REKLAMA
TYLKO U NAS

Energetyka gotowa do prywatyzacji za pośrednictwem giełdy

2007-06-06 07:00
publikacja
2007-06-06 07:00


W połowie tego roku trzy z czterech konsolidowanych przez resort skarbu grup energetycznych mają być gotowe do prywatyzacji. W rachubę wchodzi jednak wyłącznie publiczna emisja akcji na Giełdzie Papierów Wartościowych w Warszawie

Do tej pory tegoroczne plany prywatyzacyjne Ministerstwa Skarbu Państwa związane z sektorem energetycznym miały jedną wadę: minister skarbu państwa Wojciech Jasiński zapowiadał na przykład prywatyzację Grupy Energetycznej Południe, a prywatyzacji faktycznie nie było. Zmieniło się to z końcem grudnia ubiegłego roku. Wtedy formalnie zawiązane zostały trzy spółki energetyczne, które stanowią formalną bazę do konsolidacji spółek energetycznych.

KONSOLIDACJE TRWAJĄ

I tak pierwszą spółkę Skarb Państwa zawiązał z Eneą, Elektrownią Kozienice i kopalnią Bogdanka, drugą spółkę z Energą i Elektrownią Ostrołęka, a trzecią z Enionem, EnergiąPro oraz Elektrownią Stalowa Wola.

W przypadku tej ostatniej grupy z konsolidacji wyłączone zostaną w pierwszej fazie 15-procentowe pakiety akcji pracowniczych, które przy zachowaniu odpowiednich parytetów, zostaną wymienione na akcje nowej spółki dopiero, gdy jej kapitał akcyjny zasili 85 proc. należących do Skarbu Państwa akcji Południowego Koncernu Energetycznego (PKE). Wraz z akcjami pracowniczymi Enionu, EnergiiPro i Elektrowni Stalowa Wola na akcje nowej spółki wymienione zostaną też akcje pracowników PKE.

Cały proces konsolidacji spółek zakończy się więc najwcześniej dopiero w połowie tego roku. Podobnie, jeżeli chodzi o czas, ma się sprawa konsolidacji największej spółki energetycznej, czyli Polskiej Grupy Energetycznej. Pierwszym krokiem w konsolidacji tej struktury było powołanie w listopadzie ubiegłego roku spółki PGE Energia. Już wniesione zostały do niej 85 proc. pakiety akcji ośmiu spółek dystrybucyjnych oraz akcje Zespołu Elektrowni „Dolna Odra”. Dopiero w maju jednak – jak szacuje zarząd PSE, integratora grupy – akcje PGE Energia wraz z akcjami BOT trafią do PSE.

Podział samego PSE (przekazanie majątku przesyłowego spółce PSE-Operator, która pozostanie we władaniu Skarbu Państwa) planowane jest natomiast na przełom października i listopada 2008 roku. Tym samym prywatyzacja tej ostatniej grupy nastąpi nie wcześniej niż w 2008 roku. W przypadku trzech innych grup jednak może ona nastąpić już w tym roku.

TYLKO EMISJA PUBLICZNA

Jak zapewnia resort skarbu, w rachubę nie wchodzi jednak sprzedaż akcji firm inwestorom branżowym, lecz wyłącznie publiczna emisja akcji spółek na Giełdzie Papierów Wartościowych w Warszawie (GPW). Nie jest tajemnicą, że najchętniej resort skarbu upubliczniłby w tym roku na GPW w Warszawie akcje wartej 8,5 mld zł Grupy Energetycznej Południe, drugiej co do wielkości grupy energetycznej w kraju. Dla porównania PGE warta będzie około 14 mld zł, gdy wartość dwóch pozostałych grup jest wielokrotnie niższa. Problem w tym, że – mimo starań – Grupy Południe raczej nie uda się przygotować tak szybko do prywatyzacji.

A zatem, żeby z sektora energetycznego pozyskać połowę z zaplanowanych przez ministra Jasińskiego na poziomie 3 mld zł wpływów prywatyzacyjnych, nie wykluczone, że na giełdę trafią dwie mniejsze grupy energetyczne lub 50-procentowy pakiet akcji, które Skarb Państwa wciąż posiada w ZE PAK, a co do których prawa wykupu zgłasza Elektrim, drugi z akcjonariuszy firmy. Co do akcji PAK krążą też plotki, jakoby ten pakiet miał trafić nie na giełdę, lecz do Grupy Południe. Resort Skarbu nie komentuje jednak tych doniesień, twierdząc jedynie, że analizuje kilka wariantów. Co do prywatyzacji grup utworzonych na bazie Enei i Energi natomiast, oficjalnie stwierdza jedynie, że to moźliwe.

– Tempo konsolidacji grupy zależy przede wszystkim od tego, czy wszystkie podmioty konsolidowane dojdą do porozumienia w zakresie modelu wycen majątków i później w zakresie przyjęcia odpowiedniego modelu biznesowego. Efekty tych prac zweryfikuje później oczywiście rynek w czasie publicznej emisji akcji, ale na miejscu Ministerstwa Skarbu Państwa byłbym spokojny o powodzenie emisji – mówi Andrzej Głowacki z firmy DGA Doradztwo Gospodarcze.

Równie spokojny jest prof. Władysław Mielczarski z Instytutu Elektroenergetyki Politechniki Łódzkiej. Jego zdaniem, co pokazują indeksy światowe koncernów notowanych na giełdach zagranicznych, wartość firm tego typu systematycznie rośnie.

CZY PRYWATYZACJA NASTĄPI?

Zasadnicze wydaje się pytanie, czy prywatyzacja na pewno nastąpi. Większość analityków, widząc poczynania resortu Skarbu Państwa, raczej wątpi, by ten rząd, z tym, a nie innym ministrem skarbu, to uczynił. Sceptycy uzasadniają swoje obawy zrealizowanymi w 2006 roku przez ministra skarbu założeniami prywatyzacyjnymi. Do końca listopada, z zakładanych na ubiegły rok wpływów z prywatyzacji na poziomie ponad 5 mld zł, udało się zrealizować zaledwie 11 proc.

Dla Wojciecha Tabisia, prezesa polskiego oddziału hiszpańskiej Endesy, prywatyzacja jest unikniona. Dalsze utrzymywanie własności państwowej w sektorze jest działaniem na szkodę sektora. – Konkurencja pomiędzy firmami tego samego właściciela jest teoretyczna. Wcześniej czy później firmy energetyczne, szczególnie w obszarze wytwarzania i handlu energią, będą musiały zostać sprywatyzowane – mówi Tabiś. Wynika to z faktu, że już teraz obecny na rynku sektor prywatny jest znacznie lepiej przygotowany do zliberalizowanego rynku niż firmy państwowe, skupione na procesach konsolidacyjno-restrukturyzacyjnych, które oczywiście kosztują. – Ograniczona konkurencja to brak naturalnej presji na obniżenie cen usług i obniżenie konkurencyjności polskiej gospodarki, a w takiej sytuacji największe korzyści odniesie sektor prywatny już istniejący na rynku – dodaje Tabiś.

INWESTOWANIE NIEOPŁACALNE

Brak prywatyzacji to również brak nowych inwestycji. Tymczasem sektor potrzebuje inwestycji. I to natychmiast. Polska jest atrakcyjnym krajem do inwestowania, bo ponad 40 proc. polskich elektrowni wciąż nie spełnia limitów emisji SO2, które będą obowiązywały od 2008 roku, a ponad 60 proc. mocy zainstalowanej w Polsce ma powyżej 25 lat. Jak wylicza firma doradcza KPMG, przestarzałe moce wytwórcze krajowych elektrowni wymagają w najbliższych 10 latach nakładów inwestycyjnych na poziomie 14–16 mld euro. Obecnie na taki wydatek polskich firm kontrolowanych w większości przez Skarb Państwa nie stać.

Tyle tylko, że przy sztucznie przez państwo zaniżonych cenach, co jest wynikiem dopłat z tytułu kontraktów długoterminowych, kapitał komercyjny nie chce inwestować środków w energetykę. – Przy tak niskich cenach nie opłaca się budować nowych elektrowni. Żeby opłacało się, ceny hurtowe powinny wzrosnąć z 30 do 45–50 euro za 1 MW – mówi Piotr Chudzik, dyrektor departamentu bankowości korporacyjnej Deutsche Bank Polska. Jego zdaniem rząd nie robi zaś zbyt wiele, żeby odblokować inwestycje. Największym hamulcem jest wdrażany właśnie „Program dla elektroenergetyki”, który poprzez konsolidacje elektrowni z zakładami energetycznymi w perspektywie kilkuletniej doprowadzi do powstania czterech silnych grup energetycznych. W efekcie – zdaniem Chudzika – za kilka lat zobaczymy skonsolidowane podmioty i wysokie ceny, ale też brak inwestycji.

ISTOTNA EFEKTYWNOŚĆ

Innego zdania jest prof. Mielczarski. Jego zdaniem najważniejszym celem „Programu” jest obniżenie kosztów i większa efektywność. – I znów ludzie źle czytają, bo mówią, że „Program” obiecuje niższe ceny, a wcale tak nie jest. „Program” mówi tylko o kosztach, bo ceny zależą od zupełnie innych rzeczy, na przykład od obciążeń fiskalnych, stanowiących obecnie 40 proc. ceny – mówi Mielczarski. Drugim celem programu jest bezpieczeństwo, niezawodność, a trzecim zrównoważony rozwój. – Program pokazuje, że te wszystkie cele zostaną osiągnięte przez budowę konkurencyjnego rynku energii i zmiany w prawie, czyli poprzez ustanowienie przejrzystych reguł prawnych – tłumaczy Mielczarski.

BEZ ZAUFANIA

Z autorami „Programu”, w jego ocenie, różnią się jednak prywatni inwestorzy działający na rynku. – Jako uczestnicy rynku podkreślamy, że brakuje w tym programie zaufania do rynku. Z naszego doświadczenia wynika, że firm działających w sektorze musi być więcej niż garstka, a państwo powinno ograniczyć się tylko do roli ustawodawczej i regulacyjnej – mówi Matthias Preusser, dyrektor ds. rozwoju Stoen.

W Niemczech na przykład są cztery wielkie przedsiębiorstwa, mające 70 proc. mocy wytwórczych. Obok działa jednak tysiąc jednostek dystrybucyjnych, z których dwie trzecie nie jest kapitałowo zależna. Rządowy program utrzymuje zaś niekorzystne dla rynku status quo.

Zdaniem Mielczarskiego kryteria prawdziwej konkurencji Polska jednak spełnia. – Co więcej, będziemy je spełniać po konsolidacji. Przy naszej nieefektywnej gospodarce, mamy najniższe ceny w Europie i eksportujemy 11 TWh przy 110 TWh zużycia. Czy gospodarka nieefektywna byłaby to w stanie zrobić? – zastanawia się Mielczarski.

Podsuwa raport Komisji Europejskiej z 16 lutego 2006 roku o konkurencyjności europejskiej elektroenergetyki, z którego wynika, że polska elektroenergetyka, obok brytyjskiej i skandynawskiej, ma znacznie większy zakres rynku, czyli stopień konkurencyjności, niż inne kraje europejskie. – Co więcej po konsolidacji również będziemy na pozycji medalowej. Zakres rynku w naszej elektroenergetyce będzie znacznie większy niż w niemieckiej, francuskiej czy włoskiej – mówi Mielczarski.

WOLNY RYNEK – OD KIEDY?

Problemem jest jednak to, że największe przedsiębiorstwa, co prawda działające na rynku osobno, kontroluje tylko jeden właściciel – państwo. Bez prywatyzacji nie ma więc szans na wolny rynek, a co za tym idzie też konkurencji cenowej, dyktowanej przez grę wolnorynkową, choć formalnie wolny rynek dla odbiorców indywidualnych ma obowiązywać w Polsce od 1 lipca przyszłego roku.

Eksperci są jednak zgodni co do tego, że w rzeczywistości tak nie będzie. – Mówiąc o wolnym rynku, najczęściej mamy na uwadze drobnych odbiorców, indywidualnych, którzy rzeczywiście w lipcu przyszłego roku zyskają prawo wyboru. Ale nie będzie wolnego rynku, dopóki nie będzie liczników elektronicznych – mówi Mielczarski. Oznacza to, że w Polsce trzeba wprowadzić 14 mln liczników elektronicznych, a to nie stanie się z dnia na dzień. – Jeżeli ten okres potrwa pięć do siedmiu lat, to będzie dobrze. Technika nas niestety ogranicza – mówi Mielczarski.

PODWYŻKI REGULOWANE

Tym samym nie ma co liczyć na spadek cen, zwykle kojarzony z liberalizacją rynku. A zatem podwyżki. Pytanie tylko, jak duże. Analitycy twierdzą, że nie powinniśmy mieć w najbliższych latach do czynienia z efektem nadzwyczajnych podwyżek cen. Na przykład od nowego roku prąd może podrożeć maksymalnie o tyle, o ile dopuszczają obowiązujące obecnie regulacje.

Jak informuje Leszek Juchniewicz, prezes Urzędu Regulacji Energetyki, po 1 stycznia 2007 roku koszty zakupu energii mogą wzrosnąć nie więcej niż o 5,1 proc. (zgodnie z rozporządzeniem taryfowym jest to 3 proc. plus wskaźnik inflacji za 2005 rok, który wyniósł 2,1 proc.). Dlaczego prąd powinien drożeć? Choćby dlatego, że z roku na rok zwiększają się tzw. obowiązki dotyczące zakupu drogiej energii ze źródeł odnawialnych (wodnych, wiatrowych czy ze spalania biomasy – tzw. zielonej energii) oraz z kogeneracji (wytwarzania prądu przy okazji produkcji ciepła – tzw. czerwona energia).

Igor Stokłosa
Źródło:
Tematy
Nawet 6 miesięcy za 0 złotych
Nawet 6 miesięcy za 0 złotych

Komentarze (0)

dodaj komentarz

Powiązane:

Polecane

Najnowsze

Popularne

Ważne linki