Podczas spotkania z wyborcami w Rokietnicy pod Poznaniem Donald Tusk został zapytany o stanowisko wobec zakazu handlu w niedzielę. "Czy padły jakieś Lidle czy wielkie galerie handlowe? Nie słyszałem" – odparł.


– Jestem zwolennikiem, by ludzie sami zdecydowali, jak spędzają ten dzień – mówił były premier. – Władza nie jest od tego, żeby narzucać nam jakieś rygory.
I dodał, że zakaz handlu okazał się zabójczy dla małych sklepów. Wskazał, że za rządów PiS w wyniku działania zakazu handlu padło 30 tys. małych sklepów, a przybyło 2 tys. supermarketów. "Czy padły jakieś Lidle albo wielkie galerie handlowe? Nie słyszałem" – skwitował.
- Bardzo ważne dla mnie jest to, żebyśmy uwierzyli w to, że władza nie jest od tego, żeby narzucać nam jakieś rygory, których sensu właściwie nie rozumiemy. Poza tym, że utrudniają nam życie, albo prowadzą do tragedii - powiedział.
Szef Platformy przypomniał też, że obecny rząd obiecywał bronić polskiego handlu. Ale – jego zdaniem – rządzący ponieśli tu porażkę. Zasugerował też, że PO będzie walczyć o powrót handlowych niedziel. Kobiecie, która zadała to pytanie, odpowiedział: Może pani tu na mnie liczyć.
Prztyczek w nos Orlenu
Donald Tusk odniósł się również do otwartych w niedzielę stacji paliw Orlen, na których poza benzyną można zrobić zakupy spożywcze i nie tylko. Wskazał, że nie rozumie sytuacji, w której sklepy "jednej z dużych sieci" pozostają w niedziele otwarte. – O tę sieć podobno modli się o. Rydzyk – dodał Tusk.
Na uwagę, że jednym z argumentów za zakazem było to, by ludzie w niedzielę mogli spokojnie iść do kościoła, odparł: To jest absurd. Jestem wierzący, idę na mszę, a jak muszę coś kupić, to pójdę coś kupić. W czym jest problem?
Zakaz handlu w niedziele obowiązuje od 2017 roku i był wprowadzany stopniowo. Od początku rząd zmaga się z kreatywnymi pomysłami sieci handlowych, które, by móc otworzyć placówki w niedziele, szukały furtki w przepisach. Jedne stawały się czytelniami, inne placówkami medycznymi, kwiaciarniami i bibliotekami.
Przeczytaj także