Bank centralny Chile znów zaskoczył ekonomistów mocniejszą od oczekiwań podwyżką stóp procentowych. Cena pieniądza w tym andyjskim kraju osiągnęła już dwucyfrowy poziom i goni galopującą inflację CPI.


W środę Bank Centralny Chile zdecydował się podnieść stopę procentową polityki monetarnej o 100 punktów bazowych, do poziomu 10,75%. Decyzja nie zapadła jednogłośnie. Jeden z decydentów optował za podwyżką o 125 pb., a jedna z osób zasiadających w Radzie chciała podnieść „tylko” o 75 pb. Stupunktowa podwyżka zaskoczyła większość ekonomistów, którzy spodziewali się podwyżki o 75 pb.


To piąta podwyżka stóp procentowych w Chile od początku roku i dziewiąta w cyklu rozpoczętym w czerwcu ubiegłego roku. W efekcie koszt kredytu w banku centralnym osiągnął najwyższy poziom od 1998 roku. Przejście od stóp niemal zerowych (tj. 0,5%) do dwucyfrowych zajęło nieco ponad rok.
Tak drastyczne podwyżki ceny pieniądza mają na celu zatrzymanie galopującej inflacji, która w lipcu została oszacowana przez rządowych statystyków na 13,1% i osiągnęła najwyższy poziom od 1994 roku. Ekonomiści sądzą, że w sierpniu inflacja CPI zbliżyła się już do 14%. Jeszcze rok temu chilijska inflacja wynosiła 4,8%, przekraczając 3-procentowy cel banku centralnego.
- Zarząd (banku centralnego Chile –przyp. red.) będzie nadzwyczajnie wyczulony na ryzyko wzrostu inflacji nie tylko dlatego, że osiągnęła ona tak wysoki poziom, lecz dlatego, że oczekiwania inflacyjne na dwa lata do przodu utrzymują się powyżej 3% - czytamy we wrześniowym komunikacie chilijskich władz monetarnych.
Polsko-chilijskie analogie
Nieprzypadkowo na łamach Bankier.pl opisujemy kolejne posunięcia banku centralnego Chile. Chodzi o to, że ten andyjski kraj wykazuje pewne podobieństwa do Polski. Podobnie jak u nas w Chile w latach 80. XX wieku rządy sprawowała wojskowa junta (tyle że u nas wspierana przez ZSRR, a w Chile przez USA). To na wzór chilijski (aczkolwiek ze sporymi modyfikacjami in minus) wprowadzono u nas system OFE. Polska i Chile charakteryzują się też podobnym poziomem rozwoju gospodarczego pod względem PKB per capita. Oba kraje są znaczącymi producentami miedzi, a KGHM dokonał dużej inwestycji w złoża w Sierra Gorda.
Teraz Polskę i Chile podobnie jak wiele innych krajów rozwijających się trapi nienotowana od lat 90. inflacja cenowa. W obu krajach znaczna część tej inflacji wynika z czynników wewnętrznych. W Chile były to decyzje rządu o możliwości przedterminowego wycofania części oszczędności z funduszy emerytalnych. W Polsce inflację cenową w ostatnich latach i kwartałach nakręcała ekspansywna polityka fiskalna w postaci hojnych transferów socjalnych połączona z szybkim wzrostem płacy minimalnej i obniżeniem wieku emerytalnego, redukującym podaż pracy. W 2020 roku doszło do tego praktycznie wyzerowanie stóp procentowych banku centralnym.
Począwszy od II kwartału polska gospodarka najprawdopodobniej znalazła się w tzw. technicznej recesji definiowanej jako przynajmniej dwa kwartały z rzędu spadku PKB (kwartał do kwartału poprzedniego). Chile, póki co uniknęło tak rozumianej recesji, ponieważ po spadku PKB w pierwszych trzech miesiącach roku drugi kwartał przyniósł zerową dynamikę tego wskaźnika.
Zasadnicza różnica między Polską a Chile tkwi teraz w realizowanej przez bank centralny polityce monetarnej. Za Andami się nie cackają i od ponad roku szybko podnoszą stopy procentowe, goniąc za uciekającą inflacją CPI. Różnica między stopą w chilijskim banku centralnym a tempem wzrostu cen wynosi obecnie ok. 3 pkt. proc. Tymczasem prezes NBP Adam Glapiński mówił niedawno o wstrzymaniu lub nawet zakończeniu cyklu podwyżek stóp procentowych w okolicy 7% przy inflacji CPI w sierpniu przekraczającej 16%. Co więcej, bardzo wysoka, być może nawet dwucyfrowa inflacja CPI, ma się w Polsce utrzymać także w przyszłym roku.
Jeszcze dziś decyzję w sprawie stóp procentowych podejmie polska Rada Polityki Pieniężnej. Ekonomiści dość zgodnie spodziewają się podwyżki stopy referencyjnej o zaledwie 25 pb., do poziomu 6,75%. Taktyka małych podwyżek (lub wręcz ich braku) oznacza, że większość w Radzie zgadza się na utrzymanie bardzo wysokiej inflacji przez dłuższy okres czasu (tj. przynajmniej dwa lata) w nadziei, że dzięki temu uda się uniknąć „twardego lądowania” przegrzanej gospodarki i skokowego wzrostu bezrobocia. W Chile bank centralny koncentruje się na walce z inflacją i na serio stara się sprowadzić ją do celu tak szybko, jak to tylko możliwe. Czas pokaże, która strategia okaże się lepsza.