

Sylwia i Jakub Górajek – młode małżeństwo z Polski, które pod koniec 2012 roku przeprowadziło się do Kalifornii, żeby założyć i rozwijać tam własny biznes. W rozmowie z Bankier.pl opowiadają o tym, jak prowadzi się firmę w sąsiedztwie takich gigantów, jak Facebook, Google, Twitter czy Linked-in.
– Nawet biorąc pod uwagę, że podatki w Kalifornii są bardzo wysokie, relacja zarobków do kosztów nadal jest tutaj o wiele bardziej korzystna. Router do internetu, kamera, aparat czy komputer, jak to w naszej branży – tutaj zarabia się na to dużo szybciej niż w Polsce. Przy tym samym tempie pracy i zaangażowaniu tutaj łatwiej prowadzić biznes, wydatki szybciej się zwracają – mówią w rozmowie z Bankier.pl w cyklu #TamMieszkam.


Malwina Wrotniak-Chałada, Bankier.pl: Czym zajmowaliście się w Polsce przed wylotem do Stanów?
Zobacz także
Kuba Górajek: Ja jestem właścicielem firmy, która produkuje wideo dla korporacji oraz reklamy - to tak w skrócie.
Sylwia Górajek: I studia filmowego.
Nie dotyczy Was zatem scenariusz „porzucili pracę na etacie dla przenosin do Stanów”?
Kuba: Nie, nie. Ja porzuciłem pracę na etacie dla własnej firmy, ale to dawno temu.
W Stanach również prowadzicie własny biznes. Bardzo podobny jak w Polsce.
Kuba: Tutaj właściwie skopiowaliśmy nasz model biznesowy. Przenieśliśmy się, żeby móc się rozwijać.
Czy takie życie na dwa domy i dwa kontynenty na dłuższą metę jest Waszym zdaniem możliwe?
Sylwia: To bardzo dobre pytanie. Uważam, że to świetnie, jeśli jest taka możliwość, bo daje to na początku pobytu tutaj pewien spokój psychiczny. Ale rzeczywiście – na dłuższą metę jest to bardzo trudne i przede wszystkim kosztowne. Trzeba przecież utrzymywać wszystko i tam i tu, a zarabia się więcej raczej tam, gdzie jest się na miejscu. Ciężko dzielić te przychody na dwa kraje. Jest to więc i trudne, i kosztowne, i chyba mało kto decyduje się na to na całe życie. Na razie u nas jeszcze tak to trwa i będziemy próbowali jakoś to sobie układać.


Kuba: W Kalifornii jest to jeszcze bardziej skomplikowane z racji bardzo niekorzystnej różnicy czasu. To powoduje, że właściwie pracuje się 24 godziny na dobę.
A gdybyście chcieli uporządkować ten Wasz świat i osiąść po jednej lub po drugiej stronie, to w którą stronę Wam bliżej – Polska czy Stany?
Kuba: Oczywiście już w
stronę Stanów. Natomiast marka i firma, którą zbudowałem w Polsce pozostaje w świetnej symbiozie z nowymi przedsięwzięciami, które robimy w USA.
Jak przygotowywaliście się do tych przenosin i jak przygotowaliście na to biznes pozostający w Polsce?
Sylwia: W Polsce staraliśmy się mieć na miejscu kogoś, kto – działając w konsultacji z nami - wiedziałby dokładnie, co robić. Uprzedziliśmy i umówiliśmy się na to, że konieczne będzie łączenie się przez Skype, właściwie co drugi dzień.
Kuba: Pojawiło się też mnóstwo drobnych kwestii do załatwienia, takich jak chociażby zadbanie o telefon, na który będą przychodziły powiadomienia o przelewach z Polski.
Sylwia: Albo telefon w Polsce, dzięki któremu będzie można łatwo komunikować się z nami albo nawet zadzwonić czasami do Stanów, czyli przygotować sobie jakiś pakiet międzynarodowy. Później dużo rzeczy ustala się już w trakcie. Z tego, co pamiętam, to kiedy już byliśmy tutaj, Kuba, łączyłeś się z monitorami w Polsce przez Team Viewer. I właściwie cały czas zaglądasz do tych komputerów, które są tam.
Zdarza się, że czasami zbyt trudno załatwić coś na odległość i jesteście zmuszeni latać do Polski ze względów czysto biznesowych?
Kuba: Raczej nie. Tak to wszystko ustawiliśmy, że nie. Wiedzieliśmy, że zdobywanie wizy nie jest łatwe i latanie w obie strony nie wchodzi w grę na samym początku, kiedy jesteś na wizie turystyczno-biznesowej. Ona nie pozwala ci latać tak, jak chcesz. Musisz więc tak wszystko poustawiać, żeby nie latać.
Na pewno zdecydowaliście się podjąć ten wysiłek nie bez powodu. Co daje młodemu przedsiębiorcy Ameryka, czego nie daje mu Polska?
Sylwia: Hm, wydaje mi się, że nawet biorąc pod uwagę, że podatki w Kalifornii są bardzo wysokie, relacja zarobków do kosztów nadal jest tutaj o wiele bardziej korzystna. Router do internetu, kamera, aparat czy komputer, jak to w naszej branży – tutaj zarabia się na to dużo szybciej niż w Polsce. Przy tym samym tempie pracy i zaangażowaniu tutaj łatwiej prowadzić biznes, wydatki szybciej się zwracają.
Byliśmy tutaj najpierw przez 3 miesiące na takich niby-wakacjach, sprawdzaliśmy wtedy różne ceny i zorientowaliśmy się, że na to samo trzeba tutaj pracować znacznie mniej. Myślę, że przede wszystkim to nas zachęciło.
A samo prawo, formalności – osobiście doświadczyliście już, że bardziej sprzyjają młodemu przedsiębiorcy?
Kuba: Zacznijmy od tego, że tutaj nie istnieje odpowiednik ZUS-u w Polsce. Na początku prowadzenia firmy w zasadzie nie masz żadnych kosztów. Nawet jeśli jeszcze jesteś turystą i nie masz prawa pracy, to i tak możesz założyć firmę, która może zarabiać.
Jak szybko zakłada się firmę w Dolinie Krzemowej? Czytaj dalej »
I rozumiem, że własną firmę w Dolinie Krzemowej zakłada się szybko i sprawnie?
Kuba: Dokładnie rzecz biorąc - jednym telefonem.
Sylwia: Mieliśmy nawet taką śmieszną sytuację... Przyznam, że na początku ciężko było nam dogadywać się przez telefon.


Kuba: Każdy przechodzi to samo - na samym początku pobytu w Stanach nie jesteś w stanie zrozumieć, co Amerykanie mówią do ciebie przez telefon. Teraz oczywiście jest już zupełnie inaczej, ale na początku było ciężko. Na etapie zakładania firmy poprosiliśmy więc kolegę, żeby w naszym imieniu zadzwonił do urzędu. On był w innym miejscu niż my, my zadzwoniliśmy do niego przez Skype’a, on zadzwonił gdzie trzeba i w ten sposób założyliśmy pierwszą firmę.
Sylwia: Przypisany firmie numer identyfikacyjny dostajesz w zasadzie od ręki i jeszcze tego samego dnia możesz rejestrować przychody.
Dolina Krzemowa, w której mieszkacie, nie jest miejscem dla każdego biznesu. Jak przygotować się do prowadzenia działalności w tak specyficznym miejscu? Miejscu, o którym marzy wielu młodych przedsiębiorców.
Kuba: Myślę, że to jest przede wszystkim kwestia tego, jakiego typu biznes chcesz prowadzić. Wiadomo, że Dolina Krzemowa przede wszystkim kojarzy się z IT. Jest natomiast tak dobrze rozwiniętą „gospodarką”, że każdy biznes, jaki byś tu prowadziła, może być bardzo dobry. Nawet usługi fryzjerskie będą tutaj dobrze płatne. Tak samo dobrze ma się rynek nieruchomości – popyt jest tak duży, że agenci nieruchomości właściwie nie muszą nic reklamować.Oczywiście prowadzenie biznesu w takim miejscu kosztuje bardzo dużo czasu i pracy, ale nie więcej niż w Polsce, a znowu efekty widać o wiele, wiele szybciej. Największą barierą na początku jest język i zrozumienie różnic kulturowych. Natomiast nie spotkałem ani nie wymyśliłem biznesu, który byłby tutaj trudny do rozwinięcia.
Sylwia: Na pewno ciężko jest tutaj zacząć bez jakiegokolwiek kapitału, bo jest po prostu drogo. I nie kosztuje dużo jedzenie czy spodnie, tylko właśnie lokal i pracownik. I trzeba liczyć się z tym, że na to trzeba będzie wyłożyć duże pieniądze.
Zastanawiam się: czy gdyby Wam nie powiedziano, gdzie jesteście, to po samym sposobie rozwijania biznesów rozpoznalibyście, że to Silicon Valley?
Kuba: Mnie na razie rzucają się tu w oczy dwie charakterystyczne rzeczy, zwłaszcza jeśli chodzi o biznes IT i technologii mobilnych. Pierwsza - jest tu niewyobrażalny miks. Ludzi, kultur, wszystkiego, również ludzi, którzy są niewyobrażalnie bogaci z ludźmi, którzy są na średnim poziomie, i wszyscy razem chodzą na kawę w Starbucks’ie. Wszyscy jeżdżą też podobnymi samochodami.
Sylwia: Różnice klasowe widać co najwyżej w wielkości domu i ogrodu.
Kuba: …natomiast wolnej przestrzeni jest tutaj tak mało, że w sumie niewiele osób ma duży, okazały dom. No chyba że godzi się na to, żeby mieszkać 30 mil dalej. Ale wracając do stylu prowadzenia biznesu i w ogóle firm, specyficzni są tutaj pracownicy. Na przykład gwiazdami są informatycy. Rynek jest tak rozpuszczony i jest im tak dobrze, że bardzo trudno znaleźć fajnego pracownika z tej branży.


Sylwia: To prawda. Czują się jak pączki w maśle. Myślę, że oni zarabiają nawet więcej niż dyrektorzy sprzedaży czy marketingu. Jeśli chodzi o sam rynek pracy, to na pewno warto wspomnieć też o modnym rynku start-upów, które pojawiają się tu na potęgę. Mają tu określony cykl życia, po jakimś czasie funkcjonowania robi się tutaj objazd i intensywnie szuka inwestora – najczęściej w kilku rundach. Takim schematem szedł Facebook czy Google, i tutaj wielu próbuje swoich sił w ten sposób. Jest to dużo bardziej popularne niż w Polsce i dostaje się tu dużo większe pieniądze.
Jednym z elementów tutejszego świata biznesu jest moda na opinie i rekomendacje klientów o sprzedawanych towarach czy usługach - mamy przecież fenomen yelp.com.
Sylwia: W Stanach, jeżeli nie masz nikogo, kto cię zarekomenduje, to nie istniejesz.
Kuba: Jeśli chodzi o tę stronę - na pewno wiele zależy od rodzaju prowadzonego biznesu. Do nas klienci przychodzą raczej z powodu naszej dobrze wypozycjonowanej strony, a nie z racji pozytywnych rekomendacji na Yelp. Tak jest w relacji B2B, w usługach dla firm. Rekomendacje natomiast działają doskonale przy B2C, przy usługach fryzjerki czy kosmetyczki. Myślę, że przede wszystkim ważne jest, że tutaj można pisać, co się myśli. W Polsce to nie działa, bo ktoś może podać cię do sądu za to, że źle napiszesz o jego firmie. A tutaj kulturowo przyjęte jest, że jeśli miałaś złe doświadczenie – piszesz opinię.
Sylwia: Tutaj w ogóle panuje moda na pisanie tych rekomendacji. Do którejkolwiek restauracji nie pójdziesz, ludzie mają jakąś manię robienia zdjęć, wrzucania ich na Yelp i pisania opinii. Stało się to wręcz częścią całego posiłku.
Kuba: Sam byłem ostatnio na lunchu z przedstawicielką klienta naszej firmy, w trakcie którego robiła zdjęcia jedzeniu i wrzucała na Yelp.
Sylwia: Na razie to dla nas wielka zagadka, że chce im się to robić i uwielbiają to robić. Same rekomendacje mają też wielką moc podczas szukania mieszkania czy pracy. Nawet kiedy składasz wniosek o wynajem mieszkania, wypełnia się formularz z tysiącem rubryk, z czego jedna czwarta to miejsce na numery telefonów i adresy do rodziny i znajomych.
Czy to muszą być osoby ze Stanów?
Sylwia: Oni tak by chcieli. Ale jeśli mówisz, że nie masz nikogo tutaj, wzruszają ramionami i pozwalają wpisać kogoś z zagranicy. W takim przypadku jednak zawsze ktoś zwróci ci uwagę. Koniec końców jednak słyszeliśmy, że finalnie – mimo że muszą bardziej się postarać – dzwonią do Polski po opinię.
Koniec części pierwszej. Czytaj część drugą.
Materiał jest częścią projektu #TamMieszkam
