Zacznijmy od tego, co jest. Od granicy w Zgorzelcu do Krakowa pojedziemy gotową od dwóch lat (i od czerwca częściowo płatną) autostradą A4. Poznań i Łódź są połączone z Europą autostradą A2 prowadzącą do granicy z Niemcami. Jak dobrze pójdzie, to większość odcinków A2 z Łodzi do Warszawy będzie „przejezdna” w czerwcu i gotowa do końca roku. Pierwszy raz w historii obecna stolica Polki uzyska cywilizowane połączenie drogowe z resztą świata.
Brak zapowiedzianej autostrady A4 do granicy z Ukrainą zrobi różnicę co najwyżej garstce kibiców niemieckich, zmierzających na mecz do Lwowa. Na Ukrainie i tak nie ma porządnych dróg, więc mało kto z zachodu Europy wybierze się tam własnym autem. Dysponujemy jeszcze niełączącym się z niczym 150-kilometrowym odcinkiem autostrady A1 z Gdańska do Torunia. Gdańsk jako jedyna polska arena Mistrzostw Europy nie uzyska autostradowego połączenia z resztą kontynentu.
Komu potrzebne są autostrady?
Stadiony Euro2012 nie zostały połączone sprawną siecią komunikacji lądowej. Czas i warunki przejazdu będą bardzo złe, do czego polscy kierowcy przyzwyczajeni są od lat. Największą porażką nie jest jednak skandaliczne opóźnienie na prestiżowym odcinku A2, lecz zupełny brak trasy S5, która miała łączyć Wrocław z Poznaniem i Gdańskiem. W ten sposób aż trzy stadiony nie uzyskały ani normalnego połączenia drogowego, ani kolejowego (pociąg z Wrocławia do Gdańska jedzie ponad 7 godzin). Stolica Dolnego Śląska nie będzie miała też dobrej komunikacji z Warszawą, do której czas dojazdu wydłużył się, ponieważ GDDKiA rozgrzebała najszybszy odcinek trasy nr 8.
Tyle że podczas Euro mało kto będzie na to zwracał uwagę. W grupie A obok Polaków zagrają Rosjanie, którzy do Polski dotrą samolotami albo koleją. Czesi przyjadą na trzy mecze do Wrocławia wąską, krętą i dziurawą drogą nr 8, która ostatnią modernizację zawdzięcza inwazji wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację. To trasa o jakości afrykańskiej z europejskim natężeniem ruchu. Budowy w jej miejsce drogi ekspresowej nie przewidują nawet najodleglejsze plany. Nikt nie spodziewa się najazdu zmotoryzowanych Greków, których w kraju zatrzyma 20-procentowe bezrobocie i 2,3 tys. kilometrów dzielących Ateny i Warszawę.
W grupie B mamy grających w Gdańsku i Poznaniu Hiszpanów oraz Włochów. To także kraje pogrążone w recesji. Kłopoty gospodarcze w połączeniu z rekordowo drogimi paliwami zapewne zniechęcą do pokonania samochodem dwóch tysięcy kilometrów pomiędzy Rzymem a Gdańskiem. To samo dotyczy Hiszpanów. Nielicznie kibice z Południa prędzej wybiorą drogę powietrzną. Tak samo jak Irlandczycy, czyli kolejna reprezentacja z kraju przeżywającego załamanie gospodarcze. Pozostają tylko Chorwaci, którzy wjeżdżając do Polski przeżyją drogowy szok cywilizacyjny w postaci braku autostrady A1.
Dla kilkudziesięciu tysięcy zagranicznych kibiców, którzy przez dwa tygodnie będą się poruszać po Polsce, nie warto budować autostrad. Sieć drogową budujemy dla siebie i ma nam służyć przez dekady, a nie tygodnie. Nie ma więc większego znaczenia, czy dany odcinek A2, A4 czy A1 zostanie otwarty przed 8. czerwca czy też kilka miesięcy później. Szkoda tylko, że dróg tak potrzebnych na Euro2012 (S5 i S8) najprawdopodobniej nie zobaczymy nawet na Euro 2020, które może zostać rozegrane na azjatyckich boiskach Turcji.
Źródło: Wikipedia
Obecnie sieć autostrad w Turcji liczy przeszło dwa tysiące kilometrów. Za 8 lat jej długość ma się ma podwoić. I wtedy zobaczymy, kto stoi na wyższym poziomie rozwoju cywilizacyjnego.
Krzysztof Kolany
Bankier.pl

























































