Doczekaliśmy się sytuacji, że w polskim sektorze bankowym mamy podział na wzór tego rozdzielającego świat biednych od świata bogatych – 20 do 80. Tyle tylko, że te 80 procent (a ściślej rzecz biorąc 83 procent) aktywów należy do wąskiej elity dziesięciu najbogatszych banków. Jest to więc wynik imponujący, szczególnie zważywszy na fakt, że jeszcze dwa lata temu pierwsza dziesiątka miała w swoim posiadaniu niewiele ponad 70 procent aktywów banków umieszczanych na naszej liście.
Zmiana ta jest jednak tylko pozorna. Na początku 2000 roku te same 80 procent aktywów miało bowiem 14 banków jednak w gruncie rzeczy jest to dokładnie ta sama grupa instytucji finansowych, co obecnie. Jedyną zmianą jakościową były bowiem cztery fuzje – Citibanku, BIG Banku, Banku Zachodniego oraz Powszechnego Banku Kredytowego – dzięki którym lista skróciła się do dziesięciu pozycji.
Jeśli więc nie ci najbogatsi umocnili się w sektorze bankowym przez minione dwa lata, to może były to ochoczo rozwijające swoje skrzydła zagraniczne grupy finansowe budujące w Polsce greenfieldy? Skala ich obecności w mediach wskazywałaby bowiem na to, że właśnie w ich rękach spoczywa coraz większy kawałek bankowego tortu. Rzeczywiście udział dziewięciu z nich (patrz wykres) wzrósł. Skala tego wzrostu – 0,7 punktu procentowego – w odniesieniu do całego sektora jest jednak raczej mizerna. Wciąż niewielki jest zresztą również ogólny ich udział w tym sektorze – łącznie wartość aktywów całej dziewiątki jest niewiele większa od wartości aktywów najmniejszego z największych czyli Banku Gospodarki Żywnościowej.
Z drugiej strony, trudno się dziwić tym instytucjom, działającym w większości w ramach globalnych grup finansowych, bo mają one ściśle określone strategie. Aby więc móc wbić chorągiewkę w to miejsce mapy świata, gdzie znajduje się Polska, menadżerowie tych grup uruchamiają tutaj również bank. Wdrażając własną “kulturę korporacyjną” i “wtapiając” polską kadrę kierowniczą w sztywny gorset organizacji, nie liczą na szybkie sukcesy, ale trwałą pozycję na rynku. Z tego też względu nie należy się spodziewać, że obecny udział tych instytucji (nie biorąc pod uwagę fuzji i przejęć) w krajowym rynku finansowym nie będzie szybko rósł.
Niewielkie osiągnięcia ma również prywatny krajowy kapitał, czyli banki regionalne. Udział w całym sektorze tych ośmiu banków jeszcze długo nie osiągnie poziomu dwóch procent. Na plus można im jednak zapisać, że podczas, gdy ich aktywa rosną, ich główny rywal – Bank Gospodarki Żywnościowej –trochę szybciej traci swoją pozycję.
Generalnie więc struktura rodzimego rynku niewiele się zmienia. Ci, którzy posiadają zasoby kapitałowe, są skrępowani strategią i wymogami korporacji, które nie dają się im rozwinąć. Inni chcieliby być więksi, ale są na to zbyt ubodzy. Wszyscy trwają więc we wzajemnym pacie. Jedynym bankiem, który może “rosnąć” pozostanie pozostanie więc PKO Bank Polski. Z jednej strony dysponuje on coraz większymi, wypracowywanymi na bieżąco zasobami finansowymi, z drugiej realizuje politykę rządu, która w kwestii ryzyka bankowego nie jest tak restrykcyjna jak polityka korporacji międzynarodowych, będzie więc rozwijał się coraz bardziej ekstensywnie.
Filip Kowalik

























































