Premier Wielkiej Brytanii Keir Starmer spotka się w czwartek w Waszyngtonie z prezydentem USA Donaldem Trumpem. Będzie go przekonywał do utrzymania zaangażowania na rzecz Ukrainy i zapewnienia jej miejsca przy stole negocjacyjnym. Według mediów może to zaważyć na bezpieczeństwie całej Europy.


Brytyjscy komentatorzy podkreślają wagę wizyty Starmera w Waszyngtonie, pierwszej od powrotu Trumpa do Białego Domu. Dziennik „Guardian” określa ją jako najtrudniejszy sprawdzian zdolności negocjacyjnych i dyplomatycznych premiera od czasu objęcia przez niego urzędu w lipcu 2024 roku.
Starmer będzie rozmawiał z „kapryśnym prezydentem” o umowie dotyczącej zakończenia wojny Rosji przeciwko Ukrainie, a kształt potencjalnego porozumienia zaważy nie tylko na bezpieczeństwie Ukrainy, ale też całej Europy – oceniła stacja Sky News.
Przed premierem stoi zadanie przekonania administracji USA, by zaoferowała Ukrainie gwarancje bezpieczeństwa, oraz aby „powstrzymywała agresywną Rosję, zamiast ją ośmielać” – zaznaczyła stacja.
Choć kwestia Ukrainy prawdopodobnie zdominuje rozmowy, oczekuje się, że przywódcy poruszą również inne kwestie, w tym przyszłości Strefy Gazy i umowy w sprawie wysp Czagos. Na szali są też relacje handlowe pomiędzy Wielką Brytanią a USA w kontekście gróźb Trumpa dotyczących ceł.
AFP oceniła, że choć Starmer chciałby być "pomostem" pomiędzy USA a Europą, to nieprzewidywalność Trumpa i różnica charakterów obu przywódców sprawi, że ich spotkanie w Gabinecie Owalnym będzie nerwowe.
Sam Starmer oświadczył w ubiegłym tygodniu, że Ukraina musi być „w sercu wszelkich negocjacji w celu zakończenia wojny”, a udzielenie jej gwarancji bezpieczeństwa leży w interesie Stanów Zjednoczonych. Trump określał natomiast prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego mianem „dyktatora”, oskarżał go o wywołanie wojny i oceniał, że jego obecność na rozmowach pokojowych „nie jest zbyt ważna”.
Rozmawiając telefonicznie z Władimirem Putinem oraz wykluczając Ukrainę i Europę z negocjacji w Arabii Saudyjskiej, Trump odgrywa rolę mocarza dzielącego świat na strefy wpływów – oceniła Sky News. Według niej jednym z zadań Starmera będzie przekonanie prezydenta, że nawet używając tej logiki Putin nie powinien być traktowany na równi, a ustępstwa wobec niego nie zapewnią trwałego pokoju.
Źródła zbliżone do premiera przekazały „Guardianowi”, że Starmer będzie próbował łagodzić napięcia i nie będzie otwarcie odnosił się do ataków Trumpa na Zełenskiego. „Nie chcemy złościć Trumpa, bo przyniosłoby to efekty odwrotne do zamierzonych dla naszych interesów i dla bezpieczeństwa Ukrainy i Europy. O wiele bardziej interesuje nas to, co (Trump) rzeczywiście robi, niż to co mówi. Jak dotąd sądzimy, że jest różnica” – powiedział jeden z doradców premiera.
Wśród argumentów, jakimi szef brytyjskiego rządu może się posłużyć, jest złożona we wtorek obietnica podniesienia wydatków obronnych z obecnych 2,3 proc. do 2,5 proc. PKB w 2027 roku, z perspektywą dalszego wzrostu do 3 proc. po roku 2029. Wcześniej Starmer zaoferował również udział brytyjskich żołnierzy w ewentualnych siłach pokojowych gwarantujących bezpieczeństwo Ukrainy po zawarciu rozejmu.
„W dawnych czasach zagraniczni dygnitarze odwiedzający cesarzy zwykli przywozić ze sobą dary i składać hołdy. Starmer pojedzie do Waszyngtonu z obietnicą podniesienia wydatków obronnych. Kluczowe pytanie brzmi teraz: czy to wystarczy, by usatysfakcjonować prezydenta?” – ocenił korespondent BBC James Landale.
Według „Guardiana” otoczenie premiera zdaje sobie sprawę, że zadanie nie będzie łatwe. Starmer wielokrotnie mówił, że dyplomacja wyrasta z relacji osobistych, ale Trump uznawany jest za nieprzewidywalnego. „Czy Trump po spotkaniu będzie dalej mówił, że Keir jest +miłym facetem+? Tego nie wiemy, ale mamy nadzieję, że go uszanuje” – powiedział jeden z doradców.
Brytyjscy urzędnicy sądzą, że kluczowe jest zapewnienie, by po rozmowach Trump czuł się jak zwycięzca. „Czy to w sprawie Ukrainy, czy Chin, będziemy go musieli przekonać, że Ameryka coś na tym zyskuje” – oceniło jedno ze źródeł.
„Największe ryzyko jest takie, że Trump będzie w dalszym ciągu obrażał Ukrainę i Europę, a być może nawet Wielką Brytanię, zawstydzając Starmera i szkodząc wiarygodności Wielkiej Brytanii” - ocenił były brytyjski ambasador w USA Kim Darroch.
„Na miejscu Starmera powiedziałbym Trumpowi, że to jest jego szansa, by zapisać się w historii (...) Ale to musi być sprawiedliwa umowa. Jeśli to będzie zła umowa, nie dostanie tych pochwał, lecz spadnie na niego krytyka i tak będzie przedstawiany w książkach do historii” - dodał Darroch. (PAP)
Szef MSZ Włoch: Misja pokojowa tylko z mandatem ONZ, nie Zachodu
Szef MSZ Włoch, wicepremier Antonio Tajani ocenił, że wysyłanie europejskich żołnierzy w ramach sił pokojowych na Ukrainę nie byłoby najlepszym rozwiązaniem. Polityk oznajmił w środę w wywiadzie telewizyjnym, że włoskie siły mogłyby tam stacjonować tylko na mocy mandatu ONZ.
„Pozostaję sceptyczny”, jeśli chodzi o możliwość wysłania włoskich żołnierzy na Ukrainę - przyznał Tajani w wywiadzie dla stacji telewizyjnej Canale 5.
„Nie jest najlepszym rozwiązaniem wysyłanie (tam) europejskich żołnierzy” - dodał włoski wicepremier i szef dyplomacji. Jego zdaniem strefa neutralna między Rosją i Ukrainą nie może być zarządzana przez kraje, które nie są neutralne.
„Jeśli miałaby zostać stworzona strefa neutralna, to włoscy żołnierze musieliby mieć mandat ONZ, a nie NATO, Unii Europejskiej czy, generalnie, Zachodu” - powiedział Tajani.
W opinii wicepremiera potencjalnym rozwiązaniem byłyby działania ONZ na mocy decyzji Rady Bezpieczeństwa, a zatem usankcjonowane również przez Chiny i Rosję. Tajani dodał, że w takiej strefie buforowej mogliby być obecni żołnierze z Włoch - na podobnych zasadach, jak kontyngent z tego kraju stacjonujący w Libanie.
Potrzebna jest „misja ONZ, a nie misja Zachodu, który opowiada się przeciwko Rosji” - uważa szef włoskiej dyplomacji.
W wywiadzie telewizyjnym Tajani powtórzył, że „Unia Europejska musi zasiąść do stołu razem z Rosją, Stanami Zjednoczonymi i Ukrainą, ponieważ UE nałożyła sankcje na Moskwę”.
„Temat sankcji będzie jednym z większych problemów poruszanych podczas przyszłych rokowań. A my, Europejczycy, jesteśmy w tej sprawie stroną, dlatego bez Europy nie można zdecydować o tym, czy utrzymać sankcje, znieść je i w ogóle o nich dyskutować” - mówił wicepremier. Jak zaznaczył, „uznał to także amerykański sekretarz stanu Marco Rubio”.
Szef MSZ wyraził opinię, że Włochy muszą podnieść wydatki na zbrojenia do co najmniej 2 proc. PKB. Obecnie jest to około 1,5 proc.
Jego zdaniem USA nie podejmą decyzji o tym, że nie będą bronić Europy. Tajani przypomniał, że również administracja Joe Bidena chciała, aby „Europa robiła więcej” na rzecz obronności.
„I to jest słuszne” - podkreślił włoski polityk.
Zapytany o to, czy boi się tego, iż Rosja zechce - na przykład - „napaść na Polskę”, szef włoskiej dyplomacji odparł: „Europa musi zagwarantować sobie bezpieczeństwo. Chciałbym, aby w sytuacji, kiedy zostanie osiągnięty sprawiedliwy pokój na Ukrainie, Rosja zrozumiała, że nie może posunąć się dalej”.
„Ukraina, jeśli będzie w Unii Europejskiej, będzie chroniona” - dodał.
„My musimy zrobić więcej, ale Amerykanie nie mogą myśleć o tym, że nie będą kierować (już) swojej uwagi na tę część świata” - ocenił Tajani. (PAP)
wia/ ap/
























































