- Będziemy robili wszystko w komunikacji i w naszych działaniach realnych, aby złotówka była nieco silniejsza - powiedział szef polskiego rządu. Złoty pozostaje słaby, ale odrobił nieco strat.


Słowa premiera obniżyły nieco kurs EUR/PLN, który dziś wyznaczył nowe maksimum powyżej 4,72 zł. Więcej o porannej sytuacji na rynku walutowym pisaliśmy w artykule "Kurs euro powyżej 4,70 zł. Frank po rekordowe 4,51 zł".
Po wypowiedzi Morawieckiego kurs euro spadł do 4,697 zł. To nadal więcej niż na piątkowym zamknięciu. Mniej niż rano, ale wciąż drożeje też dolar (do 4,16 zł). Po południu wyhamowała także skala wzrostu kursów funta (do 5,594 zł) i franka szwajcarskiego (4,491 zł), które wcześniej kosztowały odpowiednio ponad 5,62 i 4,51 zł.
W piątek na temat kursu złotego wypowiedział się prezes Narodowego Banku Polskiego. Zdaniem ekonomistów wskazywały one, że bank centralny jest gotów do interwencji na rynku.
"Kurs złotego jest płynny i jeżeli za zmianami kursu, zwłaszcza jeśli nie są one zbyt silne, przemawiają czynniki rynkowe, to trudno spodziewać się naszej reakcji. Zmiany kursu są rzeczą naturalną. Zastrzegamy sobie jednak prawo do prowadzenia interwencji walutowych, ale nie prowadzimy ich bez wyraźnej potrzeby. Interwencji walutowych nie wykluczają też inne banki centralne, zwłaszcza w mniejszych, otwartych i rozwiniętych gospodarkach. Często też z tego prawa do interwencji korzystają, czasami o wiele mniej wstrzemięźliwie niż NBP. Powtórzę, że w bieżącym roku NBP nie prowadził interwencji, trudno utrzymywać, że działamy w kierunku osłabiania złotego lub też preferujemy słabego złotego" - napisał Glapiński.
Dzisiejsza wypowiedź premiera Morawieckiego koresponduje z jego słowami z początku października, kiedy wyraził nadzieję, że NBP należycie zareaguje na rosnącą inflację. Jeszcze tego samego dnia władze monetarne dokonały pierwszej od 9 lat podwyżki stóp procentowych. W listopadzie krok ten powtórzono (i to w większej skali), przez co w ciągu 2 miesięcy stopa referencyjna w Polsce wzrosła z 0,1 proc. do 1,25 proc. Na tle regionu to wciąż niewiele - wyższe stopy obowiązują w Czechach (2,75 proc.) czy na Węgrzech (2,1 proc).
MZ/PAP