Z racji braku płatności kar nałożonych przez TSUE Komisja Europejska po raz kolejny odliczyła je od należnych Polsce unijnych środków. Tym razem było to 30 mln euro, choć na liczniku jest znacznie, znacznie więcej. Winę za to ponosi obecny polski rząd. Jednak jego eksperci nawołują do zaprzestania opłacania unijnych składek.


Kary TSUE nałożone na Polskę nie są nowością. Polska nie płaci, więc Unia sama odlicza owe kary od środków unijnych przeznaczonych dla Polski. Niestety to już 7 raz. Ostatniego potrącenia dokonano 27 października — informuje TVN24.pl. W sumie za okres od 3 listopada 2021 r. do 27 lipca 2022 r. potrącono 267 mln euro kar za 267 dni. Kolejne wezwania do zapłaty mają być wysyłane i potrącane miesiąc po miesiącu.
Unijne kary nałożono za niewykonanie orzeczeń Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej i dotyczą m.in. Izby Dyscyplinarnej czy nieprzywrócenia odsuniętych sędziów i całego systemu dyscyplinarnego ogółem. Nie wydaje się również, by Izba Odpowiedzialności Zawodowej SN rozwiązała problem i wypełniła "kamienie milowe" zawarte w KPO.
Przypomnijmy, że latem 2021 r. TSUE zobowiązał Polskę do natychmiastowego zawieszenia stosowania przepisów dotyczących nieuznawanej Izby Dyscyplinarnej SN w kwestiach związanych m.in. z uchylaniem immunitetów sędziowskich. Za niewykonanie tego postanowienia nałożył na Polskę karę miliona euro dziennie.
To jednak nie jedyny milion euro dziennie, który Polska straciła. W ubiegłym roku z powodu kopalni w Turowie za okres od 20 września 2021 do 3 lutego 2022 r. naliczono Polsce ostatecznie 68,5 miliona euro kar.
Koniec z płaceniem składek do UE? Rządowi eksperci do tego nawołują
Środki unijne nie będą zagrożone, jeśli będą już na koncie polskiego rządu — uważa Marcin Roszkowski, prezes Instytutu Jagiellońskiego. Dyrektor Polskiego Instytutu Ekonomicznego Piotr Arak podkreślił natomiast, że "trzeba dostosowywać sprawozdawczość do tego, co Komisja Europejska chce, bo inaczej są problemy".
W piątek w Programie Trzecim Polskiego Radia eksperci byli pytani o wypłatę środków z Krajowego Planu Odbudowy dla Polski i zagrożenia pieniędzy z Unii Europejskiej.
Dyrektor Polskiego Instytutu Ekonomicznego Piotr Arak wskazał, że "Komisja Europejska jest w nieustannym dialogu i negocjacjach praktycznie z każdym krajem i często ma bardzo dużo uwag do różnych dokumentów przedstawianych przez poszczególne kraje i trzeba dostosowywać sprawozdawczość do tego, co Komisja Europejska chce, bo inaczej są problemy".
Ekspert podkreślił, że jest to najczęściej na bardzo niskim, biurokratycznym poziomie. "Przypuszczam, że podobna sytuacja jest w Polsce i mam nadzieję, że ryzyka braku wypłaty środki z polityki spójności nie będzie" - dodał.
Prowadzący rozmowę Wojciech Surmacz pytał o doniesienia "Rzeczpospolitej" i "Financial Times", że pieniądze dla Polski z Funduszu Spójności są zagrożone i przywołał słowa dyrektora generalnego KE ws. polityki regionalnej Marc Lemaitre, który przyznał w Parlamencie Europejskim, że rozmowy w sprawie kryteriów dla wypłaty środków nie są "niczym niezwykłym" i prowadzone są z co najmniej 18 krajami UE.
Ile Polska dostała, a ile wpłaciła do Unii Europejskiej? Tłumaczymy
Polska otrzymała z Unii Europejskiej znacznie więcej środków, niż do niej wpłaciła. Same transfery z unijnego budżetu nie są jednak najważniejszą ekonomiczną korzyścią płynącą z członkostwa w UE.
Arak podkreślił, że "Komisja Europejska sama też prowadzi politykę, jest instytucję polityczną". "Tak, jak w spółce mamy zarząd, który często działa inaczej niż by chciała rada nadzorcza. Radą nadzorczą jest Rada Unii Europejskiej, w której skład wchodzą wszyscy, jest najistotniejszym organem, bo może zdecydować o tym, co się wydarzy z Komisją Europejską, ale Komisja Europejska działa też na swoich zasadach" - dodał.
Marcin Roszkowski, prezes Instytutu Jagiellońskiego ocenił, że pieniądze nie są zagrożone, jeśli są na koncie. "Ale nie na koncie w +europejskim sojuzie+, tylko tutaj" - dodał. "Środki nie będą zagrożone, jeśli będą na koncie polskiego rządu" - podkreślał.
Eksperci byli także pytani, czy warto rozmawiać o ustępstwach z szefową Komisji Europejskiej Ursulą vod der Leyen. "W sytuacji, w której się znajdujemy, jako kraj — jesteśmy gdzieś pomiędzy Czechami a Węgrami, jeżeli chodzi o sytuację naszej waluty i też z miksu zarówno polityki wydatkowej, jak i tego, co musi robić i robi bank centralny — jest tak, że z naszego regionu kapitał odpłynął i on się szybko nie będzie pojawiał, ponieważ jest wojna" - mówił dyrektor PIE. "Gdyby wojny nie było, to ryzyko dla naszej gospodarki, jeżeli chodzi o inwestycje w kolejnych latach, byłoby mniejsze" - dodał.
Prowadzący pytał także o scenariusze, w których Polska dogaduje się z Unią Europejską, ale nie dostaje pieniędzy. Arak ocenił, że "jest to działanie stricte polityczne w Komisji Europejskiej". "Jeżeli mielibyśmy podstawy do tego, żeby pozwać Komisję Europejską do tych instytucji, do których możemy, czyli do europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, to problem polega na tym, że trudno będzie umotywować nasze racje, ponieważ przez lata one były negowane w prasie międzynarodowej" - podkreślił. "Z tego powodu Komisja Europejska będzie miała o wiele korzystniejszą, łatwiejszą do budowania narrację przeciwko naszemu krajowi" - dodał.
Surmacz mówił też o drugim scenariuszu, czyli o zaprzestaniu rozmów z Unią. Roszkowski pytał, czemu zatem mielibyśmy płacić składki. "Eskalacja jest tutaj niefajna i to jeszcze potrwa półtora roku" - ocenił. Prowadzący odparł, że może to jednak potrwać dużo krócej, nawet miesiąc lub dwa, co może zakończyć się finansową katastrofą dla polskiej gospodarki. Marcin Roszkowski stwierdził, że jest to możliwe.
Arak natomiast ocenił, że nie wiadomo, jakie scenariusze mogą się rysować ze względu na dalszą eskalację tego konfliktu, który może zagrozić fundamentom UE. "Jeżeli my przestaniemy płacić składkę, to jest to w zasadzie działanie sprzeczne z traktami" - dodał.
Rozmowy na temat KPO między polskim rządem a Komisją Europejską trwają. W piątek, 21 października, w Brukseli premier Mateusz Morawiecki zapewniał, że do uzgodnienia z KE zostało 5 do 10 procent, czyli — jak podkreślił — niewiele. "Jeśli chodzi o KPO to mam wrażenie, że jesteśmy coraz bliżej, mimo że rzeczywiście kilka procent tych uzgodnień jeszcze cały czas nas dzieli" - powiedział.
W niedawnym wywiadzie dla "Dziennika Gazety Prawnej" premier stwierdził, że chciałby, aby Polska złożyła pierwszy wniosek o płatność z KPO w najbliższych kilku tygodniach; kwestie związane z wymiarem sprawiedliwości, od których UE uzależnia wypłaty, uznajemy za wystarczająco rozwiązane — zaznaczył.
Pod koniec lipca szefowa KE Ursula von der Leyen mówiła "DGP", że aby otrzymać środki z KPO, Polska musi wywiązać się ze zobowiązań podjętych w celu zreformowania systemu środków dyscyplinarnych w sądownictwie. Przyznała, że nowe prawo (ustawa likwidująca Izbę Dyscyplinarną Sądu Najwyższego i powołująca Izbę Odpowiedzialności Zawodowej, uchwalona z inicjatywy prezydenta) jest ważnym krokiem, jednak nowelizacja ustawy o SN nie gwarantuje sędziom możliwości kwestionowania statusu innego sędziego bez ryzyka, że zostaną pociągnięci do odpowiedzialności dyscyplinarnej". Von der Leyen podkreślała, że Polska musi również w pełni zastosować się do postanowienia TSUE, co jeszcze nie nastąpiło, a w szczególności "nie przywrócono do orzekania zawieszonych sędziów i nadal obowiązuje dzienna kara finansowa".
Polska ma otrzymać w ramach KPO 24 mld euro dotacji i 12 mld euro pożyczek z unijnego funduszu na odbudowę gospodarczą po pandemii.
Ziobro: Komisja Europejska ukradła nam 30 mln euro
"Właśnie Komisja Europejska ukradła nam 30 mln euro. Pod niemiecką presją, za namową niemieckiej partii w Polsce. Ordnung muß sein" - napisał na Twitterze Zbigniew Ziobro.
JM/PAP



























































