Ostatnie 24 godziny stały pod znakiem kontrofensywy polskich władz, które werbalnymi interwencjami usiłują zatrzeć fatalne wrażenie po wrześniowym posunięciu Rady Polityki Pieniężnej. Kurs euro wciąż nie odrobił wrześniowych strat, ale za to frank szwajcarski potaniał po zaskakującej decyzji SNB.


Premier Mateusz Morawiecki wieczorem życzył sobie i nam „mocniejszej złotówki” (walutą Polski jest polski złoty – przyp. red.). Obiecał też, że „do końca roku będziemy w taki sposób starali się kształtować nasze policy mix, naszą politykę regulacyjną, monetarną - monetarna należy do kompetencji banku centralnego - ale również fiskalną, finansową, żeby złotówka była mocna”. To o tyle ciekawe, że przez poprzednie tygodnie rząd i RPP robiły wiele, aby złotego osłabić (tj. poprzez ekspansywną politykę fiskalną i cięcia stóp procentowych).
We wtorek rano z wrześniowej decyzji o ostrym cięciu stóp procentowych za pośrednictwem PAP-u tłumaczył się z kolei prezes NBP Adam Glapiński. Przewodniczący RPP zasugerował, że kolejne obniżki stóp będą już znacznie mniejsze (przypomnijmy, że w lipcu mówił o cięciach tylko rzędu 25 pb., a we wrześniu ściął o 75 pb.) oraz zapewniał, że 2,5-procentowy cel inflacyjny nadal obowiązuje. To ostatnie po wrześniowym wystąpieniu prezesa NBP nie było już takie pewne.
ReklamaPublicznie pokajał się także Henryk Wnorowski, jeden z umiarkowanych członków Rady Polityki Pieniężnej. - Bank centralny dostał lekcję po silnym osłabieniu złotego w reakcji na nieoczekiwanie dużą (o 75 pkt baz.) obniżkę stóp procentowych przed dwoma tygodniami – powiedział Wnorowski w wywiadzie dla agencji Bloomberg. - Lekcja z reakcji rynku może sugerować, że jest większa potrzeba stopniowego, a nie zdecydowanego działania w polityce pieniężnej – dodał.
Otrzeźwienie polskich decydentów nastąpiło po ponad tygodniu od brzemiennej w skutkach (pochopnej?) decyzji RPP o 75-punktowym cięciu stóp procentowych w warunkach 10-procentowej inflacji CPI. Konsekwencją tej decyzji był blisko 25-groszowy wzrost kursu euro i odwrócenie tegorocznego trendu aprecjacji złotego.
Jednakże od środy złoty usiłuje odrabiać straty. W czwartek rano kurs euro wynosił 4,6111 zł, a wieczorem wspólnotowa waluta dotknęła poziomu 4,60 zł. Czas pokaże, na jak długo wystarczy paliwa w postaci zapewnień polskich polityków. Na razie sytuacja nie uległa istotnej zmianie. Kurs EUR/PLN „wskoczył” na wyższą półkę i trudno będzie mu zejść poniżej 4,60 zł biorąc pod uwagę perspektywę dalszych cięć stóp procentowych w NBP oraz przedwyborczy festiwal rozdawnictwa publicznych pieniędzy powiększający i tak już niemałą przyszłoroczną dziurę budżetową.
Za to o ponad trzy grosze zniżkowały notowania franka szwajcarskiego, przedpołudniem wycenianego na niespełna 4,48 zł. Osłabienie helweckiej waluty jest „zasługą” Szwajcarskiego Banku Narodowego, który nie zdecydował się na oczekiwaną przez rynek podwyżkę stóp procentowych.
Z kolei brak podwyżki stóp w Rezerwie Federalnej (co było w pełni oczekiwanym scenariuszem) nie zaszkodził dolarowi. Amerykańska waluta w czwartek rano była wyceniana na blisko 4,32 zł, a więc o 0,8 grosza wyżej niż w środę wieczorem.