Niedziela, 29 maja, jest dziewięćdziesiątym piątym dniem inwazji Rosji na Ukrainę.


» Relację z soboty, 28 maja, zapisaliśmy tutaj.
Sztab: wojska rosyjskie atakują na kierunku Siewierodoniecka i Bachmutu
Wojska rosyjskie prowadzą aktywne działania bojowe na kierunkach Siewierodoniecka, Bachmutu i Kurachowego, chcąc okrążyć siły ukraińskie w rejonach Siewierodoniecka i Lisiczańska - podał Sztab Generalny Sił Zbrojnych Ukrainy w komunikacie w niedzielę wieczorem.
"Wróg aktywnie stosuje lotnictwo, siły i środki wojsk rakietowych i artylerii oraz walkę radioelektroniczną. W poszczególnych rejonach, w celu kolejnych prób sforsowania rzeki Doniec, uzupełnia zapasy amunicji i paliwa" - głosi komunikat, opublikowany na Facebooku.
Sztab poinformował, że na kierunku Siewierodoniecka wojska rosyjskie wspierające ofensywę lądową ostrzeliwują siły ukraińskie z użyciem artylerii rakietowej i lufowej. "Wróg próbuje wzmocnić się na północno-wschodnich przedmieściach Siewierodoniecka i prowadził szturm w kierunku centrum miasta" - poinformował sztab.
"Na kierunku Bachmutu wróg przygotowywał się do działań szturmowych. Prowadził ostrzały z użyciem moździerzy, artylerii lufowej i systemów rakietowych w rejonach miejscowości: Komyszuwacha, Dołomitne i Nju-Jork. Atakował samolotami lotnictwa operacyjego i taktycznego w rejonach miejscowości Berestowe i Pokrowske. Przeprowadził cztery uderzenia rakietowe na miejscowości: Werchniekamjanske, Wrubiwka i Sołedar" - przekazał sztab.
Ostrzały z moździerzy i systemów rakietowych Rosjanie prowadzili także w kierunku Krzywego Rogu - miasta w obwodzie dniepropietrowskim, poza obszarami Donbasu, gdzie toczą się główne walki. Wojska rosyjskie ostrzelały tam rejony miejscowości: Trudolubiwka, Mała Szesternja, Dobrianka, Kniaziwka, Tokarewe, Szyroke, Perwomajske, Nowomykołajiwka, Kotlarewo, Nowohryhoriwka, Tawrijske i Posad-Pokrowske. (https://www.facebook.com/GeneralStaff.ua).
Ekspert wojskowy: mając wyrzutnie HIMARS siły ukraińskie mogłyby atakować cele na Krymie
Jeśli Ukraina otrzyma amerykańskie wyrzutnie HIMARS, może to radykalnie zmienić sytuację na froncie, ponieważ będziemy wówczas w stanie atakować m.in. cele na Krymie okupowanym przez Rosję - ocenił w niedzielę na antenie Radia NW ukraiński ekspert wojskowy pułkownik Serhij Hrabski.
Wojskowy wyjaśnił, że systemy rakietowe HIMARS działają w dwóch modułach - pierwszy z nich pozwala razić obiekty oddalone o 25-30 km, natomiast drugi umożliwia wystrzeliwanie pocisków nawet na odległość 300 km.
"Mniej zaawansowany moduł również jest istotny, bowiem posiadanie takiej broni oznacza zdolność do zadawania przeciwnikowi bardzo poważnych strat" - podkreślił Hrabski.
W jego ocenie, kluczowe znaczenie ma jednak drugi z komponentów systemu. "W naszym zasięgu znajdą się cele na Krymie, z których wróg przeprowadza ataki rakietowe na terytorium Ukrainy. Sytuacja zmieni się zasadniczo, ponieważ będziemy mogli (...) niszczyć z daleka strefy zaopatrzenia, konwoje, magazyny i punkty dowodzenia" - ocenił ekspert.
Według rozmówcy Radia NW zapowiedź dostaw systemów HIMARS na Ukrainę wywołała "histeryczną reakcję" na Kremlu. "Nawet rosyjscy propagandyści dyszeli z wściekłości, gdy mówili, że taka broń wkrótce trafi do naszego kraju" - podkreślił Hrabski.
Wcześniej, w piątek, "New York Times" poinformował, że prezydent USA Joe Biden zatwierdził przekazanie Ukrainie systemów rakietowych dalekiego zasięgu, a oficjalna decyzja w tej sprawie ma zostać ogłoszona w nadchodzącym tygodniu. Według źródeł dziennika Waszyngton w pierwszej kolejności udostępni Kijowowi wyrzutnie typu M31 GMLRS, ale jest również możliwe, że w kolejnym pakiecie uzbrojenia znajdą się lekkie wieloprowadnicowe systemy rakietowe HIMARS, o które apeluje strona ukraińska.
Rzecznik Pentagonu John Kirby nie potwierdził doniesień "New York Timesa". Hrabski uczestniczył m.in. w misji OBWE w Kosowie, a także misji szkoleniowej Sojuszu Północnoatlantyckiego w Iraku. W 2010 roku wojskowy został nagrodzony Medalem NATO za Chwalebną Służbę.
Resort obrony: mamy już wszystkie umowy na broń, ale dostawy wymagają czasu
Wiceminister obrony Ukrainy Hanna Malar poinformowała w niedzielę, że Kijów zawarł już wszystkie umowy z partnerami zagranicznymi na dostawy uzbrojenia, ale jego dostarczenie do kraju wymaga czasu.
"Powinniśmy uzbroić się w cierpliwość i wiedzieć, że praktycznie wszystkie umowy (o dostawach-PAP) zostały zawarte. Wiemy, z jaką regularnością i kiedy broń będzie dostarczana. Jednak potrzebny jest pewien czas na to, byśmy zyskali w walce poziom parytetowy (z Rosją-PAP)" - powiedziała Malar, cytowana przez agencję UNIAN.
"Proces dostarczenia broni jest rzeczywiście długi. Zanim zaczęła się inwazja na Ukrainę, zachodni producenci mieli już pewne kontrakty i zobowiązania" - przekazała wiceminister. Jak tłumaczyła, producenci reagując na prośby Ukrainy muszą teraz skorygować swoje wcześniejsze ustalenia biznesowe.
Wiceminister obrony powołała się też na fakt, że tranzyt broni wymaga "zezwolenia na najwyższym szczeblu" ze strony władz danego kraju.
Media: na anektowanym Krymie naprawiane są trzy duże okręty desantowe Rosji
Trzy rosyjskie duże okręty desantowe projektu 775 są naprawiane w stoczni znajdującej się na anektowanym Krymie - podał w niedzielę portal Krym.Realii. Wcześniej armia ukraińska przekazała, że dwa takie okręty: Cezar Kunikow i Nowoczerkask zostały uszkodzone.
Portal Krym.Realii, związany z Radiem Swoboda (Radio RFE/RL), poinformował, że trzy okręty znajdują się w Sewastopolu, w 13. Stoczni rosyjskiej Floty Czarnomorskiej. Przy dwóch z tych jednostek nie umieszczono żadnych numerów pokładowych. Trzecia nosi numer 151; jest to duży okręt desantowy Azow.
Rosyjska Flota Czarnomorska ma cztery jednostki projektu 775; są nimi: Cezar Kunikow (nr 158), Nowoczerkask (142), Jamał (156) i Azow (151).
Jednocześnie, w innym miejscu Zatoki Sewastopolskiej znajdują się dwa duże okręty desantowe projektu 775, tak więc ogółem pod Sewastopolem jest łącznie pięć takich jednostek. Portal Krym.Realii wyraża przypuszczenie, że jeden z okrętów projektu 775 został przerzucony na Morze Czarne z Bałtyku przed agresją Rosji na Ukrainę, która nastąpiła 24 lutego.
W Rosji 9 lutego media informowały o grupie okrętów rosyjskiej Floty Bałtyckiej, która wpłynęła na Morze Czarne. Podawano wówczas, że jednym z tych okrętów jest duży okręt desantowy projektu 775 Korolow.
Okręty projektu 775 służą do transportowania oraz desantu piechoty morskiej i ciężkiego sprzętu opancerzonego.
25 marca Sztab Generalny ukraińskich sił zbrojnych podał, że okręty Cezar Kunikow i Nowoczerkask zostały uszkodzone podczas ukraińskiego uderzenia w inną jednostkę rosyjskiej marynarki wojennej, okręt Saratow.
Seria eksplozji w Charkowie po wizycie prezydenta Zełenskiego
W Charkowie na północnym wschodzie Ukrainy miała miejsce seria eksplozji; wybuchy odnotowano kilka godzin po wizycie prezydenta Wołodymyra Zełenskiego w tym mieście - poinformowała agencja Reutera. Jak przekazano, na północny wschód od centrum Charkowa pojawiła się smuga ciemnego dymu.
Wcześniej w niedzielę w Charkowie i jego okolicach gościł Zełenski, dla którego była to pierwsza od początku inwazji Rosji (czyli od 24 lutego) oficjalna podróż poza obwód kijowski. Podczas wizyty na pozycjach ukraińskich oddziałów prezydent wręczył wojskowym odznaczenia państwowe i upominki, a także rozmawiał z żołnierzami.
"Chcę podziękować za służbę każdemu z was. Ryzykujecie własnym życiem dla nas i naszego państwa. Dziękuję wam za obronę niepodległości Ukrainy" - powiedział.
Po kilku tygodniach względnego spokoju, rosyjskie wojska wznowiły w ostatnich dniach ostrzał dzielnic mieszkalnych w Charkowie. W czwartek w mieście zginęło osiem osób, w tym pięciomiesięczne niemowlę i ojciec dziecka, a 17 cywilów zostało rannych.
Drugie co do wielkości miasto Ukrainy, liczące przed inwazją blisko 1,5 mln mieszkańców, jest położone zaledwie około 40 km od granicy z Rosją.
W połowie maja pojawiły się doniesienia o sukcesach ukraińskiej kontrofensywy na północ od Charkowa i odepchnięciu wojsk najeźdźcy na odległość 3-4 km od terytorium Rosji. W kolejnych dniach przeciwnik odzyskał jednak kilka przyczółków w obwodzie charkowskim, co prawdopodobnie umożliwiło mu wznowienie ostrzału miasta.
Rzeczniczka praw człowieka: tysiące żołnierzy z samozwańczych republik ludowych złożyło broń
W ciągu ostatnich dwóch tygodni tysiące żołnierzy z samozwańczych, kontrolowanych przez Moskwę tzw. Donieckiej i Ługańskiej Republiki Ludowej złożyło broń i odmówiło walki przeciwko Ukrainie - poinformowała w niedzielę na Facebooku ukraińska rzeczniczka praw człowieka Ludmyła Denisowa.
"Na terytorium tzw. republik ludowych mają miejsce masowe bunty mężczyzn, przymusowo wcielanych do rosyjskiego wojska. Ci ludzie nie chcą stać się +mięsem armatnim+. Dlatego organizowane są protesty poborowych i ich żon przeciwko lokalnym +władzom+" - napisała Denisowa, powołując się na kontakty wśród donieckich i ługańskich obrońców praw człowieka (https://tinyurl.com/bdckjm6t).
Jak podkreśliła rzeczniczka, odnotowano już nawet przypadki incydentów z użyciem broni pomiędzy przymusowo mobilizowanymi mieszkańcami Donbasu i rosyjskimi żołnierzami. "Tzw. +prokuratura wojskowa+ Donieckiej Republiki Ludowej rozpędziła protestujących, ale to tylko zaostrzyło sytuację" - dodała ukraińska polityk.
Od 24 lutego, czyli początku inwazji Rosji na sąsiedni kraj, pojawiają się doniesienia o słabym poziomie wyszkolenia, przestarzałym ekwipunku i bardzo niskim morale żołnierzy z tzw. republik ludowych, którzy często są posyłani na pierwszą linię frontu i masowo giną na polu walki. Ukraińskie władze cywilne i wojskowe przekazywały m.in. informacje, że wiele przymusowo zmobilizowanych osób nigdy wcześniej nie służyło w armii
SBU: wielu rosyjskich żołnierzy chce zakończyć służbę na Ukrainie z końcem maja
Wielu rosyjskich żołnierzy zawarło kontrakty dotyczące udziału w 90-dniowej "operacji specjalnej" na Ukrainie; dlatego wojskowi oczekują na koniec maja, by czym prędzej zwolnić się ze służby i wrócić do domu - poinformowała w niedzielę Służba Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU), która opublikowała kolejną przechwyconą rozmowę najeźdźców.
"Mam wszystkiego dość. Krótko mówiąc, powiedzieli nam, że nie mamy co liczyć na żadne zastępstwo. Nikt nie chce przyjeżdżać na Ukrainę, żeby tutaj walczyć. Myślę sobie - chrzanić to, dosłużę te trzy miesiące (do końca maja - PAP), a potem będę musiał jakoś się stąd wyrwać. Poszukam czegoś w +cywilu+. Świat nie kończy się na armii, prawda?" - opowiada rosyjski wojskowy swojemu znajomemu w kraju (https://tinyurl.com/5n8rrs4y).
Żołnierz również wspomina, że władze na Kremlu podejmują różnego rodzaju propagandowe wysiłki, by podnieść morale formacji walczących na Ukrainie. "Przyjeżdżają i agitują na wszelkie możliwe sposoby. Mówią: +młodsze klasy szkolne piszą do was listy; jeśli ty wyjedziesz, kto tu zostanie?+. Straszą, że nam zaszkodzą i odnotują to w naszych aktach osobowych, jeśli zwolnimy się ze służby. Jeszcze nikogo to jednak nie powstrzymało" - relacjonował uczestnik inwazji na sąsiedni kraj.
W piątek SBU przekazała doniesienia o buntach wśród rosyjskich żołnierzy, którzy nie chcą brać udziału w walkach na wschodzie Ukrainy. "Znów bunt! Z tego, co wiem, pełny skład osobowy. Praktycznie wszyscy!" – alarmował wojskowy w rozmowie ze swoim dowódcą.
W okupowanym Melitopolu odbyła się proukraińska demonstracja
Kilkadziesiąt osób zebrało się w niedzielę na proukraińskiej demonstracji w okupowanym przez wojska rosyjskie Melitopolu, mieście na południowym wschodzie Ukrainy. Na wiecu, który odbył się w parku miejskim, zebrani odśpiewali ukraiński hymn państwowy.
Agencja Ukrinform podała, że o przyjście na wiec zaapelowali do mieszkańców miejscowi partyzanci, a organizatorem był ruch o nazwie Żółta Wstążka. Najpierw poinformowano o dacie demonstracji, ale jej miejsce pozostawało nieznane.
W parku miejskim pojawili się ludzie z ukraińskimi flagami państwowymi, żółto-niebieskimi wstążkami i plakatami.
Ukraińskie władze Melitopola informowały w ostatnich dniach, że okupujące miasto wojska rosyjskie wydają mieszkańcom paszporty Rosji. Przestrzegały przed przyjmowaniem tych dokumentów, bowiem - jak uważają - ich posiadacze zostaną zmobilizowani do rosyjskiej armii.
Denisowa: z Mariupola przez tydzień wywieziono 3 tys. ludzi do obozu filtracyjnego
W ciągu minionego tygodnia Rosjanie wywieźli z okupowanego przez nich Mariupola do tzw. obozu filtracyjnego ok. 3 tys. ludzi, w tym ponad 300 dzieci - poinformowała w niedzielę ukraińska rzeczniczka praw człowieka Ludmyła Denisowa.
W minionym tygodniu Rosjanie pod przymusem wywieźli do tzw. obozu filtracyjnego w miejscowości Bezimenne prawie 3 tys. Ukraińców, w tym ponad 300 dzieci - pisze Denisowa w komunikatorze Telegram (https://t.me/denisovaombudsman/6295).
Po tzw. działaniach filtracyjnych Rosjanie tworzą grupy, które "najpierw deportują do Taganrogu, a później do depresyjnych regionów Rosji" - czytamy.
Według niej co najmniej 10 proc. mieszkańców miasta, którzy nie przechodzą tzw. filtracji, czyli kontroli, są uznawani przez siły rosyjskie za "niebezpiecznych dla rosyjskiego reżimu". Są aresztowani, a następnie odsyłani do dawnej kolonii karnej w miejscowości Ołeniwka w obwodzie donieckim albo wywożeni do więzienia - tzw. Izolacji - w kontrolowanym przez separatystów Doniecku.
Na miejscu osoby te są poddawane wielogodzinnym przesłuchaniom, torturom, grozi się im śmiercią i zmusza do współpracy - przekazała rzeczniczka
Władze: na zaminowane plaże w obwodzie odeskim przychodzą ludzie
Mimo zakazu ludzie przychodzą na plaże w obwodzie odeskim na południu Ukrainy; to skrajnie nieodpowiedzialne i niebezpieczne - zaalarmował rzecznik lokalnych władz Serhij Bratczuk. Na zaminowane plaże przychodzą nawet rodzice z dziećmi - dodał.
Mieszkańcy Odessy i obwodu lekceważą zakazy, narażając się na niebezpieczeństwo; takie zachowanie stało się masowe - ubolewał rzecznik władz obwodowych, cytowany w niedzielę przez portal NV.ua.
Bratczuk przypomniał mieszkańcom i gościom regionu, że całe wybrzeże jest zaminowane. Podczas sztormu morze wyrzuca też czasami na plaże rosyjskie miny przeciwokrętowe.
Jednak - jak dodał - zagrożenie nie powstrzymuje wielbicieli plażowania. Ocenił, że szczególnie nieodpowiedzialne jest przyprowadzanie nad morze dzieci.
Zaznaczył, że władze "próbują w maksymalny sposób ratować ludzi". "Bardzo bym nie chciał - proszę mi wybaczyć - żeby ręce, nogi i głowy mieszkańców Odessy albo innych chętnych do opalania na zaminowanym terytorium latały potem nad Morzem Czarnym" - powiedział.
Portal podkreśla, że plaże w obwodzie odeskim pozostają niebezpieczną strefą, w której obowiązuje kategoryczny zakaz przebywania. Na wybrzeżu zastosowano specjalne środki bezpieczeństwa w obawie przed możliwym rosyjskim desantem.
Przez walki zerwano linię wysokiego napięcia, Kramatorsk bez prądu
W związku z uszkodzeniem linii wysokiego napięcia w wyniku walk Kramatorsk jest pozbawiony dostaw prądu - poinformował w niedzielę mer tego miasta w obwodzie donieckim na wschodzie Ukrainy Ołeksandr Honczarenko.
W wyniku działań zbrojnych przerwana została linia energetyczna wysokiego napięcia; Kramatorsk i wszystkie sąsiednie miasta są bez prądu - napisał na Facebooku mer tego liczącego ok. 150 tys. mieszkańców miasta (według danych z 2021 r.).
Honczarenko podkreślił, że trwają prace naprawcze, ale "to niebezpieczny kierunek, nie jest to łatwe" ze względu na sytuację bezpieczeństwa.
Saper: rozminowywanie Borodzianki z rosyjskich min i niewybuchów potrwa co najmniej pięć lat
W podkijowskiej Borodziance, którą jeszcze niedawno okupowały wojska rosyjskie pracuje ekipa saperów poszukująca min i niewybuchów. "Rozminowywanie tego terenu potrwa co najmniej pięć lat" – powiedział PAP Władysław, wojskowy z oddziału saperskiego ukraińskiej Państwowej Służby ds. Sytuacji Nadzwyczajnych (DSNS).
Leżąca ok. 40 km na północny zachód od Kijowa Borodzianka była miejscem ciężkich walk z wojskami rosyjskimi. To również jedna z najbardziej zniszczonych w rosyjskich atakach miejscowości obwodu kijowskiego. Na początku kwietnia Borodzianka została oswobodzona przez siły ukraińskie i obecnie na gruzach zbombardowanego miasta pracują saperzy, którzy skrupulatnie przeczesują każdy kawałek terenu w poszukiwaniu bomb, ładunków wybuchowych, granatów, niewybuchów i innych niebezpiecznych przedmiotach pozostawionych po wojskach rosyjskich. Ekipa reporterów PAP przez jeden dzień obserwowała ich prace.
Saperzy rozpoczęli pracę 8 kwietnia. "To pierwsze miejsce dokąd przyjechaliśmy na rozminowywanie terenu" – podkreślają w rozmowie z dziennikarkami PAP.
Wyjeżdżamy kilkadziesiąt kilometrów za miasto. Kamizelki kuloodporne, hełmy, odpowiednie buty - to podstawowe wyposażenie. Obowiązuje też podstawowa zasada, której należy przestrzegać – trzeba stąpać uważnie krok w krok za wojskowymi. "Nie wolno wam odbić w bok, bo to jest niebezpieczne, idziecie tuż za nami, rozumiecie?" – instruuje nas Ołeksandr, wojskowy z oddziału saperskiego DSNS. Zapewnia, że miejsce, dokąd zmierzamy jest "w miarę przeczesane" przez saperów. "Ale nigdy nic nie wiadomo, dlatego lepiej się nie wychylajcie" - dodaje.
Jedziemy w pola za miasto. Ołeksandr prowadzi nas pod las, gdzie znajduje się grupa pozostałych wojskowych. Saperzy z grupy Ołeksandra rozładowują z ciężarówki miny, wyrzutnie, rakiety i inne pociski artyleryjskie, a następnie ostrożnie ustawiają je na ziemi obok dużego dołu. "To miejsce detonacji" - wyjaśnia nam Ołeksandr. "Tutaj dokonamy kontrolowanej eksplozji i zniszczymy to wszystko w odpowiedniej kolejności" – dodaje.
Następnie po kolei opisuje, co dokładnie zostanie zdetonowane. "Pociski artyleryjskie kalibru 122 i 125 mm. To z wystrzałów czołgowych" – pokazuje leżącą na ziemi amunicję. "Są też mniejsze, kalibru 30 mm. One są w większości uszkodzone, nie można ich już wykorzystać, więc też będą zniszczone" - dodaje i podkreśla, że "pozostałe rzeczy to aktywne uzbrojenie i to co z niego zostało".
Wyjaśnia, że wszystko to służyło do obrony techniki wojskowej. Następnie, wskazuje na kolejne ułożone na ziemi przedmioty. "To są ręczne wyrzutnie przeciwczołgowe RPG. Mamy tu też dwie głowice od granatników, miny przeciwczołgowe i miny przeciwpiechotne typu TM 72" - wylicza.
Gdy wszystko jest już przygotowane, saperzy zaczynają ostrożnie układać w dole pociski -jeden po drugim. Gdy wszystkie są już na miejscu, Ołeksandr mówi nam, że teraz musimy oddalić się w bezpieczne miejsce. Nakazuje, by samochody, którymi przyjechaliśmy, zostały zaparkowane kilka kilometrów dalej, obowiązkowo na asfalcie. Potem, pozwala nam wrócić i obserwować pracę saperów spod wojskowego samochodu ustawionego kilkanaście metrów od miejsca detonacji.
Kiedy wracamy, kładziemy się pod wojskową ciężarówką i czekamy. "To dla bezpieczeństwa, gdyby wraz z falą uderzeniową doleciały do nas kawałki metalu, kamienie, czy gałęzie" – wyjaśnia, po czym wydaje polecenia przez radio. "Gotowe? Uwaga, teraz" – rozkazuje. Po chwili czujemy wstrząs ziemi, na której leżymy, a potem dobiega do nas dźwięk grzmotu. Nad ziemią widać unoszący się dym. "Nie wstawajcie, leżcie dalej" – krzyczą do nas wojskowi.
Słyszymy rozmowy przez radio. "Wszystko dobrze?" – dopytują się nawzajem i sprawdzają, czy jest już bezpiecznie. Po kilkudziesięciu minutach, są już pewni, że wszystko poszło zgodnie z planem. Zaczynają zwijać druty, a my możemy wyjść spod ciężarówki. "Poszło dobrze" – mówią między sobą. Dopiero teraz zaczynają żartować.
"Oczywiście, że jest lęk, ale przede wszystkim jest we mnie taka myśl, że ratujemy ludzkie życie i dlatego powinienem wykonywać tę pracę" - mówi Władysław z oddziału saperskiego DSNS, który chwilę wcześniej wraz z kolegami zdetonował niebezpieczne ładunki.
Przyznaje, że przed wojną nigdy nie myślał, że kiedyś w ten sposób będzie wyglądała jego praca. "Mam rodzinę, młodą żonę i córkę, która wczoraj obchodziła trzecie urodziny" – opisuje swoje życie sprzed wojny, po czym milknie na dłuższą chwilę.
Po chwili podnosi głowę i wskazuje na zdetonowane pociski. Mówi, że armia rosyjska pozostawiła w tej okolicy mnóstwo podobnych przedmiotów, bo po nieudanym ataku na Kijów, ewakuowała się w pośpiechu. "Tu jest pełno min, całkowite rozminowywanie tego terenu potrwa co najmniej pięć lat" - szacuje.
O swojej rodzinie opowiada nam też drugi z saperów, który w wojsku służy sześć lat. Podkreśla, że nie sądził, że będzie pracować w takich okolicznościach. "Nikt nie wierzył, że będzie wojna, wszyscy myśleli, że będzie pokój. Któż myślał, że naprawdę sąsiad na nas napadnie. Ale wojna zweryfikowała wiele i przyniosła także swoje zasady" – przyznaje. Dodaje, że teraz już niewiele planuje, choć zapewnia, że będzie tutaj pracować dalej. "Roboty jest na wiele lat" – podsumowuje.
Wojsko: przeciwnik ostrzelał obwód sumski z terytorium Rosji
"Okupanci rano znowu ostrzelali teren przygraniczny w obwodzie sumskim" - czytamy w komunikacie opublikowanym w mediach społecznościowych (https://tinyurl.com/y33ujzva). Ok. godz. 7.35 (godz. 6.35 w Polsce) zarejestrowano ok. 20 wybuchów. Przeciwnik zaatakował z terytorium Rosji.
Dowództwo przekazało, że po ataku na ten graniczący z Rosją obwód nie odnotowano ofiar i strat w sprzęcie. Obwód sumski ostrzelano z terytorium Rosji również w sobotę. W wyniku ataków wroga została ranna kobieta, uszkodzono też m.in. budynki mieszkalne, cerkiew i przedszkole.
18 maja rzecznik ukraińskiej straży granicznej Andrij Demczenko ocenił, że Kreml utrzymuje swoje zgrupowania wojskowe w pobliżu Ukrainy i ostrzeliwuje przygraniczne miejscowości, aby wiązać w ten sposób siły ukraińskie i nie pozwolić im przemieścić się np. do atakowanego przez agresora Donbasu.
Władze: Rosjanie odparci od trasy Lisiczańsk-Bachmut
Siły rosyjskie zostały odparte od trasy Lisiczańsk-Bachmut, dzięki czemu można nią przewozić ładunki humanitarne – poinformował w niedzielę szef władz obwodu ługańskiego Serhij Hajdaj w telewizji.
Hajdaj powiedział, że dzięki dotarciu posiłków w kierunku Popasnej w okolicach Komyszuwachy wróg został odparty na odległość dwóch kilometrów, w związku z czym trasa Lisiczańsk-Bachmut jest teraz mniej ostrzeliwana i mogą nie jeździć ładunki humanitarne.
Dodał, że okupanci ukrywają się w hotelu Mir w Siewierodoniecku i ponoszą olbrzymie straty, gdyż są nieustanie ostrzeliwani przez siły ukraińskie. Zaznaczył też, że nie można mówić o zajęciu miasta przez siły rosyjskie.
Sztab Generalny Sił Zbrojnych Ukrainy przekazał w niedzielę rano, że o Siewierodonieck toczą się walki, a Rosjanie szturmują miasto i atakują je artylerią.
Droga z leżącego obok Siewierodoniecka Lisiczańska do Bachmutu w obwodzie donieckim to ważny szlak transportowy, umożliwiający komunikację między atakowanymi przez Rosjan terenami w Donbasie a centralną i zachodnią Ukrainą.
Władze: Rosjanie zwożą zwłoki do supermarketu w Mariupolu
Rosjanie zwożą zwłoki ludzi do jednego z supermarketów w Mariupolu - poinformował w niedzielę Petro Andriuszczenko, doradca mera tego okupowanego przez siły rosyjskie miasta na południowym wschodzie Ukrainy. Opublikował zdjęcie przedstawiające ciała leżące przy sklepowych kasach.
"Mariupol. Kolejne straszne odkrycia" - pisze w komunikatorze Telegram doradca mera. Informuje, że w jednym z supermarketów Rosjanie urządzili "składowisko zwłok".
"Rosjanie zwożą tam ciała ofiar, które zostały wymyte z grobów podczas próby przywrócenia dostaw wody (...). Po prostu zwożą (je tam) jak śmieci" - relacjonuje Andriuszczenko i publikuje zdjęcie ciał leżących na podłodze przy sklepowych kasach.
"Zdjęcie jest nowe. To naoczna demonstracja barbarzyństwa i ryzyka epidemii" - podkreśla. Według doradcy mera brakuje ludzi, którzy mogliby pracować przy pochówkach. W Moskwie - jak dodaje - ruszyła rekrutacja patologów.
Sytuacja w regionach: walki w Donbasie, ostrzał Mikołajowa
Trwają walki w obwodzie donieckim i ługańskim, w ciągu doby zginęły tam cztery osoby; w niedzielę rano znów doszło do ostrzału Mikołajwa, gdzie zginęła jedna osoba – podały media ukraińskie, podsumowując sytuację w regionach na podstawie doniesień władz.
W nocy z soboty na niedzielę trwały walki w Siewierodoniecku (obwód ługański), który Rosjanie usiłują zająć z okazji Dnia Siewierodoniecka, przypadającego 29 maja. Atakowano też Lisiczańsk, zabijając dwie osoby i raniąc cztery.
W obwodzie donieckim ostrzały trwały na całej linii frontu; zginęły dwie osoby, a cztery odniosły obrażenia. Na terytorium obwodu gospodarstwa domowe są pozbawione dostępu do gazu, a częściowo także wody i prądu.
Podczas ostrzału leżącego na południu kraju Mikołajowa pociski trafiły w budynki mieszkalne. Wiadomo o jednej ofierze śmiertelnej i co najmniej sześciu rannych. Ostrzeliwano też inne hromady obwodu mikołajowskiego.
W obwodzie kijowskim noc minęła spokojnie mimo kilkakrotnych alarmów przeciwlotniczych. W rejonie buczańskim aktywna była ukraińska obrona przeciwlotnicza, ale nie było poszkodowanych ani zniszczeń.
W obwodzie charkowskim noc minęła dość spokojnie. W ciągu doby ostrzeliwano rejon iziumski, Złoczów oraz rejon czuhujewski, w wyniku czego sześć osób zostało rannych. Wieczorem koło miejscowości Barwinkowe zginęła jedna kobieta.
W obwodzie chersońskim praktycznie przez cały dzień trwały walki w hromadach wełykoołeksandriwskiej, Nowoworoncowskiej, kałyniwskiej, wysokopilskiej i czornobaiwskiej. Krytyczna sytuacja panuje w Czornobaiwce, gdzie w sobotę zginęła jedna osoba, a kilka zostało rannych.
W pozostałych regionach Ukrainy noc minęła dość spokojne.
ISW: Zdobycie Siewierodoniecka pozwoli Rosji ogłosić, że zajęła cały obwód ługański
Zdobycie Siewierodoniecka w obwodzie ługańskim Ukrainy nie przyniesie Rosji żadnych istotnych korzyści wojskowych ani ekonomicznych, ale pozwoli ogłosić, że całkowicie zajęła obwód ługański – ocenia w niedzielę amerykański Instytut Badań nad Wojną (ISW).
„Sam Siewierodonieck jest na tym etapie wojny ważny głównie dlatego, że to ostatnie znaczące skupisko ludności w obwodzie ługańskim, które nie jest kontrolowane przez Rosjan. Jego zdobycie powoli Moskwie ogłosić pełne zajęcie obwodu, ale nie da Rosji żadnych innych korzyści wojskowych czy ekonomicznych” – pisze ISW w najnowszej analizie.
Instytut podkreśla, że siły rosyjskie niszczą miasto podczas natarcia, więc gdy je zajmą, będą mieć pod kontrolą ruiny.
„Zajęcie Siewierodoniecka może dać Rosjanom możliwość otwarcia naziemnego szlaku wspierania operacji w kierunku zachodnim, ale siłom rosyjskim nie udało się zabezpieczyć dużo korzystniejszego szlaku z Iziumu po części właśnie dlatego, że tak bardzo skoncentrowali się na Siewierodoniecku” – czytamy.
ISW zaznacza, że Rosjanie osiągają bardzo niewielkie postępy w zajmowaniu nowych terenów w obwodzie donieckim. „Zajęcie Siewierodoniecka mogłoby im pomóc w podbiciu reszty obwodu donieckiego tylko wtedy, gdyby pozwoliło im nabrać pędu w prowadzeniu dalszych operacji, ale bitwa o Siewierodonieck najprawdopodobniej wykluczy kolejne rosyjskie ofensywy na dużą skalę” – ocenia amerykański think tank.
Zdaniem Instytutu wojska rosyjskie osiągnęły postępy w okolicach Siewierodoniecka przede wszystkim dzięki temu, że Moskwa skoncentrowała wokół niego siły i sprzęt, przesunięte z innych osi walk, gdzie Rosjanie od tygodni nie są w stanie uzyskać nowych zdobyczy. Mimo to – podkreśla ISW – siły ukraińskie zadały agresorom poważne straty.
„Moskwa nie będzie w stanie odzyskać znacznej mocy bojowej, nawet jeśli zajmie Siewierodonieck, gdyż znacznie ją nadwerężyła atakując miasto” – pisze ISW.
Instytut podkreśla, że także siły ukraińskie doznają istotnych strat w walce o Siewierodonieck, podobnie jak ludność cywilna. Jednakże siły rosyjskie skoncentrowały wokół miasta znacznie większą część swego potencjału bojowego, co działa na korzyść Ukrainy. Wojsko ukraińskie otrzymuje poza tym dostawy od sojuszników, choć docierają one powoli i w niewielkiej ilości. Siły rosyjskie natomiast wykazują oznaki wyczerpywania dostępnych zasobów ludzkich i materialnych i nie ma podstaw, by oczekiwać zmiany tego stanu rzeczy w najbliższych miesiącach.
"Putin rzuca obecnie ludzi i broń na ostatnie duże skupisko ludzkie w obwodzie, Siwierodonieck, jak gdyby jego zdobycie miało zapewnić mu wygranie wojny. Ale jest w błędzie. Kiedy bitwa o Siewierodonieck się zakończy, to niezależnie od tego, która ze stron będzie zajmować miasto, rosyjska ofensywa na poziomie operacyjnym i strategicznym zapewne będzie już miała za sobą punkt kulminacyjny, co da Ukrainie możliwość wznowienia kontrofensyw na poziomie operacyjnym, aby odeprzeć siły rosyjskie" - podkreśla ISW.
Instytut Studiów nad Wojną to amerykański niezależny think tank, utworzony w 2007 roku w Waszyngtonie. Zajmuje się analizami z zakresu polityki zagranicznej i bezpieczeństwa, w tym kwestiami militarnymi. (PAP)
Władze: siły ukraińskie w Siewierodoniecku w „trudnej sytuacji obronnej”
Wojska ukraińskie w Siewierodoniecku w obwodzie ługańskim są w „trudnej sytuacji obronnej”, a na obrzeżach miasta trwają walki – poinformował szef administracji Siewierodoniecka Ołeksandr Striuk w CNN.
„Odgłosy walk słychać w okolicach centralnego dworca autobusowego. Nasze wojsko jest w trudnej sytuacji obronnej. Miasto jest nieustannie ostrzeliwane” – przekazał Striuk w sobotę. Powiedział, że sztab humanitarny w mieście jest praktycznie zablokowany i jego pracę wstrzymano, bo poruszanie się po mieście jest niebezpieczne.
Według Striuka najbardziej zacięte walki toczą się wokół hotelu Mir oraz na obrzeżach miasta. Sztab Generalny Sił Zbrojnych Ukrainy przekazał w niedzielę rano, że o Siewierodonieck toczą się walki, a Rosjanie szturmują miasto i atakują je artylerią.
Jak mówił Striuk stacji CNN, w Siewierodoniecku nie ma łączności komórkowej i została odcięta elektryczność. Woda jest dostarczana przy pomocy generatorów do otwartych zbiorników, których jest sześć lub siedem. „To bardzo niebezpieczne, bo jak tylko ludzie się zgromadzą, by nabrać wody, zaczyna się ostrzał” – podkreślił.
Striuk wyraził jednak przekonanie, że miasto może przetrzymać rosyjskie ataki pod warunkiem dostaw. „Wciąż są możliwości dotarcia do miasta. Można dostarczać małe ładunki. Jest to wyjątkowo trudne, ale jeszcze możliwe” – powiedział.
Ewakuację uznał za bardzo niebezpieczną. „Wywozimy mało osób, a pierwszeństwo mają ranni, bo w mieście opieka medyczna jest zapewniona tylko na podstawowym poziomie” – dodał.
Sztab: na Krymie miejsca w szpitalach mają być zwolnione dla wojskowych
Na anektowanym przez Rosję Krymie cywile mają nie być przyjmowani do szpitali, by zrobić miejsce dla rannych rosyjskich żołnierzy - raportuje w niedzielę rano Sztab Generalny Sił Zbrojnych Ukrainy. Podkreśla, że trwają walki pod Siewierodonieckiem.
Okupacyjna administracja Krymu wydała rozporządzenie w sprawie wstrzymania przyjmowania na leczenie cywilów, by zwolnić miejsca dla rannych wojskowych - pisze sztab w 95. dniu rosyjskiej inwazji. Według niego na półwyspie intensywnie prowadzone są akcje krwiodawstwa. Wcześniej o sytuacji w szpitalach i "przymusowym" oddawaniu krwi na Krymie informowała ukraińska rzeczniczka praw człowieka Ludmyła Denisowa.
Sztab informuje, że przeciwnik, by uzupełnić straty, wyposaża siły wyciągniętym z magazynów przestarzałym uzbrojeniem i sprzętem, np. czołgami T-62 i wozami bojowymi BMP-1.
W komunikacie czytamy, że minionej doby w Donbasie siły ukraińskie odparły siedem ataków przeciwnika, zniszczyły jeden wrogi czołg, sześć pojazdów oraz bezzałogowiec.
Rosjanie prowadzą działania ofensywne na kierunku donieckim, aktywnie wykorzystując siły i zasoby wojsk rakietowych, artylerii i walki radioelektronicznej. Wzmocnili intensywność działań lotnictwa. Siły przeciwnika próbują umocnić swoje pozycje w pobliżu miasta Łyman.
W okolicy Siewierodoniecka Rosjanie prowadzili działania szturmowe przy pomocy artylerii. Walki trwają
Mer: przez choroby zakaźne mogą umrzeć tysiące mieszkańców Mariupola
Tysiące mieszkańców Mariupola mogą umrzeć z powodu chorób zakaźnych, takich jak czerwonka czy dżuma - zaalarmował mer tego okupowanego przez siły rosyjskie miasta na południowym wschodzie Ukrainy Wadym Bojczenko.
W Mariupolu w wyniku zbrojnych działań Rosji zginęły 22 tysiące osób; spowodowało to pospieszne pochówki - powiedział mer, cytowany w sobotę wieczorem przez portal Ukraińska Prawda. W mieście pozostaje ponad sto tysięcy mieszkańców, których nie wypuszczają okupanci - dodał przedstawiciel władz.
"Do tego dochodzi niedziałająca kanalizacja, niezabieranie śmieci i pogorszenie warunków pogodowych, bo jesteśmy na progu lata, temperatura będzie rosnąć" - kontynuował Bojczenko.
"Nasi lekarze informują o zagrożeniu, które może pojawić się tego lata - wybuchy chorób zakaźnych - czerwonki, dżumy i innych. Te choroby mogą zabrać (życie) tysiącom mieszkańców Mariupola" - ostrzegł mer.
Metinwest: okupanci mogą wywieźć z Mariupola 28 tys. ton wyrobów metalowych
Rosyjscy okupanci mogą nielegalnie wywieźć z portu w Mariupolu na południowym wschodzie Ukrainy nawet 28 tys. ton wyrobów metalowych, wykorzystując w tym celu sześć statków pływających pod banderami innych państw - poinformował w sobotę największy ukraiński holding górniczo-metalurgiczny Metinwest.
W dniu rozpoczęcia rosyjskiej inwazji na Ukrainę, czyli 24 lutego, w mariupolskim porcie znajdowały się statki zarejestrowane na Malcie, Jamajce i Dominice, a także w Panamie i Liberii. Wyroby metalowe, wyprodukowane w zakładach Azowstal i Mariupolskim Kombinacie Metalurgicznym, miały trafić do Hiszpanii, Włoch, Belgii, Grecji, Portugalii i Turcji - czytamy w oświadczeniu Metinwestu (https://tinyurl.com/37ceehar).
"Istnieje duże ryzyko, że (zarejestrowane za granicą) statki zostaną wykorzystane przez okupantów do kradzieży i nielegalnego wywozu wyrobów metalurgicznych należących do holdingu Metinwest. (...) Te produkty mogą być wywożone do rosyjskich portów w Rostowie nad Donem, Taganrogu, Noworosyjsku, Tuapse lub do Sewastopola na zajętym Krymie w celu dalszej niezgodnej z prawem sprzedaży do krajów Afryki i Azji, które nie wprowadziły sankcji wobec Rosji" - oceniły władze Metinwestu.
Według holdingu takie działania Kremla "noszą wszelkie znamiona piractwa oraz naruszenia praw i zwyczajów wojennych, a także są grabieżą, co stanowi poważne przestępstwo w świetle prawa międzynarodowego".
Wcześniej, w czwartek, Radio Swoboda poinformowało, że rosyjska okupacyjna administracja planuje wywieźć z portu w zajętym Mariupolu ukraińskie wyroby metalowe i zboże, wykorzystując w tym celu statki zarejestrowane w innych państwach.
W ocenie dyrektora Mariupolskiego Morskiego Portu Handlowego Ihora Barskiego, wartość tych produktów metalowych wynosi około 170 mln dolarów. Z kolei kolaboracyjny "mer" Mariupola Kostiantyn Iwaszczenko potwierdził w środę w rozmowie z rosyjskim dziennikiem "Kommiersant", że pierwszy statek jest już przygotowywany do załadunku i ma przetransportować do Rostowa nad Donem około 3 tys. ton metalu.
W środę ukraiński oligarcha Rinat Achmetow (właściciel zakładów metalurgicznych m.in. w Mariupolu, kontrolujący także holding Metinwest - PAP) oświadczył, że wytoczy Rosji proces i będzie domagał się odszkodowania za straty poniesione przez jego przedsiębiorstwa, sięgające - w jego ocenie - dziesiątków miliardów dolarów.
W mieście nad Morzem Azowskim, zajętym przez wojska Rosji, panuje dramatyczna sytuacja humanitarna. W ciągu trzech miesięcy rosyjskiej inwazji prawdopodobnie zginęło co najmniej 22 tys. mieszkańców Mariupola.
Ekspert wojskowy: w Siewierodoniecku walki trwają tylko w jednym hotelu, miasto jest pod kontrolą ukraińską
Walki w Siewierodoniecku na wschodzie Ukrainy trwają obecnie tylko w hotelu Mir na obrzeżach miasta; pozostały obszar jest pod kontrolą ukraińskich żołnierzy, podobnie jak ważny szlak komunikacyjny z Lisiczańska do Bachmutu - poinformował w sobotę ekspert wojskowy Ołeh Żdanow, cytowany przez agencję UNIAN.
"Hotel Mir nie został jeszcze całkowicie opanowany przez nasze wojsko, najeźdźcy próbują się tam umocnić. W internecie pojawiły się już nagrania kadyrowców (czeczeńskich oddziałów rosyjskiej Gwardii Narodowej - PAP), plądrujących ten budynek. Staramy się ich stamtąd odeprzeć. Hotel znajduje się na samym końcu miasta, dalej rozciąga się tylko las" - powiedział Żdanow.
W jego ocenie ukraińska armia zdołała powstrzymać natarcie wroga na Siewierodonieck, prowadzone z kierunku Popasnej, a także utrzymała pod swą kontrolą strategicznie istotną drogę Lisiczańsk-Bachmut, łączącą Siewierodonieck z Dnieprem i Zaporożem oraz centralną i zachodnią częścią Ukrainy. "Na tej trasie nie ma obecnie rosyjskich żołnierzy" - zapewnił ekspert.
Wcześniej, w piątek, szef administracji Siewierodoniecka Ołeksandr Striuk poinformował, że wojska najeźdźcy zamknęły już niemal w 2/3 krąg oblężenia tego miasta, lecz udało się odeprzeć najsilniejszy atak przeciwnika na ukraińskie pozycje. "Od kilku dni Siewierodonieck jest nieustannie w ogniu. Trwają nieprzerwane ostrzały dzielnic mieszkaniowych i obiektów infrastruktury, zaatakowano również zakłady chemiczne Azot. Są ofiary wśród cywilów. Bardzo trudna sytuacja" - relacjonował Striuk.
W czwartek Striuk przekazał doniesienia, że rosyjskie wojska uszkodziły już około 90 proc. zabudowy mieszkaniowej Siewierodoniecka, a w mieście przebywa aktualnie 12-13 tys. cywilów, którzy kryją się w piwnicach i schronach.
Zdobycie Siewierodoniecka - nieformalnej stolicy części obwodu ługańskiego kontrolowanej przez rząd w Kijowie - pozostaje najważniejszym celem inwazji Kremla na wschodzie Ukrainy. Przed rosyjską agresją miasto liczyło ponad 100 tys. mieszkańców.
Doradca szefa MSW: Rosja niedługo będzie musiała rzucić do boju czołgi T-34
Przed inwazją na Ukrainę Rosja posiadała około 3 tys. nowoczesnych czołgów, a w ciągu trzech miesięcy wojny nasi obrońcy zniszczyli ponad 30 proc. całego tego sprzętu; wróg niedługo będzie musiał posłać do walki stare czołgi T-34 - zauważył w sobotę doradca szefa MSW Ukrainy Wiktor Andrusiw.
"Już wykorzystanie przez Rosjan czołgów T-62 wygląda jak agonia (armii). Trudno powiedzieć, jak długo ona potrwa, ale dobrze, że ją widzimy" - podkreślił Andrusiw w rozmowie z telewizją Kanał 24.
Według polityka ewentualne użycie na polu walki maszyn typu T-34 "trudno w ogóle komentować" z punktu widzenia przydatności militarnej. "Przeciwnik powinien rozumieć, że taka maszyna, licząca ponad 60 lat, daleko nie zajedzie. Tam wszystko jest przestarzałe, od silnika po pancerz" - powiedział doradca ministra.
"W ostatnich dniach Rosja prawdopodobnie przeniosła 50-letnie czołgi T-62 z głębokich magazynów do strefy działań Południowego Zgrupowania Wojsk. T-62 będą prawie na pewno szczególnie podatne na broń przeciwpancerną, a ich obecność na polu bitwy uwydatnia rosyjskie braki w nowoczesnym, gotowym do walki sprzęcie" - oceniono w piątek w komunikacie brytyjskiego ministerstwa obrony.
Sowieckie czołgi T-34 były produkowane w latach 1941-58. Stanowiły podstawę wyposażenia Armii Czerwonej podczas II wojny światowej. (PAP)

















































