Amerykański bank centralny wciąż rozdaje karty na rynkach. Z polskiej perspektywy niejasne zamierzenia Rezerwy Federalnej oznaczają osłabienie złotego oraz problemy ministra finansów.
Wypowiedź Bena Bernanke z końca czerwca rozpoczęła festiwal spekulacji dotyczących planów Rezerwy Federalnej w kwestii programu ilościowego łagodzenia polityki pieniężnej (quantitative easing; QE). Z jednej strony konsekwentna poprawa kondycji amerykańskiej gospodarki widziana zwłaszcza na rynku pracy oraz na rynku nieruchomości dostarcza argumentów za stopniowym wygaszaniem programu QE.
Jednak z drugiej strony inwestorom wystarczy jedynie najdrobniejsza uwaga dotycząca zamykania interwencji Fed, aby wpadać w popłoch oraz panicznie sprzedawać akcje, obligacje i surowce. Wstrząs na rynkach, jaki może wywołać zamknięcie programu QE, jest najważniejszym powodem niechęci wobec tego rozwiązania. Stąd brak czytelnego scenariusza przedstawionego przez Rezerwę Federalną, która woli odwlekać decyzje mogące nieść ze sobą nieprzewidywalne konsekwencje.
Polska perspektywa
Od września 2012 roku Rezerwa Federalna każdego miesiąca kupuje aktywa za 85 mld dolarów. Jest to równowartość ponad dwóch trzecich rocznego budżetu Polski. Pieniądze pochodzące z amerykańskiego banku centralnego wędrowały na wszystkie możliwe rynki od surowców poprzez akcje aż po obligacje.
Z polskiej perspektywy najistotniejsze znaczenie ma obecność kapitału pochodzącego zza oceanu na warszawskiej giełdzie oraz na rynku obligacji. Polskie papiery osiągnęły historyczne szczyty w maju, kiedy rentowność papierów dziesięcioletnich spadała do zaledwie 3,04 proc. Kiedy rentowność maleje, to rosną ceny obligacji.
Od tamtej pory, najpierw po zawierusze na japońskim rynku obligacji, a potem po czerwcowym wystąpieniu Bena Bernanke, polskie obligacje tanieją. Obecnie dochodowość polskich papierów wynosi około 4,50 proc., co oznacza wzrost o połowę od historycznego szczytu. W dodatku odejście inwestorów od naszego długu wpływa niekorzystnie na notowania złotego. Polska waluta pod wpływem spekulacji dotyczących nadchodzącego zamknięcia QE oddała niemalże całe zyski z sierpnia oraz zaczęła marsz na niższe poziomy.
Problem dla budżetu
Słabość złotego oraz rosnące rentowności to powód do zmartwień dla ministra finansów. Taka sytuacja oznacza bowiem wzrost wyceny długu denominowanego w obcych walutach, który stanowi niemal jedną trzecią zadłużenia. Zatem słaby złoty rodzi poważne niebezpieczeństwo dla parametrów fiskalnych naszego kraju.
W dodatku dług posiadany przez zagranicznych inwestorów ma wartość 460,7 mld złotych, co stanowi 53 proc. całego zadłużenia. Odejście inwestorów z polskiego rynku jest równoznaczne ze wzrostem rentowności polskich obligacji. Stąd obsługa zadłużenia będzie pochłaniała większą część wpływów do budżetu, niż było to w pierwszej połowie 2013 roku.
Dobre czasy na naszym rynku obligacji, które zostały wykreowane przez Rezerwę Federalną, to już przeszłość. Mimo rekordowych cen obligacji rząd nie podjął działań w kierunku budowania stabilności finansów publicznych, skupiając za to uwagę na innych kwestiach. Tymczasem budżet przeżywał ciężkie chwile w sytuacji najniższych rentowności w historii, a pogorszenie na tej płaszczyźnie będzie rodziło dodatkowe napięcia.
Wydarzenia za oceanem mają olbrzymie znaczenie dla naszych portfeli, gdyż utrzymanie obecnych trendów będzie trudne do strawienia dla ministra finansów. Niestety po zmarnowanej okazji zabraknie pieniędzy obniżki podatków oraz zmniejszenie pozapłacowych kosztów pracy, czyli klucza do zmniejszenia bezrobocia. Jedyne co może dzisiaj zaoferować rząd to chaotyczna nowelizacja budżetu oraz rozwodnienie mechanizmów dyscyplinujących finanse publiczne, co jest krokiem wstecz.
Analityk Bankier.pl
p.lonczak@bankier.pl

























































