4300 pociągów; to nieco więcej niż podczas trzydniowego strajku pod koniec czerwca, ale nadal niewiele ponad 20 proc. normalnego ruchu pociągów.
Na trasach, które są obsługiwane, pociągi kursują w skróconych godzinach - wyjechały na tory później niż zwykle i skończą po południu. Ale do niektórych większych miast, takich jak Portsmouth, Blackpool czy Swansea, w dni strajku nie będą dojeżdżać żadne pociągi. Pociągi wyjadą na trasy później niż zwykle także w dniach następujących po strajkach.
Sytuację komplikuje fakt, że oprócz pracowników kilkunastu przewoźników kolejowych w strajku uczestniczą również operatorzy sygnalizacji, zatrudnieni przez Network Rail, bez których pociągi nie mogą kursować. Łącznie w strajku bierze udział ok. 45 tys. osób.
Powodem drugiego już tego lata protestu kolejarzy jest nierozwiązany spór między RMT, związkiem zawodowym pracowników kolei, transportu morskiego i drogowego, a przewoźnikami kolejowymi o podwyżki płac, warunki zatrudnienia i ewentualne redukcje zatrudnienia. Sekretarz generalny RMT Mick Lynch zapowiedział w czwartek, że protesty będą prowadzone do czasu, gdy zostanie osiągnięte satysfakcjonujące rozwiązanie.
Dodatkowym utrudnieniem komunikacyjnym w Londynie będzie w piątek pracowników metra, a także części kierowców autobusów.
Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)
bjn/ akl/