REKLAMA

USA: Punkty za „trudne warunki” zastąpią pochodzenie w przyjmowaniu na studia

2019-05-20 07:55
publikacja
2019-05-20 07:55

College Board, prywatna instytucja nadzorująca w USA testy SAT, które są sprawdzianami zdolności kandydatów na studia, zamierza oprócz poziomu ich wiedzy i zdolności oceniać także warunki życia w środowisku, w jakim dorastali.

fot. graficallyminded / / YAY Foto

Wyniki nadzorowanych przez The College Board testów SAT (skrót pochodzi od pierwotnej nazwy testu: Scholastic Aptitude Test - test naukowej przydatności) mają istotne znaczenie w przyjmowaniu nowych studentów na większość uczelni wyższych w USA. Test SAT ocenia zdolności matematyczne, umiejętności pojmowania tekstów i słownictwo kandydatów.

Jako pierwszy o zamiarach wprowadzenia dodatkowych kryteriów w ocenie wyników SAT poinformował "Wall Street Journal" w czwartek.

Dane o warunkach zdobywania wiedzy, nazywane przez przedstawicieli College Board „wskaźnikiem przeciwności” (Adversity Index), podawane w skali od 1 do 100 punktów (50 punktów oznacza „przeciętne” warunki kształcenia kandydata, a 100 punktów „bardzo trudne”), będą naliczane na podstawie 15 kryteriów, jak np. dochody, poziom wykształcenia mieszkańców w dzielnicy, w której dorastał kandydat, poziom przestępczości w tej dzielnicy oraz to, czy kandydat na studia był wychowywany przez dwoje rodziców czy tylko przez jedno.

Punkty „za przeciwności” nie będą doliczane do wyników SAT ani udostępniane kandydatom. Wyniki wskaźnika mają być przekazywane komisjom kwalifikacyjnym wyższych uczelni jako dodatkowe narzędzie oceny kandydatów.

W tym roku takie wskaźniki zostaną przekazane razem z wynikami testu SAT komisjom kwalifikacyjnym 150 uczelni, a w roku 2020 większości uczelni.

Wprowadzenie „wskaźnika przeciwności”, kolejna próba zapewnienia studentom z biedniejszych rodzin możliwości kontynuowania nauki i równego startu na uczelniach wyższych, zdaniem pomysłodawców zmierza do zastąpienia coraz bardziej anachronicznych kategorii rasowych kategoriami ekonomicznymi.

Krytycy tej koncepcji uważają natomiast, że „wskaźnik przeciwności” jest kolejnym wybiegiem, aby wprowadzić, tym razem tylnymi drzwiami, preferencje rasowe w przyjmowaniu na studia.

Obie strony zgadzają się, że wprowadzenie tego wskaźnika jest reakcją na ostatni skandal związany z oszustwami w przyjmowaniu na studia dzieci z bogatych, uprzywilejowanych i białych rodzin.

Afera wybuchła, gdy w marcu w toku innego śledztwa FBI wykryło, że co najmniej 50 osób - w tym dwie słynne aktorki telewizyjne - zapłaciło miliony dolarów za usługi „doradcy akademickiego” Williama „Ricka” Singera, właściciela firmy doradczej The Edge College & Career Center, aby zapewnić swym dzieciom indeksy cenionych amerykańskich uczelni wyższych.

Prokuratorzy federalni postawili w tej sprawie zarzuty kryminalne, w tym przekupstwa, oszustw finansowych i płatnej protekcji, 50 osobom. Oczekuje się, że w stan oskarżenia w tej sprawie postawieni zostaną kolejni podejrzani.

Podczas procesu w Bostonie do winy przyznała się znana z serialu „Gotowe na wszystko” Felicity Huffman, która utrzymuje, że jej córka nie wiedziała o zabiegach rodziców, by załatwić jej przyjęcie na studia. Aktorce grozi kara 10 miesięcy więzienia i grzywna w wysokości 20 tys. dolarów.

Inna znana aktorka Lori Loughlin i jej mąż, projektant mody Mossimo Giannulli zdaniem prokuratorów zapłacili Singerowi 500 tys. dol. za przyjęcie na studia ich dwóch córek. Loughlin i Giannulli utrzymują, że są niewinni.

Singer, aby załatwić dzieciom swoich klientów studia na cenionych uczelniach, nie tylko rozdawał łapówki, ale też dostarczał zaświadczenia od psychologów, że kandydaci mają wrodzone trudności z nauką.

Takie zaświadczenia pozwalały kandydatom na zdawanie testu SAT w pojedynkę, często tylko pod opieką z góry opłaconego egzaminatora, z możliwością rozłożenia egzaminu na dwie części.

Rodzice płacili od 15 tys. do 75 tys. dol. za takie rozwiązania, jak podstawienie w miejsce ich dzieci innej osoby do zdawania testu, korzystanie z pomocy egzaminatora, który podpowiadał właściwe odpowiedzi, albo zapewnienie, że sprawdzający wyniki wstawi poprawne odpowiedzi.

Singer i jego współpracownicy, aby zapewnić, że dzieci klientów dostaną „punkty za pochodzenie”, dopisywali w ich życiorysach fałszywe informacje o pochodzeniu z mniejszości rasowych bądź etnicznych.

Ponieważ wyniki sportowe kandydatów mają olbrzymie znaczenie dla uczelni, z reguły większe niż oceny ze szkoły średniej, Singer płacił trenerom uniwersyteckich drużyn, aby potwierdzili, że kandydaci będą wartościowymi nabytkami dla ich zespołów, a nawet za pomocą Photoshopu „doklejali” na zdjęciach do muskularnych ciał znanych akademickich sportowców twarze dzieci klientów.

Z Waszyngtonu Tadeusz Zachurski

Źródło:PAP
Tematy
Wyjątkowa wyprzedaż Ford Pro. Poznaj najlepsze rozwiązania dla Twojego biznesu.

Komentarze (7)

dodaj komentarz
loosac
I tym sposobem w imie ideologii USA zsuwa sie w zakresie kompoetencji naukowych. Bedzie jak w PRL: nie wazne co umiesz tylko jak bardzo jestes zgodny z wizją polityczną/ideologiczną bandy kretynow u wladzy.
a-zet
"zaświadczenia od psychologów, że kandydaci mają wrodzone trudności z nauką."

Po co więc tacy ludzie mają studiować? To jak zaświadczenie o wrodzonym lęku wysokości dla kandydata na pilota linni lotniczych.
po_co
Bo chcą i faktycznie się uczą. W USA panuje nieco inna kultura nauki niż w Polsce, tam nie każdy musi mieć dyplom bo i też nie każdego na niego stać.
Mało kto może pozwolić sobie na zainwestowanie 60-80 tys. $ po to aby je przebalować jak w Polsce.

U nas zresztą dosyć dziwnie patrzy się na osoby które na studiach się uczą,
Bo chcą i faktycznie się uczą. W USA panuje nieco inna kultura nauki niż w Polsce, tam nie każdy musi mieć dyplom bo i też nie każdego na niego stać.
Mało kto może pozwolić sobie na zainwestowanie 60-80 tys. $ po to aby je przebalować jak w Polsce.

U nas zresztą dosyć dziwnie patrzy się na osoby które na studiach się uczą, a tam kabluje się na kumpla z ławki kiedy ściąga.

Ktoś kto ma wrodzony problem z nauką może być doskonałym pracownikiem bo niczego mu nie brakuje, po prostu poświęca więcej czasu na udoskonalenie tych samych czynności.
a-zet odpowiada po_co
Czyli jak jestem grubasem koło 40-stki i się nie nadaję do baletu ale bardzo bym chciał, to jakaś dziewczyna która byłaby w tym o wiele lepsza ode mnie ma mi oddać miejsce w szkole bo dostałem punkty za warunki. Genialne. Nie mam więcej pytań.
talmud
mozna tylko sie cieszyc ze ktokolwiek wierzy w jakakolwiek sprawiedliwosc cytujac klasyka " na uklady nie ma rady" ktos kto tego nie rozumie jest po prostu ........naiwny
-balrog-
Rozwiązanie jest oczywiście najprostsze, czyli równa punktacja dla wszystkich. Pracodawcę nie będzie obchodzić, czy ktoś był czarny czy z biednej dzielnicy, tylko co umie. Ułatwianie takim ludziom studiowania to dla nich krzywda- pracododawca jak będzie widział takiego murzyna z dyplomem, to od razu ma wyrobione o nim zdanie, mimo Rozwiązanie jest oczywiście najprostsze, czyli równa punktacja dla wszystkich. Pracodawcę nie będzie obchodzić, czy ktoś był czarny czy z biednej dzielnicy, tylko co umie. Ułatwianie takim ludziom studiowania to dla nich krzywda- pracododawca jak będzie widział takiego murzyna z dyplomem, to od razu ma wyrobione o nim zdanie, mimo że akurat ten człowiek faktycznie mógł zasłużyć na ten dyplom. Niestety, komunistyczne "punkty za pochodzenie" i w USA mają się dobrze.

Powiązane: Stany Zjednoczone/USA

Polecane

Najnowsze

Popularne

Ważne linki