16 tys. zł - tyle mają dostać szeregowi członkowie komisji ds. wpływów rosyjskich, czyli otrzymają ministerialną pensję. Dodatkowo przewodniczący ma otrzymać dietę w wysokości trzech płac minimalnych (10,8 tys. zł). Czy znajdą się jednak chętni, skoro opozycja już zaznacza, że pociągnie ich do odpowiedzialności przed Trybunał Stanu?


Zgodnie z podpisaną przez prezydenta Andrzeja Duda ustawą w komisji ma zasiadać dziewięciu członków powołanych i odwoływanych przez Sejm. Pięciu z nich ma wskazać obóz rządzący, a czterech - opozycja. Przewodniczący będzie wybrany przez członków. Ich zarobki znane już były w grudniu zeszłego roku, kiedy to rzecznik PiS Rafał Bochenek zapowiedział, że będą oni zarabiać tyle, ile ministrowie (a więc 16 tys. zł). Dodatkową dietę dostanie szef komisji - trzykrotność płacy minimalnej (10,9 tys. zł).
- Typowe dla PiS. Jeśli coś robią, to musi być kasa zarobiona - komentował w "Super Expressie" poseł PO Jerzy Borowczak. Z kolei takie uposażenia nie dziwią europosła Ryszarda Czarneckiego z PiS. W końcu jego zdaniem "czasu jest mało, a trzeba będzie w komisji pracować na pełen etat".
Na razie jednak wygląda, że w komisji zasiądą sami przedstawiciele PiS. Skąd ten pośpiech? Prace mają się rozpocząć tak, by raport powstał we wrześniu, miesiąc przed wyborami parlamentarnymi. Opozycja nie ma zamiaru legitymować jej prac, a więc i nie wystawi swoich kandydatów.
Kto "zapoluje" na Tuska i Pawlaka?
Onet pokusił się o karuzelę nazwisk potencjalnych członków. Jak zaznaczał Ryszard Czarnecki, "liczę na to, że będą to osoby z doświadczeniem politycznym, ale mogą to też być eksperci". Na roboczej liście znajdują się zarówno posłowie PiS, jak i Suwerennej Polski (dawna Solidarna Polska). Wśród nich wymieniani są:
- Jarosław Krajewski, PiS, wiceszef sejmowej komisji ds. służb specjalnych, zasiadał w sejmowej komisji śledczej ds. Amber Gold.
- Stanisław Żaryn, PiS, zastępca szefa MSWiA Mariusza Kamińskiego, w rządzie pełni funkcję pełnomocnika ds. bezpieczeństwa przestrzeni informacyjnej.
- Małgorzata Wasserman, PiS, kierowała już komisją śledczą ds. Amber Gold. Ona także jest wymieniana jako potencjalna przewodnicząca komisji ds. rosyjskich wpływów.
- Sławomir Cenckiewicz, PiS, dyrektor Wojskowego Biura Historycznego, był przewodniczącym komisji likwidacyjnej Wojskowych Służb Informacyjnych. On także jest wymieniany jako potencjalny przewodniczący komisji ds. rosyjskich wpływów.
- Piotr Sak, Suwerenna Polska, prawnik z wykształcenia.
Jak komisja to nie może zabraknąć dwóch słynnych nazwisk: Janusza Kowalskiego (choć on sam widzi się bardziej jako świadek niż członek komisji) i Antoni Macierewicz.
Zaznaczmy, że zgodnie z ustawą powołującą komisję, jej członkowie nie mogą zostać pociągnięci do odpowiedzialności za swoją działalność wchodzącą w zakres sprawowania funkcji w komisji, co w praktyce oznacza pełną bezkarność, co do podejmowanych decyzji. Jednak opozycja zapowiada, że w przypadku ważnych wyborów pociągnie do odpowiedzialności przed Trybunałem Stanu zarówno prezydenta Andrzeja Dudę, jak i członków komisji.
Niekonstytucyjna komisja ds. rosyjskich wpływów
Zarówno opozycja, jak i wszystkie środowiska prawnicze (oprócz około 40 adwokatów i radców prawnych związanych z obozem władzy), protestują przeciwko nowym przepisom. Komisja będzie bowiem miała uprawnienia prokuratora, jak i sądu, co jest pierwszym, ale nie jedynym, tak jawnym naruszeniem Konstytucji RP. Ustawa narusza m.in. prawo do sprawiedliwego procesu, domniemanie niewinności, a administracja państwowa w praktyce przejmuje rolę sądu, co narusza trójpodział władzy.
Senat odrzucił ustawę o badaniu wpływów rosyjskich, z powodu jej niekonstytucyjności. Prezydent, który powinien być strażnikiem konstytucji, tę ustawę podpisał. To skandaliczna i haniebna decyzja, to początek pełzającego zamachu stanu i podważenie podstaw demokratycznej Polski!
— Tomasz Grodzki (@profGrodzki) May 29, 2023
W wyniku prowadzonego przez nią śledztwa może pozbawić osobę prawa do pełnienia funkcji publicznych, które wiążą się z zarządzaniem środkami publicznymi, nawet na 10 lat. Co więcej, decyzje komisji będą ostateczne, a co za tym idzie - "skazanemu" nie przysługuje od nich odwołanie.
W teorii komisja ma analizować działania polskich władz od 2007 do 2022 roku, czyli od rządów Donalda Tuska, poprzez Ewę Kopacz i Beatę Szydło po Mateusza Morawieckiego ze szczególnym uwzględnieniem stosunku do Rosji, w tym uzależniania m.in. energetyki od wpływów Kremla. Ma wziąć na tapet m.in. działania urzędników, udostępnianie informacji osobom trzecim, zawieranie umów, itd. Do jej uprawnień będzie należało: wzywanie świadków i biegłych, pozbawić dostępu do informacji niejawnych czy uchylać decyzje administracyjne. Wezwany będzie musiał się stawić na przesłuchanie - inaczej grozi mu grzywna do 50 tys. zł. Bardzo wygodne narzędzie podczas tegorocznej kampanii wyborczej.