Jak wynika z najnowszego badania "Barometr Polskiego Rynku Pracy" przygotowanego przez Personnel Service, w związku z epidemią liczba ukraińskich pracowników w Polsce się zmniejszy, a ich miejsca zajmą Polacy. Jak prognozują eksperci, trend ten będzie jednak tylko tymczasowy.


W I kwartale 2020 roku Ukraińcy pracowali w 35 proc. dużych, 12 proc. średnich i 10 proc. małych firm. Większość zatrudniających miała pozytywne nastawienie do pracowników zza wschodniej granicy. 72 proc. jest zdania, że Ukrainiec jest tak samo kompetentny jak Polak, jednak 70 proc. firm oferuje obcokrajowcom stanowiska niższego szczebla.
– Zatrudnienie pracowników z Ukrainy na stanowiskach niższego szczebla jest pochodną uproszczonej procedury zatrudniania. Kadra ze Wschodu na tzw. oświadczeniu może pracować w Polsce legalnie tylko przez pół roku. To zdecydowanie za krótki czas, żeby wdrożyć pracownika wyższego szczebla i w niego inwestować, dlatego niewielu pracodawców się na to decyduje. Sposób wydawania pozwoleń na pracę utrwalił model imigracji zarobkowej z Ukrainy jako krótkotrwały i zarobkowy, co z punktu widzenia wielu sektorów gospodarki nie jest optymalne. Nawet teraz, w pandemii, widać, że w takich branżach jak np. przetwórstwo, produkcja, logistyka Ukraińcy nadal są potrzebni i to nie tylko na pół roku – zaznacza Krzysztof Inglot, prezes Personnel Service i ekspert ds. rynku pracy.
Jak wynika z raportu Personnel Service, w najbliższym czasie może być trudniej o pracę w Polsce. Przez epidemię część pracowników wróciła na Ukrainę, a w kraju firmy poszukujące rąk do pracy tymczasowej będą chętniej zatrudniać Polaków.
– Przed wybuchem pandemii do Polski każdego miesiąca przyjeżdżało ok. 160 tys. pracowników zza naszej wschodniej granicy. Obecnie trudno będzie osiągnąć podobny poziom, ale należy pamiętać, że spadek zapotrzebowania na usługi Ukraińców jest raczej chwilowy. Pokazuje to ciągłe zainteresowanie zatrudnianiem kadry ze Wschodu m.in. w rolnictwie. To oznacza, że Ukraińcy nadal są polskiej gospodarce potrzebni, chwilowo jednak w mniejszym wymiarze – zaznacza Krzysztof Inglot.
WS