Ogłoszenie wyników brytyjskiego referendum sprawiło, że WIG zaliczył jeden z trzech najgorszych startów sesji w całym XXI wieku. Na Bankier.pl sprawdzamy, jak historycznie indeks szerokiego rynku zachowywał się w dniach następujących po tego rodzaju krachu.


WIG na otwarciu pikujący o 8% - takiej sytuacji na polskiej giełdzie nie było od blisko pięciu lat. W całym XXI wieku były ledwie trzy takie sesje (łącznie z dzisiejszą). Ani razu jednak WIG nie "dotrzymał" takich spadków do końca sesji. Przekraczające 7% spadki na zamknięciu indeks w XXI wieku zanotował tylko raz, z kolei przekraczające 5% razy trzynaście (0,84 sesji na rok). Żeby znaleźć spadek przekraczający 8% cofnąć się trzeba aż do bańki internetowej.
Historycznie wynik ten jest nieco słabszy, jednak należy pamiętać, że określenie "szalone lata 90." wyjątkowo dobrze pasuje do polskiej giełdy. Rollercoaster, jaki panował wówczas na rynku (szczególnie w latach 1993-94) można porównać, zachowując wszelkie proporcje, do tego, co w ubiegłym roku działo się w Chinach. Dlatego też w zestawieniu najsłabszych sesji na GPW pod uwagę wzięliśmy tylko sesje, które miały miejsce już po 1999 roku. Oto pięć najgorszych sesji WIG-u w ciągu ostatnich 17 lat.
5. 16 sierpnia 2007 - spadek o 6,11%
Lato 2007 roku to moment, w którym powoli zaczyna pękać bańka kredytów hipotecznych w USA. WIG, który od pięciu lat przeżywa największą hossę w swojej historii, w lipcu pod wpływem danych zza oceanu wpada w blisko 20% korektę. Jej zwieńczeniem jest dzień 16 sierpnia, kiedy szeroki indeks polskiego rynku osunął się o 6,11%. Jeszcze mocniej zanurkowały małe i średnie spółki, których indeksy - mWIG i sWIG - straciły po 7,3%. Iskrą zapalną do tak gwałtownej reakcji na giełdach były m.in.obawy o rozprzestrzenianie się kryzysu oraz raport Merril Lynch, w którym zasugerowano sprzedaż akcji firmy Countrywide Financial, największego amerykańskiego pożyczkodawcy pod hipotekę.


Paradoksalnie jednak "czarny czwartek" - bo takim mianem można określić dzień 16 sierpnia 2007 roku - nie był początkiem większego krachu, wręcz przeciwnie. W krótkim terminie akcje zaraz po nim zaczęły drożeć i w miesiąc odrobiły większość strat poniesionych podczas letniej korekty. Co się jednak odwlecze, to nie uciecze. W ostatnim kwartale 2007 roku rynek ponownie zdominowały niedźwiedzie, a WIG nigdy później nie wspiął się na poziomy osiągnięte w lecie 2007 roku.
Czytaj dalej: Krach, krach i po krachu >>
4. 22 października 2008 - spadek o 6,24%
Niedźwiedzie na tyle zadomowiły się na GPW, że rozpoczęta pod koniec 2007 roku bessa trwała jeszcze w październiku 2008 roku. Kryzys zbierał swoje żniwo, ledwie pięć tygodni wcześniej upadł bank Lehman Brothers. Zniechęcenie bessą i obawy o wyniki spółek podlane silnym umocnieniem się dolara (do złotego aż o 18 gr - blisko 7%!) i idącą za tym desperacką decyzją Węgrów (podwyższenie stóp procentowych aż o 3 punkty) sprawiły, że 22 października na rynku znów polała się krew.


22 października 2008 roku przeceny najmocniej dotknęły indeks blue chipów, Polnord zanurkował o 13,7%, a Getin o 11,6%. Ponad 10% straciły także papiery KGHM-u, których wycena spadła do poziomu 22,2 zł! Równie tanio można było wówczas nabyć Orlen (24,6 zł). WIG20 całościowo podczas tej sesji stracił aż 7,6%, a od szczytu z 29 października 2007 roku, dzieliło go aż 57%.
W kolejnych dniach nie nastąpiło jednak odreagowanie. Dwie kolejne giełdowe sesje upłynęły pod znakiem przekraczających 3% spadków. Na odbicie inwestorzy musieli poczekać aż tydzień. Wówczas rynek podskoczył o 6%. Spadki chwilowo zostały powstrzymane.
3. 17 lutego 2009 - spadek o 6,67%
Październik nie był jednak najlepszym momentem na kupno akcji. Mimo iż zniechęcenie do rynku osiągnęło taki poziom, że analitycy otwarcie mówili: "Jest tak źle, że WIG20 może spaść w zasadzie do każdego poziomu" (co należy uznać za silny sygnał kupna), na początku 2009 roku znów na rynkach dominowała czerwień. Spadki napędzane były jednak tym razem nie przez kryzys w dalekiej Ameryce, a przez problemy z płynnością kilku europejskich krajów. Na Islandii upadały banki, a na rynkach coraz głośniej zaczęto przestrzegać przed możliwymi problemami Czech, Węgier, Ukrainy i Polski.


Najczarniejszym dla GPW dniem tego okresu był 17 lutego. To wtedy niemiecki minister finansów stwierdził, że klika krajów może mieć problemy z płynnością, m.in. Irlandia. W Polsce z kolei władze zgłosiły gotowość do walki z kryzysem walutowym. Donald Tusk przekonywał, że przy poziomie 5 zł za euro rząd najprawdopodobniej zacznie wymieniać na rynku walutowym unijne fundusze. Giełdy kontynuowały spadki, 17 lutego były one jednak dwukrotnie wyższe niż 16 - WIG stracił 6,7%, WIG20 aż 7,5%. Spadkom przewodziły nurkujące o ponad 10% banki.
Z szerszej perspektywy sesja ta była jednak ostatnim aktem giełdowego kryzysu lat 2007-09. Dzień później WIG wprawdzie spadł jeszcze o kilka punktów, mimo to sesja 18 lutego 2009 roku zakończyła się ponad kreską. Na wyznaczony wówczas na wykresie intradayowym poziom 20370 punktów szeroki rynek nie spadł już nigdy później. Formalnie więc bessa zakończyła się właśnie wtedy. Obecnie WIG notowany jest o 150% powyżej tamtego poziomu.
Czytaj dalej: Świat zaufał komputerom >>
2. 10 października 2008 - spadek o 7,96%
W trakcie bessy lat 2007-09 miała miejsce jednak jeszcze jedna pamiętna czarna sesja. 10 października, kryzys na rynkach w pełni, niecały miesiąc temu upadł bank Lehman Brothers, a przed siedmioma dniami prezydent Bush podpisał wart 700 mld USD program wsparcia instytucji finansowych (TARP).
Na rynku również coraz głośniej było o możliwym przelaniu się kryzysu na cały świat (na rynku bankowym interweniowali już m.in. członkowie Beneluksu, który "zabezpieczyli" Fortis) i to tutaj należy upatrywać głównej przyczyny załamania z 10 października. WIG20 stracił wówczas 8%, choć około godziny 15 znajdował się nawet 13% poniżej kreski! W rozrachunku tygodniowym WIG20 stracił 15,3%, a WIG 15,7%.


- W tej chwili mamy ewidentne oznaki paniki, która trwa już od kilku dni, a dziś przyjęła bardzo wzmożoną formę. Bardzo często takie sesje są w okolicach przełomów i to zarówno na spadkach, jak i na wzrostach. Trudno powiedzieć, że to jest akurat dzisiaj, ale na pewno przesilenie jest blisko, a jest duże prawdopodobieństwo, że jest to dzisiejsza sesja - powiedział PAP po sesji Piotr Dudziński, dyrektor departamentu sprzedaży instytucjonalnej w DI BRE.
Na łapanie spadających noży było jednak jeszcze za wcześnie. Niecałe dwa tygodnie później nadeszła omawiana już sesja 22 października 2008 roku, a bessa definitywnie zakończyła się dopiero w lutym. W okolice poziomów z 10 października 2008 roku indeks zawitał dopiero w czerwcu 2009 roku.
1. 17 kwietnia 2000 - spadek o 8,12%
Największy jednodniowy krach badanego okresu to jednak melodia innego kryzysu. Aby go odnaleźć, należy cofnąć się aż do roku 2000, kiedy to z hukiem pękała bańka internetowa. Wprawdzie wówczas na polskiej giełdzie było niewiele spółek, które można było uznać za klasyczne dot-comy, jednak system naczyń powiązanych sprawił, że pikujący Nasdaq pociągnął za sobą niemal wszystkie światowe indeksy.


Mimo iż 17 kwietnia 2000 roku WIG zaliczył swoją najgorszą sesję, to sama bessa tamtych lat była nieco łagodniejsza od tej z lat 2007-09. Trwała ona od marca 2000 roku do września 2001 roku. Pamiętna 8% przecena z kwietnia 2000 nie była więc ostatnim aktem paniki, a wręcz jednym z pierwszych. Tylko przez kolejne pół roku szeroki indeks GPW stracił 30%, w skali półtora roku spadek ten przekroczył 50%.
Czytaj dalej: Czy warto kupić akcje na spadkach? >>
Jak WIG reagował na "czarny dzień"
Można jednak zaryzykować tezę, że po ostrych spadkach WIG zazwyczaj szybko odzyskuje wigor. Wprawdzie ostatni przykład wydaje się temu przeczyć, jednak analiza dziesięciu najgorszych sesji WIG-u podczas ostatniego siedemnastolecia wskazuje, że najczęściej po "czarnym dniu" następowało mocne odreagowanie. Gdy po mocnych spadkach mijało 50 sesji, aż ośmiokrotnie WIG znajdował się powyżej zamknięcia z "czarnego dnia" (ledwie dwa razy było inaczej - po 28.02.2000 i po 10.10.2008). Podobnie statystyka ta wygląda po 10 sesjach.


Jednak pozytywna zależność występuje przede wszystkim w krótkim terminie. Rozszerzanie horyzontu sprawia, że stosunek wzrostów do spadków maleje. Po stu sesjach od "czarnego dnia" ledwie w dwóch przypadkach indeks znajdował się na plusie. Proporcje ulegają więc odwróceniu.
Historia puszcza oko do kupujących
Wtórne dno najczęściej następuje jednak nieco wcześniej. Spoglądając na medianę stóp zwrotu osoby, która postawiłaby na wzrost WIG-u po każdym z dziewięciu najgorszych dni w jego historii, to po początkowym wzroście (lokalne maksimum po 13 sesjach na poziomie +5,5%), następuje mocny spadek do poziomu 0,4% po 26 sesjach.


Najwyższą wartość mediana osiąga jednak dokładnie po 48 sesjach (+5,62%), by później spadać aż do -6,7% po setnej sesji. Z historycznego punktu widzenia osoby, które zagrały na wzrost WIG-u po spadkach z 24 czerwca, powinny zamknąć więc swoją pozycję około 13 lipca lub przetrzymać ją do końca sierpnia. We wrześniu stopa zwrotu powinna zacząć spadać, by w drugiej dekadzie miesiąca zepchnąć inwestycję pod kreskę.
To jednak tylko historia. Jest ona wprawdzie pomocna w próbie zrozumienia niektórych mechanizmów, lecz gdyby przyszłe notowania zależały jedynie od historycznych prawidłowości, to codzienne ruchy indeksów można byłoby przewidzieć z dokładnością co do dziesiątej części procenta. Warto jednak mieć świadomość tego, że kupno akcji po "czarnym dniu" na giełdzie może być całkiem ciekawą inwestycją. W końcu stare giełdowe przysłowie mówi, aby kupować wtedy, kiedy leje się krew.