Z pierwszej piątki debiutującej na warszawskim parkiecie do dziś ostały się tylko Kable, które jednak wkrótce mogą zniknąć z publicznego obrotu – wezwanie na 100% walorów spółki ogłosił jej główny udziałowiec oraz Krośnieńskie Huty Szkła „Krosno”, które od kwietnia znajdują się w stanie upadłości likwidacyjnej.
Podobne zainteresowanie i równie duże emocje towarzyszyły pierwszej ofercie publicznej banku PKO BP w roku 2004. Skarb Państwa sprzedał wówczas 49% akcji największego banku w Polsce po 20,50 złotych za sztukę, z czego 160 mln papierów objęli inwestorzy indywidualni. Pierwszy dzień notowań również zapisał się w historii warszawskiego pakietu – kurs PKO wzrósł do 24,50 złotych przy rekordowych obrotach (2,8 mld zł na jednej spółce do dziś robi wrażenie). Jednak w przeciwieństwie do Banku Śląskiego inwestycja w walory PKO BP okazała się opłacalna także w dłuższym terminie. Mimo że po debiucie analitycy mówili, że mamy „najdroższy bank w Europie” i że akcje są przewartościowane (rzeczywiście relacja cena do wartości księgowej przekraczała 3), to w szczycie hossy w sierpniu 2007 roku za jeden walor PKO BP płacono nawet 57 złotych. Następnie na dnie bessy akcjami PKO handlowano po cenie 18,90 zł.
Po bessie wywołanej pęknięciem bańki internetowej na giełdowe prywatyzacje musieliśmy poczekać do roku 2004, gdy ministrem skarbu został Jacek Socha. Wówczas resort postanowił sprzedawać udziały w państwowych spółkach za pośrednictwem GPW. Na parkiet trafiły wtedy walory firm, bez których dzisiaj trudno sobie wyobrazić handel w Warszawie. W indeksie WIG20 zadomowiły się Lotos oraz PGNiG, a w gronie mniejszych spółek znalazły się Ruch i ZA Puławy, a nieco wcześniej także Zelmer i Ciech. Sprzedaż dużych spółek przez Skarb Państwa ściągała nad Wisłę zagraniczne kapitały poszukujące stabilnych i płynnych inwestycji.
Nie dziwi więc fakt, że debiutująca podczas apogeum kryzysu finansowego Enea nie przyciągnęła już tak wielu drobnych inwestorów – redukcja wyniosła tylko 20,4%. Jeszcze mocniej zawiedli inwestorzy branżowi – po kosztujące aż 20,14 złotych walory Enei zgłosił się jedynie szwedzki państwowy koncern Vattenfall, który nabył 18,7% udziałów w spółce. Indywidualni weszli w inwestycję po kursie 15,40 zł. Pomimo strat na debiucie walor już od kwietnia zaczął przynosić zyski, a w sierpniu można było wyjść z inwestycji nawet przy kursie 25 złotych, czyli realizując stopę zwrotu rzędu 62%.
|
Nie zapisałbym się na akcje PKO Banku Polskiego, bo po co? Cztery razy prawo poboru było jeszcze wczoraj niewiele niżej niż cena na giełdzie. Lepiej pieniądze ze sprzedaży przeznaczyć na akcje PGE - to z pewnością będzie dobra inwestycja - mówi Piotr Kuczyński, Xelion Doradcy Finansowi. |
Zyski przyniosła też Bogdanka – pierwsza notowana na GPW polska kopalnia węgla kamiennego już na debiucie dała zarobić 16,9%. Od lipcowego debiutu do październikowego szczytu kurs spółki wzrósł o kolejne 35%, osiągając poziom 77,50 zł.
Udana oferta akcji Bogdanki zdecydowanie poprawiła postrzeganie spółek sprzedawanych przez Skarb Państwa. To stwarza szansę, że zainteresowanie akcjami PGE oraz nową emisją PKO BP będzie duże, choć raczej trudno spodziewać się powtórki sukcesów z lat 2004-06. Zupełnie inna jest już koniunktura zarówno gospodarcza jak i giełdowa, a i gorący kapitał spekulacyjny dużo ostrożniej podchodzi do inwestycji na rynkach wschodzących. Niemniej jednak obie spółki najprawdopodobniej znajdą się w indeksie WIG20, co niejako zmusi do zakupów krajowe instytucje finansowe.
Krzysztof Kolany
Bankier.pl



























































