Ucieczka przed inflacją w podejrzane okazje inwestycyjne może się źle skończyć. Jak grzyby po deszczu wyrastają platformy, które za pomocą wizerunków Piotra Kraśki lub Roberta Lewandowskiego wyłudzają pieniądze.


Ostatnie dwa lata to hossa na rynkach finansowych dotycząca większości klas aktywów. W odpowiednim momencie można było zarobić m.in. na surowcach, metalach szlachetnych, kryptowalutach czy akcjach. Rynek byka i rozkwit wielu giełd przyciągnął zainteresowanie szerokiego grona nowych osób, które słysząc w gazetach, telewizji i mediach społecznościowych o pomnożonych oszczędnościach bez wychodzenia z domu, zapragnęły przynajmniej spróbować czy i im się poszczęści.
To właśnie przekonanie o własnym szczęściu pcha wiele osób do inwestowania na rynkach finansowych bez odpowiedniej, a czasem żadnej wiedzy. Takie sytuacje starają się wykorzystać oszuści na wszelakie sposoby łącznie ze stworzeniem fikcyjnych platform inwestycyjnych obiecujących szybkie, pewne i wysokie zyski swoim klientom. Nazywamy je „platformami” w odróżnieniu od legalnie działających „firm inwestycyjnych”.


O problemie informowała na początku grudnia Komisja Nadzoru Finansowego. Urząd udostępnił też podcast w ramach cyklu „Finanse pod nadzorem”, w którym pracownicy Departamentu Postępowań KNF opowiedzieli o najczęstszych sposobach oszustw i wybranych przykładach.
Regulamin to nie umowa
Powstały setki stron oferujących możliwość założenia konta i handlowania różnymi instrumentami finansowymi po wpłaceniu niewielkiego depozytu. Mechanizm działania jest prosty i żeruje na naiwności osób korzystających z Internetu. Banery reklamowe na przeglądanych stronach często pokazują znaną postać - celebrytę, która zachęca do skorzystania z możliwości zarobienia dużych pieniędzy, czego sama ma być "najlepszym przykładem".
W sieci pełno jest reklam bannerowych typu pop-up, a więc pływajcych po ekranie, na kórych Kuba Wojewódzki czy Szymon Hołownia rzekomo zarobili setki tysięcy złotych i teraz chcą ci pokazać jak, jeśli tylko wejdziesz na stronę. Oczywiście wizerunki tych osób: aktorów, polityków, dziennikarzy, a nawet najlepszego piłkarza świata, są wykorzystywane bez ich wiedzy.
Inną zachetą bywa możliwość zainwestowania w znane i duże firmy. Takie marki jak Amazon, Google, Tesla czy Apple nie tylko przyciagają klientów do swoich produktów i usług, ale są równiez magnesem przyciągającym świeżo upieczonych inwestorów pragnących w swoim portfelu posiadać prestiżowe akcje.
Kliknięcie w taką reklamę powoduje przekierowanie nas na stronę, na której prawdopodobnie padniemy ofiarą oszustwa. Typowe założenie konta kończy się zaakceptowaniem regulaminu, który ma pozorować umowę. Po tym kroku, kiedy podaliśmy już nasze dane kontaktowe, najczęściej dzwoni do nas „przedstawiciel” takiej platformy, który prosi o zweryfikowanie tożsamości za pomocą przesłania skanu dokumentu (dowód osobisty, prawo jazdy, karta debetowa, czasami rachunek za prąd czy media).
Po „oddaniu” naszych danych osobowych za chwilę oddamy także pieniądze, o których wpłatę poprosi rzekomy „przedstawiciel”. To depozyt, który mamy wpłacić, by dokonać pierwszych transakcji. Przeważnie są to kwoty ok. 1000 zł (często podawane w euro lub dolarach). Jeśli mamy do czynienia z oszustami, tych pieniędzy najpewniej już nie zobaczymy.
Ale to nie koniec naszej przygody z „osobistym doradcą”, bo po kilku dniach znowu zadzwoni by przekazać fałszywe informacje o udanej poprzedniej inwestycji i propozycję następnej, wymagającej kolejnej wpłaty. Spirala naszych strat może przybrać ogromne rozmiary.


Sprawdź co instalujesz i komu płacisz podatki
Inny sposób jest jeszcze bardziej perfidny. Zostajemy poproszeni o zainstalowanie na swoich urządzeniach aplikacji pozwalających przejąć kontrolę nad naszymi osobistymi finansami pod pretekstem zdalnej pomocy przy obsłudze konta, rachunku itp. Przedstawiciele KNF przytaczają przykład poszkodowanego, który w ten sposób pozwolił oszustom zlikwidować lokatę, dokonać przelewu środków na inne konto i zaciągnąć dwie pożyczki. Łączna suma strat wyniosła 100 tys. zł.
Kolejny moment, kiedy powinniśmy zachować czujność, to ten, gdy ktoś poprosi o uregulowanie podatku na rzecz Komisji Nadzoru Finansowego, podając konto do wpłaty. Podatki są w życiu pewne, ale te w Polsce, płacimy do urzędu skarbowego lub samorządu terytorialnego. KNF nie jest odpowiedzialny za zbieranie żadnych podatków, nawet tych od zysków kapitałowych.
Prawdziwa platforma i prawdziwe straty
Taka sytuacja wystąpi wtedy, kiedy faktycznie będziemy mogli dokonać transakcji na rynku finansowym za pomocą platformy, która rzeczywiście istnieje. Najprawdopodobniej stracimy jednak pieniądze, ponieważ tak mówią statysyki. Ponadto taka firma może działać w sieci bez kontroli krajowego lub europejskiego nadzorcy. Swoją rzekomą siedzibę ma wpisaną w prestiżowej lokalizacji, a prawdziwą - zazwyczaj w rajach podatkowych lub w bliżej nieokreślonym miejscu.
To, czy dany podmiot spełnia wymogi prawa krajowego/europejskiego, daje nam zestaw dodatkowych warunków, które być może uchronią nas od strat lub ograniczą ich rozmiar. W przypadku firmy inwestycyjnej działającej legalnie w UE będzie to proces weryfikacji naszej wiedzy, doświadczenia i stopnia awersji do ryzyka (na podstawie przepisów MIFID). Po przeprowadzonej ankiecie otrzymamy informację zwrotną, jakie instrumenty są dla nas odpowiednie i z jakich powinniśmy korzystać inwestując pieniądze.
Dalej, legalna firma nie będzie uzależniała nawiązania relacji od wpłacenia depozytu. Zobowiązana jest też do zawarcia umowy (określającej prawa i obowiązki stron), a nie akceptacji regulaminu. Nazwa firmy będzie wśród podmiotów nadzorowanych przez KNF dostępnej na jej stronie internetowej. Znajdują się tam także zagraniczne firmy inwestycyjne (odrębnie te, które posiadają w Polsce oddział oraz te bez oddziału) oraz agenci firm inwestycyjnych. Warto sprawdzić także, czy dana firma nie jest wpisana na listę ostrzeżeń KNF lub listę Międzynarodowej Organizacji Komisji Papierów Wartościowych (IOSCO), która publikuje ostrzeżenia podawane przez zagraniczne organy nadzoru. Lista jest dostępna pod tym LINKIEM.
Wreszcie, od kolosalnych strat na rynku Forex (rynek handlu instrumentami pochodnymi opartymi o kursy walut, akcji, kryptowalut, indeksów etc.), na którym często operują podejrzane platformy inwestycyjne, mają inwestorów uchronić europejskie „wymogi” dotyczące wielkości dźwigni finansowej przy kontraktach na różnice kursowe poszczególnych klas aktywów (CFD). Dźwignia pozwala inwestować kwoty większe niż posiadamy na rachunku. Dzięki temu w przypadku powodzenia, zwielokrotniamy nasz zysk, ale przy stracie tracimy depozyt (kwotę na rachunku) i pomnażamy stratę, której beneficjentem jest właśnie platforma inwestycyjna.


Zgodnie z „Interwencją produktową KNF”, procentowa wartość początkowego depozytu zabezpieczającego wymagana dla klientów niedoświadczonych wynosi 3,33 proc. wartość nominalnej kontraktu CFD na popularne pary walutowe (para składająca się z dolara US, euro, jena, funta, dolara CAD lub franka szwajcarskiego); 5 proc. gdy instrumentem bazowym są najważniejsze indeksy giełd Europy, Azji czy USA; 20 proc. gdy kontrakt oparty jest o akcje; 50 proc. gdy handel dotyczy zmiany cen kryptowalut. Im mniejszy procent depozytu, tym większa dźwignia.
Rekomendacje w social mediach
Jeszcze innym problemem, na który zwraca uwagę KNF, jest doradztwo czy rekomendowanie inwestycyjne. Według prawa unijnego, o którym przypomina Europejski Urząd Nadzoru Giełd i Papierów Wartościowych (ESMA), rekomendacje to wszelkie opinie na temat obecnej lub przyszłej ceny instrumentu finansowego rozpowszechniane przez raporty analityków, artykuły, media tradycyjne, a nawet media społecznościowe.
Główną osią zarysowanej sytuacji jest przejrzystość takiej opinii/rekomendacji. By nie wprowadzać w błąd potencjalnych inwestorów, musi ona być wiarygodnie obiektywna i przedstawić interesy osób ją sporządzających. Ponadto jeżeli dana osoba często udziela rekomendacji, mając na celu dotarcie do szerokiego grona odbiorców i przedstawia siebie jako osobę posiadającą fachową wiedzę w zakresie finansów, może zostać uznana za eksperta.
W przypadku gdy przepisy dotyczące rekomendacji inwestycyjnych (rozp. UE w sprawie nadużyć rynku) nie są przestrzegane, mogą zostać nałożone grzywny lub podjęte dalsze działania nadzorcze, które mogą obejmować przekazanie sprawy do prokuratury – czytamy w oświadczeniu ESMA.
Katalog kar za naruszenia w tym obszarze jest dosyć szeroki. Obejmuje między innymi: nakaz zaprzestania danego postępowania, wyrównania korzyści/strat, publiczne ostrzeżenie lub administracyjne sankcje pieniężne, które w przypadku osób fizycznych mogą wynieść nawet 500 tys. euro.
Zasada ograniczonego zaufanie
Jeśli koniecznie, bez wiedzy i doświadczenia, chcemy oddać część naszego kapitału "w ręce ślepego losu", zróbmy to z legalnie działającymi firmami inwestycyjnymi będącymi pod kontrolą organów nadzorczych. Tylko wobec takich firm KNF i inne urzędu mają możliwość podjęcia jakichkolwiek czynności w obronie interesów inwestorów.
Po drugie, nigdy nie wierzmy w możliwość osiągnięcia wysokich zysków bez wysokiego ryzyka. Przy zastosowaniu dźwigni finansowej możemy stracić wielokrotnie więcej niż początkowo wpłaciliśmy.
Po trzecie, zachowajmy ograniczone zaufanie do wszelkiego rodzaju „ekspertów”, „doradców”, „tym, którym się udało” - występujących w mediach społecznościowych z jedynymi i tajemnymi sposobami zarabianiu na rynku finansowym. Jedynym sposobem jest podejmowanie decyzji w odpowiednim stosunku potencjalnego zysku do ryzyka na podstawie doświadczenia i wiedzy, która w większości przypadków jest szeroko dostępna.
Po czwarte, gdy już padniemy ofiarą tego typu oszustwa, musimy powiadomić organy ścigania (policja i prokuratura) oraz postarać się o najdokładniejsze zebranie dowodów. Będą to nagrane rozmowy telefoniczne, zapisane e-maile, historia rachunku bankowego itp.
Po piąte pamiętajmy, że według statystyk zdecydowana większość klientów detalicznych traci na rynku Forex. Od wielu lat ponad 75 proc. klientów wszystkich firm nadzorowanych przez KNF poniosła stratę, a jej średnia wysokość w ubiegłym roku przekroczyła 11 tys zł.
Michał Kubicki